Strony

wtorek, 27 września 2016

Agata Christie - Morderstwo w Mezopotamii

Z pewnością nie znajdzie się taka osoba, która chociażby ze słyszenia nie znałaby niekwestionowanej królowej kryminału, czyli Agaty Christie. Ja już mam za sobą kilka, a nawet kilkanaście przeczytanych, a nawet nie dobrnęłam do 1/3 jej dzieł. Dzisiaj zapraszam na recenzję jednego z nielicznych, które posiadam na swojej półce, czyli "Morderstwo w Mezopotamii".
Irak, grupa archeologów, jak co roku udaje się na wykopaliska. Wśród nich jest pani Leidner, żona dowodzącego wykopaliskami. Od dłuższego czasu nękają ją listy z pogróżkami i inne tajemnicze wydarzenia, dlatego boi się o swoje życie. Niestety jej obawy się sprawdzają i ginie w tajemniczych okolicznościach. Sprawa jest o tyle tajemnicza, że morderca nie kończy na jednej ofierze. Wszyscy uczestnicy wyprawy są podejrzewani, a sprawą zajmuje się nie kto inny jak Hercules Poirot. Tym razem ma do pomocy pielęgniarkę, siostrę Leathean, która opiekowała się panią Leidner...

Narratorem jest siostra Leathean, którą poproszono o spisanie wszystkich wydarzeń. W książkach, gdzie występuje z Hercules Poirot zazwyczaj narratorem jest jego pomocnik kapitan Hastings. Dodaje ona nieco świeżości. Jej obserwacje są trafne i dają nieco innego charakteru powieści. Szczególnie dlatego, że nie jest ona na co dzień związana z zagadkami kryminalnymi i wszystko jest dla niej nowe.
Jak to zawsze bywa w książkach Christie bardzo ciężko jest wykryć sprawcę. Udało mi się to zrobić może tylko w dwóch przypadkach. I tak jest i tym razem, podejrzewałam kogo innego.

Postacie są bardzo dobrze skonstruowane. Każdy ma inny charakter, są bardzo wyróżniający się. Autorka umie czytelnika wodzić za nos. Tak zagmatwa treść, że zaczyna się podejrzewać jedną osobę, a za chwilę następuje zmiana i podejrzana wydaje się inna i tak przez całą powieść.
Jak zawsze nie ma nic zbędnego, przy czym można by się nudzić. Trzeba zwracać uwagę na każdy szczegół, który w końcowej części może okazać się kluczowy.

Nie będę się nad nią rozwodzić, bo to przecież Agata nic więcej nie zostaje do dodania. Uwielbiam jej kryminały, a ten ze względu na wątki archeologiczne szczególnie mi się podobał. Książkę oczywiście polecam jak i inne kryminały Christie. Teraz szczególnie, kiedy jest chłodno nic tylko czytać :)

Moja ocena: 8/10

piątek, 23 września 2016

Rick Riordan - Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Morze potworów

Przyszła kolej na kolejną część przygód Percy'ego Jacksona. Jeżeli jesteście ciekawi jak dalej potoczą się losy tego niezwykłego nastolatka zapraszam na recenzję.
Mija rok od wydarzeń z poprzedniej części. Percy chodzi do normalnej szkoły i stara się uczyć. Nic niezwykłego nie zaprząta jego głowy. Potwory jakby zostawiły go w spokoju. Tuż po ostatnim dzwonku ma się udać na Obóz Herosów. Niestety na lekcji w-fu musi stoczyć walkę w zbijanego z... olbrzymami ludożercami. Na dodatek jego najlepszy przyjaciel ze szkoły Tyson okazuje się cyklopem i jego bratem. 
Wydawałoby się, że znajdzie bezpieczne schronienie i ukojenie na Obozie Herosów. Niestety okazuje się, że i tam jest bardzo niebezpiecznie. Ciągle są atakowani przez potwory, a dodatkowo zmiana "kadrowa" wpływa bardzo niekorzystnie na tę sytuację. 
Percy wraz z Annabeth i Tysonem wyruszają w podróż przez Morze potworów, aby zdobyć złote runo, które jest jedynym sposobem na uleczenie drzewa broniącego granic Obozu przed potworami. Oczywiście misja nie jest taka łatwa, dodatkowo muszą pomóc Groverowi, który jak zawsze wpadł w tarapaty...

Kolejny tom i ja się ciągle zastanawiam jak można być takim półgłówkiem jak Percy. Annabeth ma zupełną rację nazywając go "Glonomóżdżkiem". Jest tak ciężko kapujący, że dziwię się jak oni z nim w ogóle wytrzymują. Po pierwsze nie zauważył, że Tyson jest cyklopem! No ja się pytam, jak?! Wiecznie trzeba mu wszystko tłumaczyć, a i tak nic z tego nie zrozumie. Daruję sobie kolejne wymienianie, bo się jeszcze zniechęcicie, a nie o to mi chodzi ;)

W tej części odbywamy podróż Jazona przez Morze Potworów, nazywane przez śmiertelników Trójkątem Bermudzkim. Tak, to wcale nie przez jakieś wiry, czy tajemnicze prądy giną statki, tylko przez liczne potwory.

Trochę się zawiodłam na ojcu Percy'ego, romansować z nimfami?? oszalał (dla niewtajemniczonych: owocem takiego związku jest cyklop lub inny potwór). Jeżeli jestem w temacie bogów, trochę szkoda, że tak mało się ich pojawia w tej serii (jak dotąd). Myślę, że fajnie by było gdyby więcej się pojawiali na ziemi i mieszali w życiu ludzi.

Jak zwykle nie można się nudzić. Akcja przebiega bardzo szybko, sprawnie. Jak przystało na powieść przygodową, przygód tam nie braknie. Całość jest skonstruowana tak, żeby zadowolić i nastolatków i starszych czytelników. Jest to fajna powtórka z mitologii, chociaż jak już wspominałam bardziej się skupia na potworach niż na bogach.

Ja jestem z tej części bardzo zadowolona. Nie zabrakło w niej przygód i humoru. Już się nie mogę doczekać kolejnych przygód Percy'ego i innych herosów. Wam również jak najbardziej polecam.

Moja ocena: 8/10

środa, 21 września 2016

Markus Zusak - Złodziejka książek

Chyba nie ma już takiej osoby, która by nie słyszała o "Złodziejce książek". Jeżeli nie o książce, to na pewno o filmie. Sama długo zbierałam się za jej przeczytanie, bo na mojej półce odleżała prawie rok. Wiem, że wszyscy ją zachwalali, ale tak już mam, kiedy coś jest bardzo popularne coś mnie od nich wtedy odpycha.
Hitlerowskie Niemcy, tuż przed wybuchem II wojny światowej.
Liesel Meminger ma 10 lat. Jedzie z matką i bratem do nowych rodziców. Z nieznanych powodów matka nie może się dłużej zajmować swoimi dziećmi i oddaje je pod opiekę rodziny zastępczej. Po drodze brat Liesel umiera. Na pogrzebie dziewczynka kradnie swoją pierwszą książkę. Jest to "Podręcznik grabarza", który wypadł z kieszeni jednemu z pomocników grabarza. 
Dziewczynka trafia do Molching, niewielkiego miasteczka za Monachium do domu Hansa i Rosy Hubermannów. Może nie są szczególnie wylewni w swoich uczuciach, szczególnie Rosa, ale bardzo kochają Liesel.
W nowym miejscu znajduje przyjaciół. Najczęściej spędza czas z Rudym Steinerem. Wydaje się już dużą dziewczynką, ale nie umie czytać. Z tego też powodu ma kłopoty w szkole. Zobowiązuje się tego dokonać Hans. Wydaje się to trochę nie możliwe, bo sam ledwo umie czytać, ale jego lekcje przynoszą efekty...

Zastanawiacie się pewnie co też wszyscy w niej widzą? Co jest w niej takiego niezwykłego? Otóż pierwsze co wyróżnia ją spośród rzeszy książek jest narrator. W "Złodziejce książek" narratorem jest Śmierć. Taka prawdziwa, można powiedzieć ludzka, bo tak właśnie autor ją, a raczej jego przedstawia - jako zwykłego człowieka. Ma nogi, głowę i szczególnie ważne ramiona, na których niesie dusze. Ma też uczucia. Widać, że jego "praca" nie przynosi mu satysfakcji. Zastanawia się nad takimi rzeczami jak wojny, przez które ma dosłownie ręce pełne roboty. Pokazuje na przykład śmierć w obozach, jak to wygląda od wewnątrz. Opisy są tak dosadne, że aż człowieka boli od środka.
(...) niebo nabrało koloru Żydów.
Kiedy ich ciała przestawały szukać szczelin w drzwiach, podnosiły się ich dusze. Ich paznokcie skrobały drewno albo wczepiały się w nie ostatkiem sił, a dusze w moje ramiona. Wypływaliśmy z kabin natryskowych na dach, w otchłań nieskończoności. Dostarczano mi ich bez końca, minuta po minucie, natrysk po natrysku.

Zna Liesel przez jej pamiętnik, który przez przypadek gubi i właśnie na jego podstawie snuje swoją opowieść. Często wtrąca własne myśli. Buduje swoją opowieść nieregularnie. Już na początku wiemy tak mniej więcej co się będzie działo. Nawet pewne wydarzenia, które będą bardzo ważnymi elementami w końcowej części powieści są znane już wcześniej. Śmierć mówi co innego dlaczego ujawnia je wcześniej, ale według mnie stara się tak naprawdę przygotować czytelnika. Nie chce żeby było to takie zaskoczenie.

Książka pokazuje hitlerowskie Niemcy oczami dziecka. Przedstawia jak odbierały te wydarzenia dzieci, jak dorośli tłumaczyli im co się dzieje, jak należy się zachowywać. Można sobie nie zdawać sprawy, że przecież to też byli normalni, zwykli ludzie. Nie każdy wielbił Hitlera i szedł za nim w ogień. Oni sami doświadczali represji, jeśli żyli nie w zgodzie z wyznaczonymi odgórnie zasadami, czy wybili się z tłumu i wyrazili własne zdanie.

Sama Liesel to normalne dziecko. Może jest nieco bardziej wrażliwa od swoich rówieśników. Jest podatna na to co się dzieje na zewnątrz i niesie na barkach wielką odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za całą rodzinę. Ma ogromny zmysł obserwacji. Dostrzega to co zwykły człowiek nie jest w stanie zobaczyć. 

Muszę przyznać, że na samym początku trochę nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero po prologu powieść zaczęła być jakby to powiedzieć? bardziej normalna. Kiedy już się wciągnie nie sposób się od niej oderwać. Ciężko jest mi określić dla jakiej grupy wiekowej jest dedykowana. Na pierwszy rzut oka wydaje się to książka dla dzieci, ewentualnie nastolatków. Można tak zasugerować. Myślę, że po przeczytaniu - może bardziej nastolatkowie - będą w stanie bardziej zrozumieć znaczenie II wojny, co to jest nazizm, czy holocaust. Jest to też książka dla dorosłych, ponieważ młodszym nie uda się wychwycić ważnych niuansów, czy metafor tak jak człowiek dorosły. Jest tu tyle ukrytej treści, że ciężko jest przeczytać rozdział bez głębszego zastanowienia.

"Złodziejka książek" to taka powieść, którą obowiązkowo powinno się przeczytać. To historia o książkach, o wojnie, a przede wszystkim o ludziach, którzy potrafią wybić się tłumu i żyć tak jak sumienie im nakazuje.

Moja ocena: 9/10

piątek, 16 września 2016

Winston Graham - Ross Poldark

Pewnie wielu z Was jest znany serial na podstawie serii "Dziedzictwo rodu Poldarków". Jak to często bywa, kiedy powstaje ekranizacja jej jakby zapomniany książkowy pierwowzór ożywa na nowo. Tak jest i w tym przypadku. Seria o rodzinie Poldarków powstała w 1945 roku.
Ross Poldark, zmęczony krwawą wojną w Ameryce, wraca do domu w Wielkiej Brytanii. Długo wyczekiwane z bliskimi ma jednak gorzki smak: jego ojciec nie żyje, majątek jest zrujnowany, a ukochana zaręczyła się z kuzynem.
Ross ciężko pracuje, by odbudować rodzinny majątek i odzyskać kobietę, którą kocha. Pewnego dnia postanawia zabrać do domu ubogą dziewczynę spotkaną na jarmarku. To wydarzenie całkowicie odmienia jego życie.

Ross Poldark, kapitan na wojnie w Ameryce, ranny, wraca do domu po kilkuletniej nieobecności. Niestety przybywa za późno. Jego ojciec zmarł dość niedawno i nie zdążył się zobaczyć z jedynym synem. Ross dziedziczy po nim zapuszczony dwór, ziemię, nieczynną kopalnię i parę leniwych służących.
Wydaje się, że jego losy nie mogą się potoczyć jeszcze gorzej, a jednak. Elizabeth, którą planował poślubić po swoim powrocie jest zaręczona z jego bratem stryjecznym. Ross ciężko to przeżywa, pomaga mu jedynie obecność kuzynki Verity.
Jego życie zmienia się kiedy na jarmarku poznaje zabiedzoną, trzynastoletnią Demelzę. Zabiera ją do swojej posiadłości, gdzie ma pomagać w pracy w domu. Dziewczyna nie ma ogłady i wychowania, musi się wszystkiego nauczyć. Po pewnym czasie staje się prawie panią domu - Nampary. Po cichu zakrada się do serca nie tylko służby, ale też Pana domu.

Mam słabość do klasycznej literatury, a chociaż książka powstała w 1945 roku, to i tak można w niej poczuć ducha przeszłości. Wszystko dzięki autorowi. Winston Graham umie posługiwać pięknym, klasycznym językiem, który obecnie zanika. Może nie jest zbyt barwny, czy bardzo poetycki, ale piękny w swej prostocie. Dzięki niemu można poczuć atmosferę XVIII-wiecznych kornwalijskich pól i domostw, chociaż opisy w książce nie są jakoś zbytnio rozbudowane. Autor umie wpleść opisy otoczenia od tak w trakcie jakiegoś wydarzenia.

Ross - ciężko mi go nie porównywać z panem Darcym z "Dumy i uprzedzenia" Austen, czy Heathcliff'em z "Wichrowych wzgórz" Bronte. Z pozoru plasują się na jednej linii, ale z Rossem nie jest, aż tak oczywista sprawa. Bez wątpienia jest on niedostępny i porywczy, tak że czytelnik zupełnie nie wie jak zareaguje. Ma bardzo złą opinię w swoich kręgach i krążą o nim niestworzone plotki. Można nawet powiedzieć, że "ciągnie go o mroku". Nigdy nie wiadomo o czym myśli, jest bardzo zamknięty. Chociaż różni go od nich to, że nie jest wyniosły. Lepiej dogaduje się z niższymi sobie stanem, niż z równymi sobie. Bohater zmienia się przez całą powieść. Staje się bardziej dojrzalszy, porzuca zewnętrzną skorupę.

"Ross Poldark" to taka dobra powieść obyczajowa, z naleciałościami literatury klasycznej. Dobrze obrazuje zarówno epokę w jakiej rozgrywa się akcja powieści, jak i samo społeczeństwo. Opowiada o walce z przeciwnościami losu, o tym że własnymi siłami można wiele zdziałać jeśli tylko się chce.

Jeżeli lubicie literaturę klasyczną, czy osiemnastowieczną Anglię koniecznie musicie sięgnąć po "Rossa Poldarka". Seria liczy sobie 12 tomów, więc jest na co czekać. Trzeci tom ukaże się już 28 września, a właśnie widziałam, że czwarty planowany jest na listopad. Z takim zapałem wydawnictwo wyda całą serię do końca następnego roku ;) Jeśli chodzi o wydanie to jest przepiękne, a grzbiety to już w ogóle. Niestety nie mam na półce kolejnego tomu, czego bardzo żałuję...

PS. Pierwszy sezon serialu podobno jest oparty na dwóch pierwszych tomach, więc po przeczytaniu jedynie jednego tomu nie polecam zaczynać oglądać. No chyba, że ktoś lubi sobie psuć niespodzianki ;) Ja jednak z oglądaniem poczekam, aż przeczytam "Demelzę".

Moja ocena: 9/10

środa, 14 września 2016

Joanna Jax - Długa droga do domu

Może kojarzycie "Dziedzictwo von Becków"? Jeśli tak, to jest kolejna powieść tej autorki. Jak i ta poprzednia ukazuje losy bohaterów na przestrzeni wielu lat.
Burzliwe losy Antoniny Tańskiej ukazane na tle ważnych wydarzeń w dziejach świata. Córka emigrantów z Polski zakochuje się w narzeczonym siostry i zachodzi z nim w ciążę. Wybucha wielki skandal i młodzi muszą opuścić rodzinne strony. Osiedlają się na Kubie, ale szczęście nie trawa długo. Emmanuel zdradza żonę, wdaje się w podejrzane interesy, a tymczasem rośnie w siłę ruch oporu wobec dyktatora Batisty. Gdy sytuacja polityczna wymyka się spod kontroli, postanawiają opuścić wyspę, ale tuż przed wyjazdem mąż i synek Tosi znikają bez śladu. Kobieta włącza się w działalność rewolucyjną i nie ustaje w poszukiwaniach. Przez kolejne trzydzieści lat zmienia miejsca pobytu i swoją tożsamość, by wreszcie osiąść w Polsce. Pamiętniki Antoniny, ukryte na strychu starego domu, splatają jej losy z młodą rozwódką, która postanawia rozwikłać tajemnice jej rodziny...

Antonina Tańska mieszka z rodzicami i rodzeństwem w Teresinie. Życie upływa im sielankowo. Wszystko się zmienia, kiedy rodzice postanawiają przeprowadzić się do Stanów. I tak w 1938 roku wyruszają przez ocean do Nowego Jorku. Niestety tam klepią biedę, zaciągają długi i na pomoc przychodzi im wuj Krzysztof - brat ojca Tosi, który w młodości kochał ich matkę. Zabiera ich na ranczo w Teksasie, gdzie muszą ciężko pracować żeby przeżyć.
Tosia, już dorosła kobieta zakochuje się w narzeczonym swojej młodszej siostry. Niestety okazuje się, że spodziewa się dziecka. Zarówno jej rodzina jak i Emmanuela wyrzekają się ich. Po pośpiesznym ślubie wyruszają na Kubę. Tam Emmanuel dostaje pod zarząd wielką plantację trzciny. Wydaje się, że na tym odległym zakątku ich życie będzie spokojne, ale tak nie jest. Małżeństwo ledwo się trzyma, a przed odejściem od męża Tosię powstrzymuje tylko jej synek Alex.
Wybucha rewolucja i rodzina Spencerów musi uciekać. Według planu do Tosi czekającej na statek do Stanów ma dojechać jej mąż z synkiem, lecz się nie pojawia...

Cała historia napisana jest jako pamiętniki Tosi, które znalazła nowa właścicielka Teresina na strychu. Późnej losu obu kobiet się splatają. Joanna postanawia rozwiązać zagadkę z przeszłości i odszukać jej rodzinę.

Antonina nie jest osobą, którą od początku polubiłam. Tak naprawdę to przez całą książkę mnie irytowała. Jej zmienne nastroje, czy uczucia nie pozwalały mi ciepło o niej myśleć, czy nawet współczuć. Zamiast szukać zaginionej rodziny, przyłącza się do swojego kochanka i wyrusza na rewolucję. Przez dłuższy czas w ogóle jakby o nich zapomniała. Zamiast wracać do Stanów, wyrusza na misje rewolucyjne po Ameryce Łacińskiej, a potem do Niemiec.
Co się stało z jej mężem i synem rozwikła dopiero Joanna. Od początku książki wydawało mi się to oczywiste, gdzie się oni podziewają.

Oprócz historii Tosi, jest też tło, czyli rewolucja. Przyznam, że miejscami było ciekawie, a miejscami mnie nudziło. Jako plus dodam, że autorka bardzo mi przybliżyła jako tako rewolucję. Jakoś nigdy nie zagłębiałam się w to zagadnienie i wiedziałam o tym takie absolutne minimum.

Autorka pisze ciekawie, nie jest to wcale wymuszone i przyjemnie mi się czytało. Jeżeli chcecie poznać losy Antoniny Tańskiej, które zobrazowałam Wam tylko skrótowo, polecam przeczytać tę książkę.

Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 12 września 2016

Carina Bartsch - Lato koloru wiśni

Lato powoli dobiega końca, dlatego trzeba było przeczytać coś z latem w tytule. Wypadło na "Lato koloru wiśni" Cariny Bartsch, bardzo lekką powieść obyczajową - idealną właśnie na letnie dni.
Czy dałabyś drugą szansę swojej pierwszej miłości?
Pierwsza miłość zawsze pozostaje w pamięci. Nikt nie wie o tym lepiej niż Emely, obdarzona nieco sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa. Po siedmiu latach znów spotyka przystojnego i czarującego Elyasa o turkusowych oczach. To brat najlepszej przyjaciółki, który już kiedyś wywrócił jej życie do góry nogami. Emely nadal nienawidzi go z całego serca. O wiele chętniej poświęca uwagę anonimowemu autorowi e-maili, który ma na imię Luca i zdobywa jej serce romantycznymi, czułymi wiadomościami. Ale czy można się zakochać w nieznajomym?

Emely ma 23 lata i studiuje w Berlinie. Jej dni upływają głównie na nauce. To się zmienia, kiedy na nowy semestr przeprowadza się jej zwariowana, najlepsza przyjaciółka Alex. Niestety, będzie mieszkać ze swoim bratem Elyasem, a co za tym idzie będzie musiała się z nim widywać. Emely z całego serca go nie cierpi. Kiedyś, jako nastolatka była w nim skrycie zakochana, ale zranił jej uczucia, dlatego miłość zamieniła na nienawiść. Elyas od tego czasu się zmienił, jest zadufany w sobie i ciągle denerwuje Emely. Wiecznie chce udowodnić, że się jej podoba. Wszystko się zmienia kiedy dostaje maila od tajemniczego Luca, który jest totalnym przeciwieństwem Elyasa...

Pewnie się Wam wydaje, że to taki typowy romans młodzieżowy, ale tak nie jest. Nie ma tu tego, że bohater się zmienia, od nowa się w sobie zakochują i na koniec żyli długo i szczęśliwie. Wiecie co mi się w tej książce podoba? To, że nic nie jest oczywiste. Nie wiadomo nawet, co im może do głów strzelić na następnej stronie. Nie ma tu nawet kompletnie żadnego romansu. Najlepsze jest to, że oni się wiecznie kłócą. Ich utarczki słowne, są tak zabawne, że cały czas się śmiałam. Już dawno przy książce tak się nie ubawiłam. Na przykład:
- Lecę na ciebie jak zepsuty szybowiec.

- (...) Gdyby w słowniku były obrazki, obok słowa "dupek" znajdowałoby się twoje zdjęcie.

Emely pod fasadą ostrego spojrzenia, niedostępności i ciętego języka jest ciepłą osobą, która boi się być ponownie zraniona.
Elyas, jego życie to tak naprawdę wieczne udawanie. Czasem zdarza mu się pokazać swoją prawdziwą twarz, która jest gdzieś tam głęboko ukryta.

Jak już wspominałam, nie jest to właśnie taka klasyczna powieść. To tak naprawdę wieczna walka słowna między głównymi bohaterami. Żarty, sarkazm i podtekst w każdej wypowiedzi to głównie na tym opiera się książka. O miłości nie może być nawet mowy.

Jeżeli macie dosyć książek, gdzie po pierwszej stronie bohaterowie rzucają się sobie w ramiona i jest tylko "och, ach..." bleeee.... To polecam, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo,.... Tu nie znajdziecie takich rzeczy, ale zapewniam pośmiać się można.
Gdybyście po mojej recenzji zamierzali ją kupić to polecam od razu wziąć drugą część. To taka powieść, która urywa się jakby w połowie zdania. Niestety teraz cały czas siedzę i cierpię, bo nie kupiłam od razu dwóch... :(

Moja ocena: 9/10

PS. Do osób, które czytały: Czy Wy też od kiedy pojawił się Luca po raz pierwszy podejrzewacie kim jest? Ja się nawet zastanawiałam, czy tego na okładce nie napisali, wydawało mi się to tak oczywiste, jakbym o tym już wcześniej przeczytała :)
PS2: Do osób które czytały drugi tom: Bardzo proszę mi tu nie spojlerować!! Dziękuję za uwagę :D

środa, 7 września 2016

Sylvain Reynard - seria Piekło Gabriela

Chciałabym dzisiaj przedstawić trochę inną recenzję, bo całej trylogii. Ciężko jest mi opisywać każdą z osobna, dlatego będzie to cały ciąg. Jak zapewne się domyślacie po kwiatkach na zdjęciach dwie pierwsze części przeczytałam dosyć dawno, a ostatnią dopiero w sierpniu. Jeżeli chcielibyście poczytać opisy każdej z nich zapraszam do tego linku - klik.
Pewnie okładki nie wyglądają zachęcająco? Mnie bardzo rażą. W ogóle nie wiem kto je wymyślił?! Zawsze się śmiałam w księgarni z Gabriela. Stawiałam go na równi z Greyem, czy Crossem, co okazało się wielkim błędem o czym dowiecie się z recenzji.
Gabriel Emerson, specjalista od Dantego wykłada na uniwersytecie w Toronto. Na jego zajęcia uczęszcza Julia Mitchell. Gabriel ma dosyć mroczną przeszłość, w tym wiele nałogów, z którymi jeszcze do końca się nie uporał. Jak pewnie się domyślacie zaczynają się do siebie zbliżać. Pochodzą z jednej miejscowości, a siostra Gabriela jest jej najlepszą przyjaciółką. Gabriel nie pamięta, że już wcześniej poznał Julię, kiedy ona była nastolatką. Spotkali się tylko raz, ale to wystarczyło, żeby się w nim zakochała. Teraz ich spotkania polegają na ciągłych kłótniach, w tym słynna scena "dyskusji" na zajęciach.

Pewnie myślicie, że to taki nowy Grey. Może zarys powieści jest podobny. On bogaty, ona biedna, szara myszka. I to by było na tyle podobieństw. Grey to przy Gabrielu prymitywny, niewykształcony cham. Na okładce można przeczytać "diabelski erotyk". W obecnych czasach panuje moda na takie romanse erotyczne. A tu jeżeli ktoś czeka na takie sceny to... musi przeczytać całą książkę, bo występuje tylko raz, na końcu. W kolejnych częściach jest tego więcej, ale książka się na tym opiera, tylko ma TREŚĆ. To taki prawdziwy, klasyczny romans, który opowiada jakąś historię.
Cała seria opiera się na historii Dantego i Beatrycze. Można podziwiać autora za jego wiedzę na ten temat oraz literatury i sztuki. Całość czyta się bardzo dobrze, wciąga już od pierwszych stron.
Moja ocena: 8/10
W kolejnej części dalej poznajemy losy Gabriela i Julii. Muszą ukrywać swój związek, ponieważ oboje mogą ponieść tego konsekwencje. Niestety plotki docierają do władz uczelni... Na długi czas muszą się rozstać. 
W tym tomie oboje dojrzewają. Gabriel stara się pokonać demony z przeszłości i sobie wybaczyć popełnione błędy oraz je w jakimś stopniu naprawić. Natomiast Julia próbuje żyć bez Gabriela. Postanawia być samodzielna i nabiera charakteru.
Moja ocena: 8/10
Państwo Emerson prowadzą sielankowe życie. Julia rozwija się na studiach doktoranckich, a Gabriel jest profesorem na pobliskim uniwersytecie. W tej części zakończone są poboczne wątki, wszystko co było do tej pory niedopowiedziane zostało wyjaśnione.
W całej serii ważna jest religia i odbieranie świata przez jej pryzmat. Jednak tutaj jest wyjątkowo dużo odniesień do religii. To tak jakby przez całą serię wiara bohaterów się pogłębiała.
To nie są już ci sami ludzie co na początku. Gabriel jest bardziej poukładany i łagodniejszy. Natomiast Julia nabrała charakteru i jest bardziej niezależna.
Przyznam, że ta część niewiele wniosła do całości. Tak naprawdę, była trochę wymuszona, ale czytało się całkiem przyjemnie.
Moja ocena: 7/10

Podsumowując, seria bardzo mi się podobała. Mało kiedy zdarza się obecnie w książkach, że taka zwykła miłość jest ważniejsza od pociągu fizycznego, na którym teraz "romanse" się opierają. Można jej zarzucać, że jest zbyt idealna, ale nie miło jest czasem poczytać właśnie taką prostą historię? Już mnie denerwują książki, kiedy przez niedomówienie bohaterowie się kłócą/rozstają. Mam wtedy ochotę rzucić nią, albo wyzywam ich od głupich ;)

Miło będę wspominać całą trylogię i polecam ją wszystkim.

poniedziałek, 5 września 2016

Karen Thompson Walker - Wiek cudów

"Wiek cudów" miał być zwykłym czytadłem o nastolatkach z apokalipsą w tle, a okazał się czymś innym, znacznie głębszym. To przykład książki, gdzie sugerowanie się opiniami czytelników i średnią ocen jest błędem.
Dobrze pamiętam dzień, kiedy ogłosili to publicznie, nastąpiła zmiana, spowolnienie. Dni i noce wciąż się wydłużały. Odmierzanie czasu za pomocą zegarków i kalendarza straciło sens.
Świat się zmieniał, lecz nie wszystko zmieniało się razem z nim. Nowy rok szkolny zaczął się tak jak zawsze, choć kazano nam ignorować dzwonki. A ja nie przestałam marzyć o tym, iż pewnego dnia Seth na mnie spojrzy. Nawet kiedy miesiąc zamienił się w siedem zachodów słońca, właśnie to było niewiarygodne - Julia!, dwie sylaby mojego imienia wykrzyczane przez niego na wietrze.
Jak silne mogą być uczucia, kiedy równowaga między światłem a ciemnością ulega całkowitemu rozchwianiu?
Czy jest sens nadal kochać, przyjaźnić się, wybaczać, być wiernym, skoro jutro może nigdy nie nadejść?

Główna bohaterka Julia ma 11 lat. Uwielbia piłkę nożną i najchętniej spędza czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Hanną. Od dłuższego czasu skrycie kocha się w Secie - swoim koledze ze szkoły. Przyznam, że kreacja Julii nie jest odpowiednia. Nie wiem jak w Stanach, ale w Polsce w takim wieku to jeszcze dzieci. Dlatego przez całą książkę w myślach wyobrażałam ją sobie jako szesnasto-siedemnastolatkę. Chociaż cała historia opiera się właśnie na niej to w moim odczuciu właśnie tło jest najważniejsze.

To bardzo emocjonująca opowieść. Dosłownie nie wiadomo co może się wydarzyć na następnej stronie. Wzbudza tyle uczuć, że po jej przeczytaniu ciężko było mi ochłonąć i zabrać się za coś nowego. Klimat powieści jest taki jaki lubię. Trochę melancholijny, chociaż nie rozwlekły. Przypomina trochę film "Ostania miłość na ziemi", mogę nawet stwierdzić, że są do siebie podobne nie tylko pod względem właśnie klimatu, ale również tematyką. Podczas czytania miałam w głowie właśnie takie obrazki-film ze scenami w spowolnionym tempie i muzyką Maxa Richtera (polecam!). Można też ją porównywać do "Melancholii" Larsa von Teiera.

Jestem pełna podziwu dla autorki. Nie wiem jak zdołała wymyślić te wszystkie skutki oddziaływania ruchu ziemi, żeby to wszystko miało ręce i nogi i żeby miało poparcie w nauce (przynajmniej mniej-więcej). Nie wiem jak długo musiała nad tym siedzieć, ale myślę, że dość długo - ja sama pewnie spędziłabym ze dwa lata nad samym pomysłem.

Książka pokazuje jak w czasie zagłady zmieniają się ludzie. Jak dopiero w obliczu zagrożenia widać kto jest przyjacielem, a kto nie. To, że miłość w takich czasach jest nadal możliwa. Ludzie czują wtedy głębiej, bardziej intensywniej tak jak to było, np. w gettcie. Myślę, że autorka specjalnie przedstawiła przykład właśnie jedenastolatki. Chciała pokazać jak dzieci się zmieniają, jak muszą szybko dojrzeć. Widać nawet różnicę w początkowych rozdziałach, kiedy Julia jest jeszcze dzieckiem, a końcowych kiedy przez rok wydoroślała i pod względem charakteru przybyło jej kilka lat.

Lubię opowieści o tematyce apokaliptycznej. Jako motyw w filmach - chociaż tylko tych dobrze zrobionych - chętnie oglądam. To też taka opowieść, z głębią, której na pierwszy rzut oka ciężko dopatrzeć i dlatego jest tak niedoceniana - jak niektóre filmy, które uważam za mistrzostwo, a ludzie, którzy patrzą bardziej powierzchownie uważają je za gnioty (np. Drzewo życia).

Pewnie teraz wszyscy, którzy czytali ją wcześniej pukają się w głowę i zastanawiają co ona tam widzi. To ja radzę Wam przeczytajcie ją jeszcze raz. Tym razem nie zwracajcie uwagi na denerwującą główną bohaterkę, tylko na resztę. Postawcie sobie kilka pytań i trochę pomyślcie. Zastanówcie się jak nasze życie jest kruche. Ile zależy nie od nas samych tylko od wszechświata. Co by było gdyby nagle ziemia przestała się poruszać? Jak sami byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Czy teraz nie dostrzegacie piękna świata, tego co mamy? Czy nie powinniśmy się tym cieszyć?

Książkę jak najbardziej polecam. Nie da się jej przeczytać od tak, na szybko chociaż ma mało stron. Lepiej żeby zajęło to dłużej, ale wtedy łatwiej jest w niej doszukać się głębi. Nie spodziewam się, że każdy ją tak samo odbierze, bo nie jest to książka dla wszystkich. A muzykę Maxa Richtera koniecznie sprawdźcie, szczególnie do filmu Ostatnia miłość na ziemi i serialu Pozostawieni (The Leftovers).
(Podobno ma powstać film na jej podstawie. Reżyserki "Zmierzchu", czyli szykuje się kolejny gniot dobrej książki :/)

Moja ocena: 10/10 - bardzo rzadko oceniam książki tak wysoko

czwartek, 1 września 2016

Nowości - sierpień + podsumowanie czytelnicze miesiąca

Sierpień nie był aż tak bogaty w nowości książkowe. Dla niektórych te 14 książek to i tak dużo, ale na moje możliwości to na prawdę mało (porównując poprzednie miesiące). Nie samymi książkami człowiek żyje, więc na końcu jest też trochę kosmetyków.
Tak na bieżąco moje nowości możecie oglądać na Instagramie (link do profilu). Tam zawsze wstawiam zdjęcia zaraz po otrzymaniu paczki/zakupie.
Zacznę od mojego stosu:
Od dołu to moje zakupy na stronie oczytani.pl. Możecie tam znaleźć książki za mniej niż 10 zł, które są w idealnym stanie więc serdecznie polecam. Oczywiście trochę tam wpadło do mojego wirtualnego koszyka: Judith Merkle Riley "Czara wyroczni", Sarah Lark "W krainie błękitnych obłoków", "Pieśń Maorysów" i "Krzyk Maorysów", Maggie O'Farrel "Kiedy odszedłeś", Ava Dellaria "Kochani, dlaczego się poddaliście"
Tamara Ireland Stone "Teatr odtrąconych poetów" - dostałam jako nagrodę za wyzwanie lipcowe na Instagramie od kiannef.
Richard Paul Evans "Michael Vey. Bunt" - wygrzebany w Carrefourze
Philippa Gregory "Odmieniec" i "Krucjata" - trafiłam na nie w sklepie z tanimi książkami w moim mieście
V. E. Schwab "Mroczniejszy odcień magii", Sarah J. Mass "Dziedzictwo ognia", Tracy Rees "Tajemnice Amy Snow", Charles Dickens "The Pickwick Papers" - efekt zakupów na nieprzeczytane.pl
 Stosik siostry, to też efekt zakupów na oczytani.pl. Może nie będę wymienić każdego tytułu. Na zdjęciu wszystko widać :)

Zakupy kosmetyczne, oczywiście w Yves Rocher :) Za sprawą kodu na -100 zł. Uzupełniłam braki w i tak licznych żelach. Jako gratis dostałam perfumy werbena i olejek pod prysznic.
A teraz podsumowanie czytelnicze miesiąca. Udało mi się przeczytać 10 książek. Najlepsze jest to, że tylko dwie z biblioteki, a reszta z moich półek :)
1. Jacek Dehnel "Lala" - 9/10 recenzja
2. Jandy Nelson "Oddam ci słońce" - 7/10 recenzja
3. Rick Riordan "Złodziej pioruna" - 8/10 recenzja
4. Elizabeth Gaskell "Panie z Cranford" - 8/10 recenzja
5. Karen Thompson Walker "Wiek cudów" - 10/10 recenzja wkrótce
6. Sylvain Reynard "Pokuta Gabriela" - 7/10 
7. Carina Bartsch "Lato koloru wiśni" - 9/10
8. Agatha Christie "Obligacje za milion dolarów" - 7/10
9. Maria Rodziewiczówna "Farsa panny Heni. Czarny Bóg" - 7/10
10. Joanna Jax "Długa droga do domu" - 8/10

Jak to niektórzy liczą, w tym miesiącu przeczytałam 3616 stron
Przyznam, że to średni wynik jak na moje możliwości. Niestety gorąco nie wpływa dobrze na czytanie, a jeszcze przez jakiś czas nie miałam w ogóle na to ochoty.

Jak Wam się podobają moje nowości? Polecacie szczególnie jakąś książkę z mojego stosu?