Siedemnastoletnia Daphne Janus nie może uwierzyć, że rodzice pozwalają jej jechać z najlepszym przyjacielem na wakacje. Tak naprawdę pobyt w pięknym kurorcie na niewielkiej wyspie u wybrzeży Kalifornii to ostatnia, desperacka próba ocalenia dziewczyny.
W miejscu tym są przeprowadzane eksperymentalne terapie dla osób ze skłonnościami samobójczymi. Początkowo niekonwencjonalne zajęcia są ekscytujące - duchy w pokoju, awaria windy, przygoda podczas wycieczki kajakiem - to wszystko robi wrażenie. Ale kolejny dzień przynosi nowe wyzwania... Gdy podczas jazdy terenowej dziewczyna odłącza się od grupy, rozpętuje się istne piekło. Daphne zaczyna zastanawiać się, czy rodzice wysłali ją na wyspę po to, by jej pomóc, czy też aby ją ukarać.
Daphne cierpi na depresję od czasu śmierci jej siostry, którą zabił chory na schizofrenię jej starszy brat. Wielokrotnie próbowała się zabić, ma pretensje do siebie, że nie zapobiegła śmierci siostry (słyszała odgłosy dobiegające z jej pokoju). Wierzy, że jej rodzice również ją o to obwiniają. Cam jej najlepszy przyjaciel wpada na pomysł, że pojadą na wakacje na pewną wyspę. Dziewczyna się zgadza (ma nadzieję, że tam z dale od czujnych rodziców uda jej się zabić). Wszystko wydaje się niewinne dopóki na statku nie poznaje doktor Gray, która informuje ją, że będzie uczestniczyła w terapii. Wyspa osnuta jest wieloma legendami o indiańskim plemieniu i ich bożkach, którzy mordowali tamtejszą ludność. Jest też nawiedzona farma i liczne niebezpieczne miejsca.
Początkowo Daphne spotykają niewinne rzeczy typu: wieczorna wizyta duchów, czy zatrzaśnięcie w windzie (ma klaustrofobię i boi się wind). Jednak im dłużej tam przebywa zaczyna mieć świadomość, że ktoś chce ją zabić. Nie wie komu ma już wierzyć, niektórzy kuracjusze opowiadają, że są tu siłą przetrzymywani i od wielu dni nie mogą się wydostać z wyspy. Daphne zaczyna się zastanawiać, czy rodzice nie wysłali jej tu za karę...
Sam pomysł na historię jest bardzo fajny. Tajemnicza wyspa i niespodziewane wydarzenia oraz ta mroczna otoczka. Wszystko pięknie by wyglądało gdyby nie wykonanie. Autorka nie umiała przelać swoich myśli na papier. Już od pierwszych linijek zastanawiałam się, czy nie napisała jej jakaś trzynastolatka (nie obrażając trzynastolatek), która co jakiś czas wstawiała trudne słowa znalezione w słowniku synonimów. Znalazłam wiele powtórzeń, tekst nie jest dopracowany, jakby to była pierwotna treść, bez poprawek, a nie ostateczna wersja. Denerwowało mnie też nazewnictwo wszelkich zwierząt głównie morskich, których w książce jest multum. Jakby nie można było powiedzieć po prostu wieloryb, a nie humbak. Dobrze, że jeszcze nie podawała ich łacińskich nazw. Wiecie co jest w tym śmiesznego? Autorka wykłada literaturę na jednym z uniwersytetów w Stanach. Jeżeli wykładowcy tak tam piszą, to ja współczuję studentom.
Wydarzenia w książce bardzo szybko się zmieniają. Bohaterka po prostu pędzi ekspresem przez całą książkę. Czasem ciężko jest się nad czymś zastanowić, bo zaraz pojawia się coś nowego. Autorka mąci w głowie czytelnikom, samemu nie wie się wreszcie co jest prawdą. A zakończenie jest po prostu banalne.
Książka jest bardzo okrojona z treści. Jakby autorka chciała zamieścić wszystko w jak najmniejszej liczbie stron (książka ma ich tylko 304).
Główna bohaterka nie jest osobą, którą można polubić. Na dodatek nie jest dopracowana. Przez dwa lata cierpi na depresję, nie wychodzi z domu, ba nawet z łóżka! Odcina się od przyjaciół, zraża do siebie swojego chłopaka. Cały czas powtarza sobie: "To przez ciebie Kara nie żyje" i ma wyrzuty kiedy nawet się uśmiechnie. A tu nagle pojawia się jej najlepszy przyjaciel, z którym się przez te dwa lata nie widziała i mówi: "Hej, pojedź ze mną na wakacje, zabawisz się." Ona mówi: "Ok, to jedziemy." No i pojechali. Na wyspie jakby nigdy nic śmieje się i dobrze bawi. Jakby jeszcze wczoraj nie myślała o samobójstwie i zadręczała się śmiercią siostry. Tak pstryknie palcami i jest jej wesoło. A ta próba samobójcza na wyspie to też jakby autorka sobie nagle przypomniała: "Przecież ona tu przyjechała się zabić! No dobra dajmy jej do ręki nóż.". Ma chłopaka, którego kocha, no może od dłuższego czasu się widywali, ale jednak jej uczucia się nie zmieniły, ale nie, musi się oglądać za innymi.
Kiedy zaczynam nową książkę zawsze wchodzę na Lubimy czytać i zaznaczam, że "teraz czytam". Kiedy weszłam na "Purgatorium" byłam bardzo zdziwiona, że jej średnia to tylko 5,25. Spodziewałam się, że będzie o wiele wyższa, a tu takie zaskoczenie. Teraz już wiem, że ta średnia jest adekwatna do treści. Najlepsze jest to, że to pierwszy tom serii. Już wiem, że po kolejne nie sięgnę.
Moja ocena: 5/10
Książka mi już przypadła do gustu, tym bardziej wątek depresyjny i ten wyjęty z horroru- duchy :)
OdpowiedzUsuńNie namawiam, ani nie przestrzegam przed przeczytaniem. Kto wie, może Ci się spodoba ;)
UsuńKurczę...już mnie nie kusi :D
OdpowiedzUsuń;) Mnie też kusiła i ledwo ją przeczytałam ;)
UsuńMam ją na półce i zastanawiałam się czy nie sięgnąć po nią teraz ale troszkę mnie zniechęciłaś i już chyba nie mam na nią ochoty
OdpowiedzUsuńOpinie o niej są różne, chociaż przeważają negatywne, to i kilka pozytywnych się znajdzie. Przeczytać zawsze można :)
Usuń