Strony

środa, 19 października 2016

Ann Patchett - Taft

Ann Patchett zauroczyła mnie swoim "Belcanto", jest to jak dotąd jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku. W związku z czym wobec "Taftu" miałam duże oczekiwania. Czy mi się spodobało, zapraszam do dalszej części.
Jest początek lat dziewięćdziesiątych. John, były muzyk od kilku lat prowadzi bar w Memphis. Po ciężkich przejściach żyje tylko pracą, nawet zdarza mu się więcej czasu nocować właśnie w barze, niż we własnym mieszkaniu. Żyje z dnia na dzień. Wszystko się zmienia kiedy do baru wchodzi dziewczyna, Fay Taft. Ma zaledwie osiemnaście lat i zaczyna pracować w barze. Johna coś przyciąga do dziewczyny i fascynuje, zaczyna żyć zupełni inaczej niż dotychczas. Jednak wraz z Fay do jego życia wkracza jej brat, Carl. Sprawia on wiele kłopotów, które prowadzą do niebezpieczeństwa wszystkich dookoła...

Nie wiem jak to opisać. Niby jest to zwykła historia, która pozornie niczym się nie różni od rzeszy książek. Jednak autorka ma dar opowiadania. Opisuje wszystko tak, że widzi się świat oczami bohaterów, a w tym przypadku Johna. Jej książki są tak skonstruowane, że czytelnik wciela się w bohatera i odczuwa wszystko tak jak on. Właśnie to emocje pełnią tu główną rolę. To właśnie na nich opiera się cała opowieść. Tak jak można przeczytać na okładce: "Doskonała proza, która oddycha emocjami". I zgadzam się z tym. Tu nie chodzi wcale o historię, tylko o emocje, które wbijają człowieka w fotel.
Cała książka jakby powoli nabierała prędkości. Na początku może być nawet trochę nudno. Jednak powoli zaczyna się odczuwać wszystko intensywniej, a jej apogeum następuje w końcowej części. Wtedy to jest ciężko się od niej oderwać. To jest coś niesamowitego. Po jej skończeniu bardzo trudno jest przejść do normalnego świata.

Niestety nie jest to książka dla wszystkich. Tak jak i inne powieści autorki. Wiele osób nie docenia jej dokonań, bo po prostu nie umie się w nich odnaleźć, a najbardziej zatracić. A żeby uznać je za coś wybitnego, trzeba się właśnie w nich zatracić. Tak, żeby wciągnęła czytelnika, aż po czubki włosów. Trzeba się odciąć od zewnętrznego świata i skupić tylko na niej.
Wiele osób zarzuca "Taftowi" nijakość. Jeżeli brać pod uwagę samą historię to możne i tak. Jak już zauważyłam po jej dwóch powieściach to widać, że za wiele się tam nie dzieje (oprócz kilku kluczowych wydarzeń), ale mnie właśnie w nich fascynują takie zwykłe rzeczy. Pamiętam jak czytając "Belcanto" musiałam przerwać czytanie i gdzieś wyjść. Cały czas myślałam o tym, że przecież tyle tam się dzieje a ja nie mogę dalej czytać - gotowali wtedy kurczaka ;)

Jeżeli czytaliście coś Ann Patchett i Wam się spodobało, to koniecznie sięgnijcie po "Taft". Może nie dorównuje "Belcanto", ale niewiele jej brakuje. Nie zraźcie się bardzo niską średnią, bo jak wspominałam nie jest to literatura, którą docenią wszyscy odbiorcy.

Moja ocena: 8/10

6 komentarzy: