Jakub Małecki - Dygot

Macie tak czasem, że chociaż książka bardzo Wam się podoba, to nie możecie sklecić o niej nawet jednego zdania, ale miałoby się chęć napisać o niej kilkustronicowe wypracowanie? Ja tak mam zazwyczaj kiedy książka jest świetna. I właśnie dzisiejsza książka taka właśnie jest. Nie będę ukrywać, że książka była rewelacyjna. Zapraszam na recenzję.
"Dygot" przedstawia losy dwóch rodzin: Łabendowiczów i Geldów na przestrzeni pokoleń, od czasów wojny do współczesności. Pierwsi są Jan Łabendowicz i Bronek Gelda. W życiu ich obu ważną rolę odgrywają przepowiednie i przekleństwa, które spadają nie tylko na konkretną osobę, ale i całe pokolenia. Jana wyklęła Niemka, którą miał bezpiecznie przewieźć do granicy. W efekcie tego rodzi mu się syn, inny niż wszyscy. Jest albinosem, którego całe społeczeństwo chce się pozbyć. W życiu Bronka ważna staje się przepowiednia cyganki. Jego córka zostaje dotkliwie poparzona. Losy obu rodzin stykają się za sprawą Wiktora i Emilii, niestety ich szczęście nie trwa długo, czy ich syn Sebastian wydostanie się z tego przeklętego koła?

Wiele osób uważa, że książka jest przecięta, o niczym i takie tam inne... Nie umieją oni dostrzec pewnych niuansów, piękna, wartości jakie ona przedstawia. "Dygot" jest pełny metafor, tak że trzeba by było poświęcić kilka lekcji języka polskiego, żeby je wszystkie wychwycić. Metafizyczne przeżycia są tam co chwilę. Magia przeplata się ze zwykłymi wydarzeniami dnia codziennego.
W życiu Łabendowiczów jest tego znacznie więcej. Są to prości ludzie ze wsi, którzy starają się tłumaczyć wszystko na swój sposób. Na przykład Jan "zbudował wojnę" - radio, które w momencie pierwszego włączenia nadawało komunikat o wojnie. Wiktor widzi różne rzeczy, których nie dostrzega zwykły człowiek. Widzi stwory, które wynurzają się o zmierzchu, czasem coś jest nieostre, pofalowane. Można to tłumaczyć jako wada wzroku, omamy, dostrzegalne kątem oka, kiedy światło się zmienia, ale czy do końca? Któż to może wiedzieć. Same postrzeganie albinizmu przez ludzi ze wsi jest bardzo zabobonna. Uważają, tak jak ludność w Afryce, że narządy takiego człowieka potrafią uzdrawiać.

"Życie zatacza koło, życie musi zatoczyć koło, inaczej się nie da. Ty siałeś krzywdę i krzywdę teraz zbierasz."

Życie Sebastiana jest jednym wielkim dowodem na to, że życie właśnie zatacza koło i to na niego przeszły wszystkie konsekwencje krzywd wyrządzonych przez przodków. Z wyglądu jest bardzo podobny do Jana, a końcowa scena jest tego kwintesencją.

Sama książka jest świetnie napisana. Nie można się od niej wprost oderwać. Język jest niby prosty, lecz poetycki. Można podziwiać kunszt pisarski autora. Nie wiem jak można z pozornie zwykłej historii stworzyć coś takiego.
Przez całą książkę starałam się dociec co to jest takiego ten "Dygot". Pierwsze co mi się nasunęło na myśl to - jest to życie. Dygot towarzyszy człowiekowi od pierwszej chwili. Nie jest to tylko fizyczny dygot, również wewnętrzny, psychiczny. Nawet nie wiecie jaką radość mi sprawiło, kiedy przeczytałam ten cytat:

"Życie to jest jeden, k****, wielki dygot."

"Dygot" polecam wszystkim bez wyjątku. To książka piękna, zabiera wszystkie myśli czytelnika, nawet kiedy jej nie czytasz. Po prostu nie sposób o niej nie myśleć. To zdecydowanie jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku, a może i najlepsza. Na pewno nie oddałam wszystkich moich myśli i odczuć tak jak trzeba, ale nie sposób ich ubrać w zdania. Jest to dowód, że polskie książki potrafią być genialne, trzeba tylko dostrzec taką perełkę, wśród pustych muszli.

Moja ocena: 10/10 ulubione
Czytaj dalej

J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - Harry Potter i Przeklęte Dziecko

Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Księgarnie jak za dawnych lat otworzyły swoje drzwi dla pierwszych klientów tuż po północy, a kolejki ciągnęły się niemalże kilometrami. Najbardziej niecierpliwi fani zaczęli czytać już na miejscu... Czy książka spełniła moje oczekiwania i poczułam magię Hogwartu? Zapraszam na recenzję.
Mija dziewiętnaście lat od wydarzeń z ostatniego tomu. Harry pracuje jako urzędnik w Ministerstwie Magii. Ma trójkę dzieci, z czego średni Albus Severus zaczyna naukę w Hogwarcie. Już w pociągu zaprzyjaźnia się z synem Draco - Scorpiusem. Na miejscu wszystko wygląda inaczej niż sobie wyobrażał. Po pierwsze, Tiara Przydziału przydzieliła go nie tam gdzie się spodziewał. Po drugie, nie radzi sobie w szkole, ani z magią, ani z innymi uczniami. Po trzecie, musi się zmierzyć z dziedzictwem i popularnością jakie jego nazwisko wywołuje. Wszyscy porównują go do ojca, z tego też powodu zaczyna się od niego oddalać. A zwolennicy Voldemorta znowu coś knują... Żeby wszystko wróciło do normy Albus i Harry muszą dojść do porozumienia.

Książka to tak naprawdę scenariusz. Dziwię się bardzo osobom, które były zaskoczone, że jest napisana w takiej formie. Przecież jak wół napisane jest "Pierwsze wydanie scenariusza", nagłaśniane było, że ma być spektakl, dosłownie wszędzie widziałam aktorów, którzy mają tam grać. Po prostu nie rozumiem tego....

Fabuła dzieje się na przestrzeni kilku lat. Trochę za szybko to wszystko się dzieje. Nie ma tej atmosfery, która towarzyszyła każdemu rokowi Harry'ego w Hogwarcie. Albus - bo to o nim jest ta książka - jest zupełnie inny niż Harry. O wszystko się wścieka, jest trochę dziwny i nie tego się po nim spodziewałam. To samo tyczy się Harry'ego, który jest wiecznie zapracowany, stracił tę iskrę i żywiołowość. Jego charakter też się zmienił, na gorsze. Hermiona, jak to ona, mało się zmieniła, natomiast Ron udaje takiego wujka, który opowiada dowcipy, śmieszące jedynie jego samego.

W książce dzieje się dużo, nawet bardzo. Bohaterowie przenoszą się do przeszłości i można zobaczyć co by było gdyby... np. Voldemort zwyciężył, czy w innych kluczowe sytuacjach w dziejach świata czarodziejów. Informacja dla fanów Snape'a: pojawia się w książce.

Książkę czyta się bardzo dobrze. Miło było znowu wkroczyć do świata magii. Nie traktuję jej jako ósmego tomu, bardziej jako taką nowelkę, coś w rodzaju części 7,5, albo opowiadanie fan fiction. "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" mogę powiedzieć, że spełniło moje oczekiwania. Wiedziałam od początku, że nie będzie taka jak seria, ale bardzo przyjemnie mi się czytało. Książkę polecam wszystkim fanom Harry'ego Pottera.

Moja ocena: 8/10
Czytaj dalej

Aleksandra Chrobak - Beduinki na Instagramie

Dzisiaj chcę Wam przedstawić coś innego, bo jest to książka typu przewodnika, opowieści. Zastawialiście się kiedyś jak się żyje w Emiratach? Bo co tak naprawdę wiemy o tym kraju? Zapraszam na recenzję.
Autorka kilka lat mieszkała w Emiratach Arabskich, jednym z najbogatszych państw na świecie. Kraj w którym nowoczesność łączy się z tradycją karawan beduińskich. W swojej książce stara się przedstawić życie codzienne mieszkańców tego kraju: mężczyzn, kobiet - z każdej warstwy społecznej - miejscowych, przejezdnych... Jak to jest kiedy kobieta, która ma jedynie odsłonięte oczy może się wyróżnić z tłumu? Jak mężczyzna dyskretnie może pokazać wielkość swojego majątku? Jak wygląda zawieranie małżeństw, kiedy osoby przeciwnej płci nie mogą zamienić nawet słowa? I chyba najważniejsze pytanie, które zadaje Europejka, czy kobiety tam są szczęśliwe?

Życie w Emiratach to zupełnie inna bajka. Większość osób jest tam bardzo, baardzo bogatych. Mogą sobie pozwolić na luksusowe samochody, domy (a raczej wille) obwieszane są w złocie, ubrania pochodzą od największych projektantów... Pewnie wydaje się Wam to śmieszne, przecież kobiety są prawie lub całkowicie zasłonięte? No tak, ale w domu to nie obowiązuje, przy koleżankach i licznej rodzinie można paradować w czym tylko się chce - oczywiście trzeba przestrzegać pewnych reguł.

Książka otworzyła mnie na tą inność tego kraju. Jak w państwie gdzie na każdym kroku widzi się zakazy można być szczęśliwym. Pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że jest to państwo gdzie rządzi prawo muzułmańskie i każdy, wierzący, czy nie musi się mu podporządkować. To nie tak, że kobiety są dyskryminowane, mogą robić co im się podoba - pracować, robić zakupy, spotykać się z koleżankami, a nie tylko dbać o dom. Oczywiście wszystko za zgodą rodziny - męża, ojca, brata. Nawet zdarzają się takie śmieszne sytuacje, kiedy siostra musi pytać o pozwolenie na wyjście brata, który ma 10 lat. Wszystko to ma spowodować, że kobieta będzie bezpieczna.
A teraz trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego taki tytuł "Beduinki na Instagramie"? W Emiratach Instagram jest bardzo popularny, pewnie ze względu na to, że możesz tam pokazać siebie. Nawet w łazience w ekspresowym tempie przebierają się, robią makijaż, pstrykają zdjęcie i w takim samym tempie znowu się przebierają.

Książka bardzo mi się podobała. Wiele dowiedziałam się o kraju, tak różnym od naszego, a jednak żyją w nim ludzie tacy jak w każdym innym zakątku świata. Czyta się bardzo szybko, język jest bardzo przystępny. Polecam ją przeczytać, chociażby z ciekawości.

Moja ocena: 7/10
Czytaj dalej

Charlotte Cho - Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji

Kiedy książka miała swoją premierę jakoś na początku tego roku, zawojowała szumnie blogosferę. Nie tylko jej książkową część, ale też kosmetyczną i modową. Prawie każda blogerka - nieważne o czym pisze - musiała ją przeczytać. Mnie ona również kusiła, ale sięgnęłam po nią dopiero niedawno. Teraz jako była blogerka kosmetyczna (tak, już do tego nie wracam) mam inne podejście do kosmetyków, te lata praktyki wiele mnie nauczyły. Będą to moje luźne opinie o książce.
Autorka książki z pochodzenia jest Koreanką urodzoną w USA w Kalifornii. Dopiero po przeprowadzce do Korei zaczęła bardziej zwracać uwagę na to co stosuje w pielęgnacji swojej twarzy.
Zacznę od ocenienia wizualnej części książki. Ma wiele obrazków, takie jak na zdjęciu poniżej, w formie takiego komiksu, które bardzo umilają czytanie. 
Język jest prosty, taki powiedziałabym kumplowski. Czyta się bardzo przyjemnie.
Co do samej treści. Powiedziałbym, że jest to bardziej przewodnik po Korei i jej kulturze, a pielęgnacja jest jakby jego skutkiem ubocznym. Autorka opisuje koreańskie spa, a nagle bez związku pisze o "koreańskiej kulturze wspólnoty". Co ma wspólnego z pielęgnacją? że w Korei zawsze znajdzie się ktoś kto umyje ci plecy?? Albo o jedzeniu. Co to ma do rzeczy?

Jeśli chodzi o same porady to: część jest zupełnie znana, a część albo niewykonalna, albo na mój rozum wcale niepotrzebna.
Autorka mówi o kilku etapach oczyszczania: najpierw mycie twarzy olejkiem myjącym, kolejne np. żelem i tonik. Jak sama pisze wszelkiego rodzaju kosmetyki do mycia twarzy niszczą naturalną barierę ochronną twarzy, a tonik ją przywraca. W takim razie, czy mycie twarzy aż dwa razy, dodatkowo rano i wieczorem, czyli cztery razy dzienne jest takie niezbędne? To tak samo z myciem włosów codzienne, które również je osłabiają, niszczą barierę ochronną i im częściej je myjesz tym szybciej się przetłuszczają. Ilu specjalistów, tyle teorii.
Kolejny przykład to stosowanie kremów z filtrem kilka razy dziennie, czyli w ciągu dnia wsmarowujesz krem na twarz z makijażem. Czy to jest w ogóle wykonalne? Niby Koreanki używają w makijażu tylko podkładów w kompakcie, które zazwyczaj zawierają wysokie filtry, ale czy to jest zdrowe kilkukrotne nakładanie podkładu? Tak samo dzieci nie wypuszcza się na słońce, żeby się nie opaliły. Hmm, co to by było za lato żeby nie można było pobiegać na dworze.
Stosowanie kremów przeciwzmarszczkowych jeszcze zanim pojawią się pierwsze zmarszczki, czyt. pewnie w wieku nastoletnim. Uczenie pielęgnacji dzieci, czy wy sobie wyobrażacie np. sześcioletnie dziecko, które używa żeli oczyszczających i kremów? bo ja nie.

Kosmetyki, jakie autorka zachwala są wyłącznie koreańskie. Przy czym otwarcie mówi o tym, że np. taki kosmetyk jeszcze nie jest dostępny na świecie, tylko w tym kraju, a jest zupełnie niezbędny w pielęgnacji. I tak jest z wieloma kosmetykami. Powiedzmy sobie szczerze, dla nas są to nadal kosmetyki z wyższej półki, na które stać tylko nielicznych. Dla amerykanki maseczka w płachcie kosztuje mało, bo tylko 2 $, ale u nas taka sama maseczka będzie kosztować 15 zł, jak dla mnie jest to nadal za wysoka cena.

Najlepsze w całej książce jest to, że dowiedziałam się, iż wszystkie Koreanki są praktycznie kosmetologami. Znają się na składach, wiedzą co będzie dobre dla ich cery, mają całą szafkę różnych kosmetyków na każdą porę roku. Jeszcze jedno, autorka wręcz każe ufać jedynie własnym osądom, nie poleceniom koleżanek, blogerek, czy może nawet specjalistów, czyli instytucja blogerek jest wcale niepotrzebna? Przy czym sama nie ogranicza się do podawania tylko i wyłącznie samych faktów na temat pielęgnacji, a też poleca kosmetyki w książce.

Przypomniało mi się jeszcze najlepsze z najlepszych. Uwaga! Kosmetyki naturalne nie są dobre. Nie działają tak skutecznie jak te zrobione ze składników chemicznych, bo cytuję: "Przecież człowiek również składa się z chemii" - ciekawe czy z SLSów i parafiny ;)

W książce sporo można się dowiedzieć o amerykańskiej pielęgnacji na przykładzie samej Charlotte. Używają jedynie szarego mydła, a wszystkie niedoskonałości maskują toną podkładu i pudru. W takim razie pod tym względem są sto lat za nami.
Podsumowując, dla mnie jest to przewodnik po Korei, a nie elementarz pielęgnacji. Tak szczerze każdy człowiek wie co jest dla niego skuteczne. I czy myjesz twarz dwa razy dziennie, czy co kilka dni, a tylko myjesz wodą i przecierasz tonikiem to zależy tylko i wyłącznie od twoich potrzeb.

Moja ocena: 6/10
Czytaj dalej

Yankee Candle - Kilimanjaro Stars

Bardzo dawno nie prezentowałam tu wosków. Nie to, że ich nie palę, bo prawie codziennie coś się pali w kominku, tylko wypalałam zapachy, które już tu wcześniej recenzowałam. Tą recenzją można tak powiedzieć, że wracam do ich omawiania na blogu. Już nawet mi się trochę nazbierało nowych zapachów.
Opis ze strony sklepu: Zmierzch na pokrytym lodem szczycie, gdzie czyste górskie powietrze jest splecione z chłodną nutą mięty i ciepłą paczulą.

Tradycyjnie zacznę od naklejki. Oczywiście to naklejki w woskach przyciągają uwagę. Jak dla mnie są to ważne elementy, które powodują, że kupię konkretny wosk (po nutach zapachowych). Na tej znajduje się góra podczas zachodu słońca, a raczej już długo po zachodzie, ale jeszcze z różową poświatą. Jest bardzo klimatyczna i zapowiada nadejście idealnego, spokojnego wieczoru.

Zapach jest świeży, lekko słodkawy z nutami korzennymi. Może być podpięty pod kategorię zapachów "męskich", jednak jest bardziej delikatny, stonowany, więc i osoby, które nie są ich wielbicielami powinny być zadowolone. Kilimanjaro Stars jest idealny w chłodny wieczór, kiedy zdecydowanie potrafi ocieplić powietrze. Nie jest mocny, a jego intensywność oceniam jako średnią.

Myślę, że jest warty poznania, nawet dla osób, które nie przepadają za męskimi zapachami. Warto rozejrzeć się za nim w sklepach stacjonarnych i powąchać go na żywo, może akurat się okaże, że Wam się spodoba.
Czytaj dalej

Rebecca Donovan - Powód, by oddychać

Dzisiaj chcę Wam przedstawić moją opinię o książce "Powód, by oddychać" (link). Książka zbiera wiele pozytywnych recenzji, dużo osób się nawet nią bardzo zachwyca i jest o niej nadal stosunkowo głośno. Jeżeli chcecie poznać co o niej myślę, zapraszam dalej.
Emily ma szesnaście lat i odlicza dni kiedy skończy liceum. Wydawałoby się to normalne, że dziewczyna chce jak najszybciej skończyć szkołę, lecz jej powody nie są już takie błahe. Mieszka z wujkiem, ciotką i ich dziećmi. Jest dosłownie piątym kołem u wozu, ledwie tolerowana, obarczana ciężkimi obowiązkami i... bita. W szkole jest prymuską, należy do kilku drużyn sportowych, prowadzi szkolną gazetkę, itd. Stara się niezauważalnie przemykać po szkolnych korytarzach. Jedyną osobą z którą rozmawia jest Sara, dzięki niej może się choć na chwilę poczuć normalną nastolatką. Jej plan na życie się zmienia, kiedy w szkole pojawia się nowy chłopak, Evan.

Na początku nawet dobrze mi się czytało, pomimo tej walniętej ciotki. To było takie czytadło o nastolatkach, o ich codziennych sprawach. Chociaż trzeba zaznaczyć, że to historia o amerykańskich nastolatkach, takich można powiedzieć stereotypowych, filmowych, czyli wiecznie imprezujących.
Emily średnio mi się podobała. Na jej miejscu już dawno bym się spakowała i wolała mieszkać pod mostem. To samo się tyczy domowników. Dzieci widzą jak ich matka ją traktuje, ale zachowują się jak gdyby nic. Wujek niby nic nie widzi, nic nie słyszy i nie wie co się dzieje. A jak dochodzi do sytuacji, kiedy dostrzega coś kątem oka, to bierze stronę Carol. Niby wyjaśnienia Emily, że nie zgłosi tego nikomu dla dobra dzieci są przekombinowane. Jak na razie Carol się nimi zajmuje, jest dla nich czuła, ale kiedy dorosną, to kto wie co się może stać. Nawet nie jest to przykład patologii, bo tam biją za coś konkretnego, np. przypalony obiad, a nie za to, że się tylko jest. Tak samo z miejscami na ciele. Domowi tyrani starają się bić w miejsca niewidoczne, a nie takie, które wszyscy mogą zobaczyć.

"Powód, by oddychać" to historia o takim powiedziałabym kopciuszku, który wpadł w jeszcze większe bagno niż ten z bajki. Ciężko mi jest powiedzieć co mi się tam podobało, może styl pisania autorki, bo książkę bardzo szybko się czyta. Sama historia jest praktycznie o niczym. W domu tylko awantury, w szkole, czy po szkole imprezy i... tyle. Nie wiem co wszyscy widzą w tej książce, czytałam o wieeele lepsze książki o nastolatkach i wiem, że można pociągnąć ten temat o wiele lepiej.

Sama nie wiem, czy chcę czytać kolejne części, bo tak to jest trylogia. Może się skuszę, kiedyś, ale na pewno nie w najbliższym czasie.

Moja ocena: 6/10
Czytaj dalej

Colleen Hoover - Pułapka uczuć

Naczytałam się już samych pochwał na temat książek pani Hoover. Sama zbierałam się za nie dość długo. Na pierwszy ogień postanowiłam przeczytać "Pułapkę uczuć" pierwszą część trylogii, ze względu na to, że mam na półce drugą część. Czy książka okazała się taka jak wszyscy mówią? zapraszam dalej.
Layken wraz z matką i młodszym bratem przeprowadzają się do Michigan. Postanawiają zapomnieć o przeszłości i żyć dalej. Od razu po przyjeździe zaprzyjaźniają się z sąsiadem Willem i jego bratem. Layken i Will stają się sobie bardzo bliscy, jednak jak to bywa pojawiają się kłopoty...

Do książki robiłam dwa podejścia. Po raz pierwszy przeczytałam jedynie rozdział i odłożyłam - miałam już dość takich książek. Drugi raz poszło znacznie lepiej.
Layken jakoś ciężko mi było polubić. Jest dosyć samolubna, najbardziej w momencie kiedy dowiedziała się o matce. Wcale nie myśli o innych, jedynie jak zaistniałe wydarzenia wpłynął na jej życie, a nie innych. Miała też pretensje do matki, że zachorowała.

Książka jest bardzo podobna do "Kochając pana Danielsa". Oba związki mają wiele wspólnych cech, a i bohaterowie są bardzo podobni - mają podobne charaktery (oprócz Layken) i zainteresowania. Tak jak w "Kochając..." bohaterowie mieli obsesję na punkcie Szekspira, tak tu uwielbiają wiersze. Nie takie czytane do poduszki, tylko tworzenie ich. Ze względu na ich częstotliwość zajmują jakieś 1/8 książki.
To książka typu on ją kocha, ona jego, ale nie mogą być razem. Wzajemnie się zrażają, ale i tak coś ich do siebie ciągnie. Potajemnie się spotykają, ukrywają swój związek przed całym światem, itd...

"Pułapka uczuć" to taka ckliwa, wręcz ociekająca słodyczą książka. Od początku można się spodziewać jak się skończy. Nawet wiadomo jak się skończy cała seria. Colleen Hoover tą książką nie przekonała mnie do siebie. To książka jakich teraz wiele i chyba powoli zaczynam mieć przesyt.
Ja Was nie zniechęcam do niej, bo w sumie nie była jeszcze taka zła. Nie wszystko co średnio mi się podobało, nie będzie się podobać innym. Słyszałam, że inne książki autorki są znacznie lepsze, a po ocenach na lubimyczytac widzę, że cała seria ma tendencję spadkową i mogłaby się skończyć na pierwszym tomie. 

Moja ocena: 7/10
Czytaj dalej

Rick Riordan - Parcy Jackson i bogowie olimpijscy: Klątwa Tytana

To już moje trzecie spotkanie z Percym Jacksonem, trochę nierozgarniętym herosem. Wychodzi na to, że czytam jedną część na miesiąc, więc do końca roku powinnam skończyć serię. Zapraszam na recenzję.
Percy dostaje od Grovera wiadomość, że ma się udać do jednej ze szkół z internatem. Satyr podejrzewa, że rodzeństwo, które tam mieszka są herosami, a co za tym idzie trzeba się spodziewać potworów. W wyniku przypadku Annabeth zaginęła, Artemida, która wyruszyła na poszukiwanie potężnego potwora, również. Dodatkowo z niewoli wydostał się groźny Tytan, który zagraża wszystkim herosom. Percy'emu nie pozostaje nic innego jak udać się w niebezpieczną misję. Towarzyszki Artemidy - łowczynie przebywają w Obozie Herosów, a to zawsze prowadzi do kłopotów. Czy Percy'emu uda się odnaleźć Annabeth i powstrzymać groźnego Tytana?

Ta część jest zdecydowanie najlepszą częścią (oczywiście z wszystkich, które czytałam). Percy wreszcie zaczyna używać swojego mózgu :D Jest wystarczająco samodzielny, żeby można go było nazywać prawdziwym herosem. Dodatkowo w tej części roi się od bogów, którzy jak to na nich przystało mącą, kręcą w życiach ludzi (czyt. Percy'ego). Jest właśnie tak jak zawsze chciałam.
Akcja toczy się szybko, nie brakuje w niej przygód, pościgów i walk. Na kartach powieści poznajemy wiele mitów, jedne bardziej znane, inne mniej.

Jeżeli macie jeszcze wątpliwości, czy zaczynać swoją przygodę z Percym Jacksonem to mam nadzieję, że po tej recenzji poczujecie się zachęceni. Z każdym tomem jest coraz lepiej, więc już nie mogę się doczekać co to będzie się działo w kolejnych :)

Moja ocena: 8,5/10
Czytaj dalej

Nowości - październik + podsumowanie czytelnicze miesiąca

Październik pozostaje już tylko wspomnieniem i powoli trzeba się przyzwyczaić do listopada. Ja jeszcze trochę "powspominam", czyli zapraszam Was na moje podsumowanie miesiąca. A w nim jak zawsze: stosik z nowościami i tym co udało mi się przeczytać.
Mój bardzo skromny stosik z nowościami :) z czego tylko kupiłam jedną książkę. Możecie być ze mnie dumni :D
Aline Ohanesian "Dziedzictwo Orchana" - wygrałam jeszcze we wrześniu w konkursie organizowanym przez bardziejlubieksiazki.
J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" - przytargałam pod wpływem impulsu z Biedronki :D
O wiele bardziej obficie przedstawia się stosik z biblioteki. Zaszalałam jak widać, wiele z nich chciałam już dawno przeczytać, ale były akurat niedostępne. No tak wypożyczam, a na półkach stoi nieprzeczytanych prawie 90 książek ;)
Cassandra Clare "Miasto zagubionych dusz", K. A. Tucker "Jedno małe kłamstwo", Danka Braun "Historia pewnej rozwiązłości", Aleksandra Chrobak "Beduinki na Instagramie", Jakub Małecki "Dygot", Lars Saabye Christensen "Półbrat", Magdalena Rittenhouse "Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero" i "Jako dowód i wyraz przyjaźni. Reportaże o Pałacu Kultury".
A na koniec podsumowanie czytelnicze, czyli ile to książek udało mi się przeczytać przez miesiąc. W październiku przeczytałam 15 książek (sporo z biblioteki, dlatego nie ma ich już na zdjęciu) i jestem zadowolona z tego wyniku.
1. Kerstin Gier "Błękit szafiru" 8/10 recenzja
2. Gabrielle Zevin "Między książkami" 8/10 recenzja
3. John Green "Papierowe miasta" 7/10 recenzja
4. Kerstin Gier "Zieleń szmaragdu" 9/10 recenzja
5. Rick Riordan "Klątwa Tytana" 8/10 recenzja wkrótce
6. Colleen Hoover "Pułapka uczuć" 7/10
7. Carole Matthews "Klub Miłośniczek Czekolady" 7/10
8. Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szósty" 7/10
9. Rebecca Donovan "Powód, by oddychać" 6/10
10. Charlotte Cho "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji" 6/10
11. J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" 8/10
12. Jakub Małecki "Dygot" 10/10
13. Aleksandra Chrobak "Beduinki na Instagramie" 7/10
14. Olga Bergholc, linda Ginzburg, Jelena Koczyna "Oblężone. Piekło 900 dni blokady Leningradu w trzech przejmujących świadectwach przetrwania" 6/10
15. Ransom Riggs "Osobliwy dom pani Peregrine" 8/10
Najlepsza książka przeczytana w tym miesiącu to "Dygot", natomiast najgorsza, a raczej najgorsze bo nie wiem, która mniej mi się podobała to "Powód, by oddychać" i "Sekrety urody Koreanek".
Liczba stron jaką przeczytałam: 5093

Niestety nie wyrobiłam sobie jeszcze nawyku recenzowania książek zaraz po ich przeczytaniu, dlatego mam ogromneee zaległości w recenzjach. Postaram się to zmienić.

Jak Wam się podobają moje nowości? Czytaliście może coś z przedstawionych przeze mnie dzisiaj książek?
Czytaj dalej