Seria liście manuka Ziaji podbiła blogi i znalazła wiele swoich fanów. Na moim blogu gościła recenzja już jednego produktu z tej serii, a ściślej mówiąc toniku, jeżeli go nie widzieliście zapraszam TU. Bardzo go polubiłam, a czy mam takie samo zdanie i o żelu zapraszam dalej.
Od producenta:
Oczyszczający, spłukiwalny produkt typu 2 w 1. Łagodnie redukuje
niedoskonałości skóry. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.
Substancje czynne głęboko oczyszczające:
- ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym
- ściągająco-normalizujący zinc coceth sulfate
Czysta i świeża skóra:
- oczyszcza pory skóry oraz skutecznie usuwa nadmiar sebum
- pobudza złuszczanie martwych komórek naskórka
- wspomaga redukcję zaskórników
- działa nawilżająco i łagodząco
- poprawia wygląd powierzchni skóry
- przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych
Żel zamknięty jest w zielonej, butelce z pompką. Nie jest ona zbyt duża, chociaż mieści 200 ml. Jest wygodna w użyciu, bardzo pomocna jest pompka, która ułatwia dozowanie. Konsystencja jest gęsta, żelowa. Pływają w niej drobinki peelingu zarówno zielone, które widać na zdjęciu dalej, jak i przeźroczyste, których jest o wiele więcej. Drobinek nie ma tyle co w tradycyjnym peelingu, ale jest to przecież żel z peelingiem, a nie sam peeling, więc jak na taki produkt jest ich i tak sporo.
Zapach nie jest jakiś konkretny. Jeżeli mieliście już produkt z tej serii to zapach jest identyczny, czyli taki ziołowo-kosmetyczny.
Żel
dobrze oczyszcza skórę twarzy, pozostawią ją miękką, delikatną w dotyku
i bardzo gładką. Co do obietnic producenta: owszem złuszcza naskórek,
zauważyłam też, że skóra po umyciu nie jest ściągnięta, jest za to
delikatnie nawilżona. Nie zauważyłam jednak redukcji zaskórników.
Peelingi zazwyczaj mają mocne działanie i najlepiej jak się ich używa
1-2 razy w tygodniu. Żelu z peelingiem można używać codziennie, ponieważ
drobinki nie są, aż tak mocnymi zdzierakami, że nie będą powodować
podrażnień skóry, ani zaczerwienia.
Z
żelu Ziaja liście manuka jestem zadowolona. Bardzo
dobrze oczyszcza
skórę i po umyciu jest przyjemnie gładka. Nie lubię bardzo mocnych
peelingów, a ten jest taki pośredni, ani za mocny, ani za słaby.Dodatkowym atutem jest jego cena. Ja zapłaciłam za taką buteleczkę 8,50 zł w aptece.
Strony
▼
niedziela, 29 listopada 2015
piątek, 27 listopada 2015
Kringle Candle Banana Bread
W tym tygodniu pragnę przedstawić Wam kolejny zapach Kringle Candle tym razem z serii kuchennej. Seria ta składa się z wypiekowych zapachów, czyli przeróżnych ciast, ciasteczek i innych słodkości. Ja sama mam większość tych zapachów i będę je tu systematycznie prezentować, a dzisiaj przyszła kolej na bananowy chleb.
Opis ze strony zapach domu: Wyjątkowo smakowity zapach domowego wypieku. Delektuj się subtelną słodyczą świeżego chleba bananowego.
Z tego co zauważyłam nie recenzowałam jeszcze wosków KC, a jedynie podgrzewacze, dlatego muszę Wam przedstawić ich wygląd. Kręgielki są zamknięte w bardzo estetycznym plastikowym pudełku. Sam wosk jest bardzo zbity i nie łamie się samoistnie jak Yankee, a kiedy chcę jakiś zapalić muszę siłować się z nożem. Jak widzicie na zdjęciu poniżej, wosk jest podzielony na pięć części. Jednak nie radzę palić całego kawałka na raz, ale o tym później.
Chleb bananowy pachnie prawdziwym, świeżo upieczonym ciastem. Jest to zapach słodki i trochę korzenny, tak jakie powinno być ciasto. Banany są tu nieco złagodzone, ale cała kompozycja zapachowa jest cudowna i sprawia, że ma się ochotę na słodkości :) Niestety nie jadłam nigdy chleba bananowego, ale mogę sobie wyobrazić, że jest tak samo aromatyczny jak ten wosk.
Na jedno palenie wrzucam do kominka 1/3 kostki, a nawet i mniej. Po minucie zapach wypełnia pomieszczenie, ale nie jest mocny, powodujący ból głowy. Woski KC są zdecydowanie mocniejsze od Yankee i naprawdę nie radzę wrzucać całej kostki na raz, co najwyżej pół. Palę go około dwie godziny i mogę się cieszyć aromatem cały dzień, a często i jeszcze rano następnego dnia.
Kringle Candle Banana Bread to śliczny zapach świeżego ciasta, a do tego banany, które uwielbiam :) Polecam wszystkim wielbicielom słodkich zapachów oraz słodyczy ;)
Opis ze strony zapach domu: Wyjątkowo smakowity zapach domowego wypieku. Delektuj się subtelną słodyczą świeżego chleba bananowego.
Z tego co zauważyłam nie recenzowałam jeszcze wosków KC, a jedynie podgrzewacze, dlatego muszę Wam przedstawić ich wygląd. Kręgielki są zamknięte w bardzo estetycznym plastikowym pudełku. Sam wosk jest bardzo zbity i nie łamie się samoistnie jak Yankee, a kiedy chcę jakiś zapalić muszę siłować się z nożem. Jak widzicie na zdjęciu poniżej, wosk jest podzielony na pięć części. Jednak nie radzę palić całego kawałka na raz, ale o tym później.
Chleb bananowy pachnie prawdziwym, świeżo upieczonym ciastem. Jest to zapach słodki i trochę korzenny, tak jakie powinno być ciasto. Banany są tu nieco złagodzone, ale cała kompozycja zapachowa jest cudowna i sprawia, że ma się ochotę na słodkości :) Niestety nie jadłam nigdy chleba bananowego, ale mogę sobie wyobrazić, że jest tak samo aromatyczny jak ten wosk.
Na jedno palenie wrzucam do kominka 1/3 kostki, a nawet i mniej. Po minucie zapach wypełnia pomieszczenie, ale nie jest mocny, powodujący ból głowy. Woski KC są zdecydowanie mocniejsze od Yankee i naprawdę nie radzę wrzucać całej kostki na raz, co najwyżej pół. Palę go około dwie godziny i mogę się cieszyć aromatem cały dzień, a często i jeszcze rano następnego dnia.
Kringle Candle Banana Bread to śliczny zapach świeżego ciasta, a do tego banany, które uwielbiam :) Polecam wszystkim wielbicielom słodkich zapachów oraz słodyczy ;)
środa, 25 listopada 2015
BingoSpa brzoskwiniowy krem pod prysznic
Żele pod prysznic to najszybciej schodzący u mnie kosmetyk. Niby tylko otworzyłam, a już dochodzi do dna. Żel BingoSpa stał jednak u mnie trochę dłużej, za sprawą dużej pojemności - 500 ml i lepszej wydajności.
Lubię produkty tej firmy m.in. ze względu na opakowanie. Jest bardzo proste. Po prostu przeźroczysta butelka zamykana na zatrzask. Po zużyciu również służy mi do przelewania innych kosmetyków, np. posiadających za duży otwór, czy mających większą pojemność. Otworek jest wygodny, kiedy wylewam na dłoń kosmetyk i uważam, że jest już go wystarczająco, reszta tak jakby się zasysa, wciąga do środka. Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś, zazwyczaj wtedy wylewa się jeszcze więcej kosmetyku.
Konsystencja jest kremowo-żelowa. Żel w dotyku jest aksamitnie gładki. Zapach nie jest do końca brzoskwiniowy. Powiedziałabym, że jest to bardziej multiwitamina. Bardzo przyjemny, jak owocowy napój. Utrzymuje się bardzo krótko po umyciu.
Z doświadczenia wiem, że kremowe żele zazwyczaj gorzej się pienią. Pod tym względem nie mam z nim problemów. Pieni się bardzo dobrze, robi się taka jedwabista piana, jest wydajny. Co do mycia nie mam zastrzeżeń. Pozostawia skórę gładką i miękką. Nie wysusza, ani nie nawilża skóry.
BingoSpa krem pod prysznic jest bardzo dobrym żelem. Zapach ma bardzo przyjemny i potrafi wprowadzić w miły nastrój na wieczór oraz odprężyć. Nie kosztuje wiele, bo jakoś 10 zł, za pół litra, więc wychodzi bardzo korzystnie.
Lubię produkty tej firmy m.in. ze względu na opakowanie. Jest bardzo proste. Po prostu przeźroczysta butelka zamykana na zatrzask. Po zużyciu również służy mi do przelewania innych kosmetyków, np. posiadających za duży otwór, czy mających większą pojemność. Otworek jest wygodny, kiedy wylewam na dłoń kosmetyk i uważam, że jest już go wystarczająco, reszta tak jakby się zasysa, wciąga do środka. Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś, zazwyczaj wtedy wylewa się jeszcze więcej kosmetyku.
Konsystencja jest kremowo-żelowa. Żel w dotyku jest aksamitnie gładki. Zapach nie jest do końca brzoskwiniowy. Powiedziałabym, że jest to bardziej multiwitamina. Bardzo przyjemny, jak owocowy napój. Utrzymuje się bardzo krótko po umyciu.
Z doświadczenia wiem, że kremowe żele zazwyczaj gorzej się pienią. Pod tym względem nie mam z nim problemów. Pieni się bardzo dobrze, robi się taka jedwabista piana, jest wydajny. Co do mycia nie mam zastrzeżeń. Pozostawia skórę gładką i miękką. Nie wysusza, ani nie nawilża skóry.
BingoSpa krem pod prysznic jest bardzo dobrym żelem. Zapach ma bardzo przyjemny i potrafi wprowadzić w miły nastrój na wieczór oraz odprężyć. Nie kosztuje wiele, bo jakoś 10 zł, za pół litra, więc wychodzi bardzo korzystnie.
poniedziałek, 23 listopada 2015
Garnier Ultra Doux odżywka nadająca objętość drożdże piwne i owoc granatu
Muszę przyznać, że w pielęgnacji włosów jestem leniem. Nie w takim sensie, że rzadko myję włosy tylko poza szamponem nie zawsze chce mi się używać czegokolwiek. Podziwiam włosomaniaczki, które oprócz stosowania gotowych masek, odżywek, czy olei robią jeszcze samodzielnie różne kuracje z produktów, które nawet do głowy by mi nie przyszło, że mogą podziałać na włosy.
Od producenta: Wyjątkowa formuła do włosów cienkich, pozbawionych objętości. Połączenie drożdży piwnych o właściwościach wzmacniających i owocu granatu, aby nadać włosom objętość i witalność.Lekka i delikatna konsystencja nie obciąża włosów.
Rezultat: Twoje włosy są łatwe w rozczesywaniu i zachwycają objętością! Bez obciążania, są widocznie uniesione u nasady. Stają się błyszczące i miękkie w dotyku.
Bardzo lubię produkty do włosów firmy Garnier i często one goszczą w mojej łazience. Kilka miesięcy temu będąc w Biedronce zauważyłam po przecenie - 4,50 zł właśnie tą odżywkę. Widziałam kilka dobrych opinii na jej temat więc się skusiłam.
Odżywka zamknięta jest w plastikowej buteleczce mieszczącej 200 ml kosmetyku, otwieranej od dołu. Butelka jest dość giętka, więc nie sprawia problemu kiedy się ją przydusza, żeby wydostać odżywkę. Otwierając butelkę nie potrzeba wiele siły, łatwo się otwiera. Otworek jest idealnej wielkości i nie sprawia problemów.
Konsystencja ma bardzo przyjemnie kremową. Zapach granat, ale bardziej kosmetyczny niż naturalny. Na drugi dzień po umyciu nie jest już wyczuwalny.
Odżywka gładko rozprowadza się po włosach. Nie sprawia problemów przy spłukiwaniu. Oczywiście jeśli weźmie się na jeden raz za dużo włosy szybciej się przetłuszczają. Po wysuszeniu włosy są bardzo miękkie i gładkie oraz nabierają blasku. Dobrze się rozczesują i układają, moje włosy są bardziej proste niż normalnie. Producent obiecuje uniesienie u nasady i zwiększenie objętości. Jeżeli tego właśnie oczekujecie to się zawiedziecie. Ja na swojej głowie nie widzę żadnej różnicy niż jakbym użyła samego szamponu.
Od odżywki nie oczekuję zazwyczaj wiele. Dla mnie po niej włosy mają się dobrze rozczesywać i mają być gładsze i miękkie. Wcale nie liczyłam na tą objętość, którą kusi producent. Odżywka Garnier Ultra Doux jest dobra, nic złego nie zrobiła z moimi włosami, ani też nie jest rewelacyjna.
Od producenta: Wyjątkowa formuła do włosów cienkich, pozbawionych objętości. Połączenie drożdży piwnych o właściwościach wzmacniających i owocu granatu, aby nadać włosom objętość i witalność.Lekka i delikatna konsystencja nie obciąża włosów.
Rezultat: Twoje włosy są łatwe w rozczesywaniu i zachwycają objętością! Bez obciążania, są widocznie uniesione u nasady. Stają się błyszczące i miękkie w dotyku.
Bardzo lubię produkty do włosów firmy Garnier i często one goszczą w mojej łazience. Kilka miesięcy temu będąc w Biedronce zauważyłam po przecenie - 4,50 zł właśnie tą odżywkę. Widziałam kilka dobrych opinii na jej temat więc się skusiłam.
Odżywka zamknięta jest w plastikowej buteleczce mieszczącej 200 ml kosmetyku, otwieranej od dołu. Butelka jest dość giętka, więc nie sprawia problemu kiedy się ją przydusza, żeby wydostać odżywkę. Otwierając butelkę nie potrzeba wiele siły, łatwo się otwiera. Otworek jest idealnej wielkości i nie sprawia problemów.
Konsystencja ma bardzo przyjemnie kremową. Zapach granat, ale bardziej kosmetyczny niż naturalny. Na drugi dzień po umyciu nie jest już wyczuwalny.
Odżywka gładko rozprowadza się po włosach. Nie sprawia problemów przy spłukiwaniu. Oczywiście jeśli weźmie się na jeden raz za dużo włosy szybciej się przetłuszczają. Po wysuszeniu włosy są bardzo miękkie i gładkie oraz nabierają blasku. Dobrze się rozczesują i układają, moje włosy są bardziej proste niż normalnie. Producent obiecuje uniesienie u nasady i zwiększenie objętości. Jeżeli tego właśnie oczekujecie to się zawiedziecie. Ja na swojej głowie nie widzę żadnej różnicy niż jakbym użyła samego szamponu.
Od odżywki nie oczekuję zazwyczaj wiele. Dla mnie po niej włosy mają się dobrze rozczesywać i mają być gładsze i miękkie. Wcale nie liczyłam na tą objętość, którą kusi producent. Odżywka Garnier Ultra Doux jest dobra, nic złego nie zrobiła z moimi włosami, ani też nie jest rewelacyjna.
sobota, 21 listopada 2015
Yankee Candle Buttercream
Jesień sprzyja zapachom słodkim, korzennym i otulającym. Ostatnio właśnie takie recenzje zapachów pojawiają się na moim blogu, bo po prostu mam na nie teraz ochotę. Tym razem przyszła pora na Buttercraem, czyli krem maślany od Yankee Candle.
Opis ze strony homedelight: Zapach świeżego, domowego masła śmietankowego z dodatkiem cukru i wanilii.
Początkowo nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać, bo czy zapach masła może być ładny? W dodatku ma być w nim jeszcze cukier i wanilia, co to w ogóle jest, chyba przepis na ciasto ;) Buttercream określiłabym jako zapach ciekawy. Dla mnie są to kruche i bardzo słodkie maślane ciasteczka z dodatkiem wanilii. Chociaż nazwa powinna być inna może "waniliowy krem", ponieważ wanilia jest dominująca, a maślany aromat jest jakby w tyle. Jest to jednak zapach przyjemny i inny niż typowe ciasteczkowe zapachy, które w większości mają korzenne nuty.
Nie trzeba długo palić, żeby całe pomieszczenie wypełniło się zapachem, wystarczy chwila, ale wyczuwalny jest tylko w dniu palenia. Zapach jest dość intensywny, chociaż wydaje się taki niepozorny.
Buttercream podoba mi się, chociaż może nie należy do moich szczególnie ulubionych zapachów. Wanilia jest w nim dominująca, a ja jestem bardziej fanką cynamonu, czy imbiru niż wanilii. Myślę, że zapach znajdzie wielu amatorów słodkich, ciasteczkowych zapachów.
Opis ze strony homedelight: Zapach świeżego, domowego masła śmietankowego z dodatkiem cukru i wanilii.
Początkowo nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać, bo czy zapach masła może być ładny? W dodatku ma być w nim jeszcze cukier i wanilia, co to w ogóle jest, chyba przepis na ciasto ;) Buttercream określiłabym jako zapach ciekawy. Dla mnie są to kruche i bardzo słodkie maślane ciasteczka z dodatkiem wanilii. Chociaż nazwa powinna być inna może "waniliowy krem", ponieważ wanilia jest dominująca, a maślany aromat jest jakby w tyle. Jest to jednak zapach przyjemny i inny niż typowe ciasteczkowe zapachy, które w większości mają korzenne nuty.
Nie trzeba długo palić, żeby całe pomieszczenie wypełniło się zapachem, wystarczy chwila, ale wyczuwalny jest tylko w dniu palenia. Zapach jest dość intensywny, chociaż wydaje się taki niepozorny.
Buttercream podoba mi się, chociaż może nie należy do moich szczególnie ulubionych zapachów. Wanilia jest w nim dominująca, a ja jestem bardziej fanką cynamonu, czy imbiru niż wanilii. Myślę, że zapach znajdzie wielu amatorów słodkich, ciasteczkowych zapachów.
czwartek, 19 listopada 2015
Nivea Pure & Natural tonik oczyszczający
Zarówno tonik jak i krem nawilżający to u mnie podstawa codziennej pielęgnacji. Przez kilka lat byłam wierna tonikom z Nivea, jednak ostatnio "zdradziłam" je z Ziają i dopiero niedawno do nich wróciłam, wygrzebując z zapasów ten oto egzemplarz.
Od producenta: W linii Pure & Natural naukowcy Nivea połączyli 100 lat doświadczeń w badaniach nad właściwościami skóry z cennymi, naturalnymi składnikami. Tonik oczyszczający z cennym bio olejkiem arganowym i organicznym aloesem, delikatnie oczyszcza i odświeża, przywracając naturalną równowagę skórze oraz zdrowy i promienny wygląd.
Skład:
Tonik zamknięty jest w półprzeźroczystej, plastikowej butelce mieszczącej 200 ml kosmetyku. Ma ona powierzchnię matową, co ułatwia trzymanie jej w dłoni. Szata graficzna jest typowa dla produktów Nivea. Zamykanie na zatrzask dobrze się spisuje, dość łatwo się je otwiera, nie trzeba używać siły. Przez otwór wylewa się odpowiednia ilość kosmetyku, który z łatwością można dozować.
Konsystencja jest oczywiście płynna. Jak pisałam, już dawno nie miałam toników tej firmy i przyzwyczaiłam się do bezalkoholowych produktów Ziaji. Kiedy pierwszy raz miałam go użyć uderzył mnie bardzo alkoholowy aromat. Po pewnym czasie zastąpił go zapach ziołowo-kwiatowy, nawet ładny, jednak ten alkohol trochę mi w nim przeszkadza.
Kiedy nalewa się tonik na płatek pozostaje na nim piana, tak samo na twarzy, kiedy wyleje mi się go za dużo. Tonik odświeża i oczyszcza skórę - co do tego nie mam zastrzeżeń. Minimalnie ściąga skórę, ale ja od razu smaruję twarz kremem, więc jakoś mi to zbytnio nie przeszkadza. Skóra pozostaje gładka i miękka, charakterystyczny jest błyszczący i gładki nos, zupełnie jak po użyciu żelu. Toniku używam dwa razy dziennie już od dwóch miesięcy i niedługo mi się skończy. Leje się jak woda i nie jest wydajny.
Tonik Nivea Pure & Natural mógłby być bardziej "natural", przeszkadza mi w nim alkoholowy zapach. Mógłby być bardziej wydajny. Działanie uważam jako dobre, ale czy do niego wrócę to nie wiem - jest wiele produktów na rynku które chcę wypróbować.
Od producenta: W linii Pure & Natural naukowcy Nivea połączyli 100 lat doświadczeń w badaniach nad właściwościami skóry z cennymi, naturalnymi składnikami. Tonik oczyszczający z cennym bio olejkiem arganowym i organicznym aloesem, delikatnie oczyszcza i odświeża, przywracając naturalną równowagę skórze oraz zdrowy i promienny wygląd.
Skład:
Tonik zamknięty jest w półprzeźroczystej, plastikowej butelce mieszczącej 200 ml kosmetyku. Ma ona powierzchnię matową, co ułatwia trzymanie jej w dłoni. Szata graficzna jest typowa dla produktów Nivea. Zamykanie na zatrzask dobrze się spisuje, dość łatwo się je otwiera, nie trzeba używać siły. Przez otwór wylewa się odpowiednia ilość kosmetyku, który z łatwością można dozować.
Konsystencja jest oczywiście płynna. Jak pisałam, już dawno nie miałam toników tej firmy i przyzwyczaiłam się do bezalkoholowych produktów Ziaji. Kiedy pierwszy raz miałam go użyć uderzył mnie bardzo alkoholowy aromat. Po pewnym czasie zastąpił go zapach ziołowo-kwiatowy, nawet ładny, jednak ten alkohol trochę mi w nim przeszkadza.
Kiedy nalewa się tonik na płatek pozostaje na nim piana, tak samo na twarzy, kiedy wyleje mi się go za dużo. Tonik odświeża i oczyszcza skórę - co do tego nie mam zastrzeżeń. Minimalnie ściąga skórę, ale ja od razu smaruję twarz kremem, więc jakoś mi to zbytnio nie przeszkadza. Skóra pozostaje gładka i miękka, charakterystyczny jest błyszczący i gładki nos, zupełnie jak po użyciu żelu. Toniku używam dwa razy dziennie już od dwóch miesięcy i niedługo mi się skończy. Leje się jak woda i nie jest wydajny.
Tonik Nivea Pure & Natural mógłby być bardziej "natural", przeszkadza mi w nim alkoholowy zapach. Mógłby być bardziej wydajny. Działanie uważam jako dobre, ale czy do niego wrócę to nie wiem - jest wiele produktów na rynku które chcę wypróbować.
wtorek, 17 listopada 2015
SheFoot krem odżywczy do stóp
Produkty
SheFoot były mi znane ze sklepowych półek, ale ceny skutecznie mnie od
nich odstraszały. Kiedy trafiłam na gazetę face&look (to już druga z
kolei recenzja kosmetyku z tej gazety) w której był
dodatkiem musiałam ją mieć. Tak więc zamiast około 20 zł
zapłaciłam 5.
Jesienią i w chłodniejsze dni skóra stóp potrzebuje głębszego nawilżenia i lepszego odżywienia niż w ciągu roku. Dlatego kiedy zrobiło się wystarczająco chłodno wyciągnęłam ze swoich zapasów krem, który wydawał mi się odpowiedni na tą porę roku, czy się spisał zapraszam na dalszy ciąg postu.
Od producenta: Krem opracowany, by odżywiać i uelastyczniać przesuszoną skórę i zapobiegać mikropęknięciom. Formuła została wzbogacona płynną keratyną i elastyną, które wzbogacają płytkę paznokcia. Olej arganowy i witamina E nawilżają, ujędrniają i regenerują podrażniony naskórek, a masło shea tworzy na powierzchni skóry ochronny film, który zatrzymuje wodę, pozostawiając skórę gładką, odżywioną i aksamitną w dotyku.
Tubka kremu zamknięta jest w kartoniku. Szata graficzna tubki jest bardzo estetyczna, bez zbędnych dodatków. Opakowanie mieści 75 ml kosmetyku i zrobione jest z grubego, lecz elastycznego plastiku, co ułatwia wydobycie kremu. Zamykanie bardzo łatwo się otwiera, sam otworek jest odpowiedniej wielkości. Nie powoduje brudzenia się jego okolic, ani wydostawania się nadmiernej ilości kosmetyku.
Krem w kolorze jest biały, ma konsystencję kremową, dość gęstą, ale wcale nie tak bardzo, jak dla mnie idealną. Bardzo łatwo rozprowadza się na skórze. Zapach jest ładny, może trochę słodki, ale taki typowo kosmetyczny.
Jak pisałam z kremem wiązałam spore nadzieje i się nie zawiodłam. Już po pierwszym użyciu zauważyłam znaczną poprawę stanu mojej skóry, a szczególnie pięt. Stopy po posmarowaniu stały się o wiele gładsze i miększe. Na piętach nie widać już odstających, suchych skórek. Niewielkie zgrubienia zrobiły się bardziej miękkie i gładkie. Bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę przez cały dzień. Wchłania się może nie szybko, ale szybciej niż kremy które stosowałam do tej pory. Na jedną aplikację wystarcza niewielka ilość kremu, przez co jest wydajny.
Krem Shefoot jest chyba najlepszym kremem jaki miałam. Bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę. Poprawa stanu skóry stóp następuje już po pierwszym użyciu. Za dobrą jakość i działanie cena drogeryjna nie wydaje się już tak wysoka.
Jesienią i w chłodniejsze dni skóra stóp potrzebuje głębszego nawilżenia i lepszego odżywienia niż w ciągu roku. Dlatego kiedy zrobiło się wystarczająco chłodno wyciągnęłam ze swoich zapasów krem, który wydawał mi się odpowiedni na tą porę roku, czy się spisał zapraszam na dalszy ciąg postu.
Od producenta: Krem opracowany, by odżywiać i uelastyczniać przesuszoną skórę i zapobiegać mikropęknięciom. Formuła została wzbogacona płynną keratyną i elastyną, które wzbogacają płytkę paznokcia. Olej arganowy i witamina E nawilżają, ujędrniają i regenerują podrażniony naskórek, a masło shea tworzy na powierzchni skóry ochronny film, który zatrzymuje wodę, pozostawiając skórę gładką, odżywioną i aksamitną w dotyku.
Tubka kremu zamknięta jest w kartoniku. Szata graficzna tubki jest bardzo estetyczna, bez zbędnych dodatków. Opakowanie mieści 75 ml kosmetyku i zrobione jest z grubego, lecz elastycznego plastiku, co ułatwia wydobycie kremu. Zamykanie bardzo łatwo się otwiera, sam otworek jest odpowiedniej wielkości. Nie powoduje brudzenia się jego okolic, ani wydostawania się nadmiernej ilości kosmetyku.
Krem w kolorze jest biały, ma konsystencję kremową, dość gęstą, ale wcale nie tak bardzo, jak dla mnie idealną. Bardzo łatwo rozprowadza się na skórze. Zapach jest ładny, może trochę słodki, ale taki typowo kosmetyczny.
Jak pisałam z kremem wiązałam spore nadzieje i się nie zawiodłam. Już po pierwszym użyciu zauważyłam znaczną poprawę stanu mojej skóry, a szczególnie pięt. Stopy po posmarowaniu stały się o wiele gładsze i miększe. Na piętach nie widać już odstających, suchych skórek. Niewielkie zgrubienia zrobiły się bardziej miękkie i gładkie. Bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę przez cały dzień. Wchłania się może nie szybko, ale szybciej niż kremy które stosowałam do tej pory. Na jedną aplikację wystarcza niewielka ilość kremu, przez co jest wydajny.
Krem Shefoot jest chyba najlepszym kremem jaki miałam. Bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę. Poprawa stanu skóry stóp następuje już po pierwszym użyciu. Za dobrą jakość i działanie cena drogeryjna nie wydaje się już tak wysoka.
niedziela, 15 listopada 2015
Perfacta Miss Marine perfumowany krem do ciała tropikalne nawilżenie
Kremy, balsamy i masła do ciała ostatnio znowu u mnie zagościły. Przez lato nie miałam ochoty na bardziej treściwe smarowidła, jednak jesienią, skóra potrzebuję większego zainteresowania. Perfecta perfumowany krem do ciała kupiłam bardzo tanio bo za 4,99 zł, był dodawany go gazety face&look. Jak widziałam w drogerii jego normalna cena to 17 zł za 200 ml, opłacało się prawda? :)
Od producenta: Rozkosznie apetyczne SPA dla ciała i duszy.
Orzeźwiający zapachem morskiej pianki i tropikalnej plaży, silnie nawilżający krem do pielęgnacji ciała z kwasem hialuronowym oraz olejkami arganowym i migdałowym.
Intensywnie nawilża. Regeneruje i spowalnia wiotczenie skóry. Nadaje jedwabistą gładkość. Pozostawia na skórze kuszący zapach, któremu trudno się oprzeć.
Codzienna aplikacja szybko staje się uzależniającym rytuałem!
Opakowanie kremu to dosyć sporych rozmiarów zielona tubka zamykana na zatrzask. Kiedy wyciskałam ostatki kremu lekko opierając tubkę o nogę - żeby mi od razu spadało na skórę - wieczko się odłamało i mam na nodze spore zadrapanie. Tubka jest elastyczna co ułatwia wydostanie kosmetyku, do otworu nie mam zastrzeżeń.
Na etykiecie widniej pani w stylu pin - up, bardzo charakterystyczna - cała seria tych kosmetyków jest właśnie w takim stylu. Jeżeli się przyjrzycie na zdjęciu poniżej są takie dziwne drobinki. Nie jest ono złej jakości, tylko na etykietce widać każdy piksel. Mogłoby być to trochę bardziej dopracowane.
Konsystencja jest dość lejąca, dlatego lepiej uważać przy aplikacji, żeby gdzieś nie poleciało. Sam krem w kolorze jest zielony, ale na skórze na szczęście nie pozostawia koloru. Dosyć dobrze się rozprowadza po skórze, nie potrzeba też wiele na jedno użycie.
Zapach jest oczywiście perfumowany, ładny, stonowany. Nie wiem jak go określić i co mi przypomina. Jeżeli już to byłby świeży, morski zapach. Utrzymuje się od wieczora do rana.
Krem bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze białych śladów, ani nie powoduje nieprzyjemnego uczucia lepkości. Dobrze nawilża, pozostawia skórę gładką i miękką. Co do obiecanej przez producenta regeneracji niczego takiego się nie dopatrzyłam.
Perfekta Miss Marine przyjemnie nawilża i wygładza skórę, która staje się miła w dotyku. Opakowanie jednak mogłoby być solidniejsze i bardziej dopracowane. Jednak jego działanie uzupełnia te braki.
Od producenta: Rozkosznie apetyczne SPA dla ciała i duszy.
Orzeźwiający zapachem morskiej pianki i tropikalnej plaży, silnie nawilżający krem do pielęgnacji ciała z kwasem hialuronowym oraz olejkami arganowym i migdałowym.
Intensywnie nawilża. Regeneruje i spowalnia wiotczenie skóry. Nadaje jedwabistą gładkość. Pozostawia na skórze kuszący zapach, któremu trudno się oprzeć.
Codzienna aplikacja szybko staje się uzależniającym rytuałem!
Opakowanie kremu to dosyć sporych rozmiarów zielona tubka zamykana na zatrzask. Kiedy wyciskałam ostatki kremu lekko opierając tubkę o nogę - żeby mi od razu spadało na skórę - wieczko się odłamało i mam na nodze spore zadrapanie. Tubka jest elastyczna co ułatwia wydostanie kosmetyku, do otworu nie mam zastrzeżeń.
Na etykiecie widniej pani w stylu pin - up, bardzo charakterystyczna - cała seria tych kosmetyków jest właśnie w takim stylu. Jeżeli się przyjrzycie na zdjęciu poniżej są takie dziwne drobinki. Nie jest ono złej jakości, tylko na etykietce widać każdy piksel. Mogłoby być to trochę bardziej dopracowane.
Konsystencja jest dość lejąca, dlatego lepiej uważać przy aplikacji, żeby gdzieś nie poleciało. Sam krem w kolorze jest zielony, ale na skórze na szczęście nie pozostawia koloru. Dosyć dobrze się rozprowadza po skórze, nie potrzeba też wiele na jedno użycie.
Zapach jest oczywiście perfumowany, ładny, stonowany. Nie wiem jak go określić i co mi przypomina. Jeżeli już to byłby świeży, morski zapach. Utrzymuje się od wieczora do rana.
Krem bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze białych śladów, ani nie powoduje nieprzyjemnego uczucia lepkości. Dobrze nawilża, pozostawia skórę gładką i miękką. Co do obiecanej przez producenta regeneracji niczego takiego się nie dopatrzyłam.
Perfekta Miss Marine przyjemnie nawilża i wygładza skórę, która staje się miła w dotyku. Opakowanie jednak mogłoby być solidniejsze i bardziej dopracowane. Jednak jego działanie uzupełnia te braki.
piątek, 13 listopada 2015
Kringle Candle Autumn Winds
Jesień to bardzo zmienna pora roku, raz jest wietrznie i deszczowo, a raz świeci słońce - jak u mnie dzisiaj. Dziś chcę zaprezentować zapach Autumn Winds od Kringle Candle, który idealnie wpasowuje się w każdą jesienną pogodę.
O zapachu: Poczuj delikatny zapach jesiennej nostalgii. Zanurz się w słonecznych aromatach barwnych, opadłych liści oraz ciepłego drewna z subtelną nutą słodyczy.
Bardzo lubię KC za ich opakowania, czyli plastikowe pudełeczka które są łatwe do przechowywania, nie to co folie YC, przez które wysypuje się pokruszony wosk i trzeba je dodatkowo zabezpieczać.
W swojej kolekcji posiadam nie wosk, lecz podgrzewacz. Niestety, ale jest to pierwszy tego produkt KC jaki miałam, który jest bardzo słabo wyczuwalny po odpaleniu. Na szczęście kiedy ukroiłam go kawałeczek i podgrzałam w kominku, zapach stał się bardzo intensywny, czyli taki jak powinien.
Zapach jest ciężki do sprecyzowania, są w nim mroźne i ciężkie nuty oraz słodkie. Jest to mieszanka różnych przypraw ja wyczuwam m. in. cynamon, goździki i drzewo sandałowe. Od razu można poczuć chłodny jesienny poranek, lekko mglisty i ziemię usłaną kolorowymi liśćmi. Wiatr przynosi zapach mgły, dymu i wilgotnej ziemi. Jak już wspominałam jest to zapach nie tylko zimny, ma coś jeszcze otulającego, to przez cynamon można poczuć również zapach szarlotki.
Autumn Winds czuć przez cały dzień palenia oraz na następny dzień pomimo otwartych drzwi do pokoju. Tak jakby osadzał się na meblach i wsiąkał w dywan ;)
Nie przepadam za męskimi zapachami, wspominałam już nie raz, że Midsummer's Night od Yankee Cnadle był moim najgorszym zapachem. Kręgielek nie jest typowym męskim zapachem, podchodzi pod tą kategorię, ale nie do końca, dlatego myślę, że akurat ten zapach może się spodobać i tym którzy nie lubią takich aromatów.
A Wy znacie ten zapach?
O zapachu: Poczuj delikatny zapach jesiennej nostalgii. Zanurz się w słonecznych aromatach barwnych, opadłych liści oraz ciepłego drewna z subtelną nutą słodyczy.
Bardzo lubię KC za ich opakowania, czyli plastikowe pudełeczka które są łatwe do przechowywania, nie to co folie YC, przez które wysypuje się pokruszony wosk i trzeba je dodatkowo zabezpieczać.
W swojej kolekcji posiadam nie wosk, lecz podgrzewacz. Niestety, ale jest to pierwszy tego produkt KC jaki miałam, który jest bardzo słabo wyczuwalny po odpaleniu. Na szczęście kiedy ukroiłam go kawałeczek i podgrzałam w kominku, zapach stał się bardzo intensywny, czyli taki jak powinien.
Zapach jest ciężki do sprecyzowania, są w nim mroźne i ciężkie nuty oraz słodkie. Jest to mieszanka różnych przypraw ja wyczuwam m. in. cynamon, goździki i drzewo sandałowe. Od razu można poczuć chłodny jesienny poranek, lekko mglisty i ziemię usłaną kolorowymi liśćmi. Wiatr przynosi zapach mgły, dymu i wilgotnej ziemi. Jak już wspominałam jest to zapach nie tylko zimny, ma coś jeszcze otulającego, to przez cynamon można poczuć również zapach szarlotki.
Autumn Winds czuć przez cały dzień palenia oraz na następny dzień pomimo otwartych drzwi do pokoju. Tak jakby osadzał się na meblach i wsiąkał w dywan ;)
Nie przepadam za męskimi zapachami, wspominałam już nie raz, że Midsummer's Night od Yankee Cnadle był moim najgorszym zapachem. Kręgielek nie jest typowym męskim zapachem, podchodzi pod tą kategorię, ale nie do końca, dlatego myślę, że akurat ten zapach może się spodobać i tym którzy nie lubią takich aromatów.
A Wy znacie ten zapach?
środa, 11 listopada 2015
Avon żel pod prysznic Cherry Blossom i Passionfruit & Peony
Żele pod prysznic to kosmetyki, które zużywają się u mnie bardzo szybko. Uwielbiam różnorodność, dlatego zawsze mam otwarte dwa i stosuję je na zmianę lub w zależności od humoru. Dzisiaj chcę przedstawić dwa żele z Avonu. Różnią się jedynie zapachem, a ich działanie jest takie same, dlatego jego opis będzie tylko jeden.
Konsystencja jest żelowa, nie lejąca, bardzo dobrze się rozprowadza po skórze.
Wersja kwiat wiśni jest takim delikatnym, kwiatowym zapachem. Przypomina wiosenne kwiaty i myślę, że znajdzie wielu zwolenników. Mi bardzo się podoba i na pewno jeszcze do niego wrócę.
Wersja marakuja i peonia jest to zapach bardziej owocowy niż kwiatowy. Dominuje w nim zapach marakui, który jest słodki i nieco cytrusowy, bardzo egzotyczny. Peonia jest w dalszym planie, ale również można wyczuć jej nuty. Wychodzi z nich bardzo fajna mieszanka zapachowa.
Oba żele bardzo dobrze się pienią, fajnie oczyszczają skórę i nie powodują wysuszenia, ani nawilżenia. Żele z Avonu jeszcze nigdy nic złego mi nie zrobiły i tak jest i tym razem.
Żele Avon Naturals mają bardzo ładne zapachy, może nie do końca naturale, ale są bardzo blisko. Na pewno jeszcze nieraz do nich wrócę.
Lubicie żele z Avonu? Jaki jest Wasz ulubiony zapach?
Cherry Blossom - Kwiat wiśni
Butelki żeli z serii Naturals są bardzo proste, niewielkie i bardzo mi się podobają. Nie mają żadnych zbędnych ozdób, ani pełno jakichś niepotrzebnych nikomu ozdobień na etykietce. Otwór jest odpowiedniej wielkości, nie wylewa się przez niego za dużo żelu.Konsystencja jest żelowa, nie lejąca, bardzo dobrze się rozprowadza po skórze.
Wersja kwiat wiśni jest takim delikatnym, kwiatowym zapachem. Przypomina wiosenne kwiaty i myślę, że znajdzie wielu zwolenników. Mi bardzo się podoba i na pewno jeszcze do niego wrócę.
Passionfruit & Peony - Marakuja i Peonia
Wersja marakuja i peonia jest to zapach bardziej owocowy niż kwiatowy. Dominuje w nim zapach marakui, który jest słodki i nieco cytrusowy, bardzo egzotyczny. Peonia jest w dalszym planie, ale również można wyczuć jej nuty. Wychodzi z nich bardzo fajna mieszanka zapachowa.
Oba żele bardzo dobrze się pienią, fajnie oczyszczają skórę i nie powodują wysuszenia, ani nawilżenia. Żele z Avonu jeszcze nigdy nic złego mi nie zrobiły i tak jest i tym razem.
Żele Avon Naturals mają bardzo ładne zapachy, może nie do końca naturale, ale są bardzo blisko. Na pewno jeszcze nieraz do nich wrócę.
Lubicie żele z Avonu? Jaki jest Wasz ulubiony zapach?
poniedziałek, 9 listopada 2015
Badger pomadka wanilia z Madagaskaru
Recenzowałam już kilka pomadek firmy Badger, a dzisiaj przyszła kolej na kolejną z nich. Początkowo miałam siedem pomadek, ale dwie musiałam rozdać, bo nie zauważyłam, że mają bardzo krótki termin ważności (tak to jest w kosmetykach naturalnych). Tą też musiałam wcześniej otworzyć niż planowałam.
Od producenta: Wyprodukowane na bazie tłoczonego na zimno olejków z oliwki, rokitnika, wosku pszczelego, ekstraktu z dzikiej róży oraz wyciągu z aloesu.
Balsamy Badger koją, łagodzą i pielęgnują usta!
- Super-nawilżające naturalne i organiczne
- bez sztucznych barwników oraz środków smakowo- zapachowych
Pomadka zamknięta jest w klasycznym sztyfcie. Szata graficzna - jeśli do mnie czasem zaglądacie to pewnie kojarzycie - jest taka sama jak w przypadku pozostałych pomadek, zmienia się tylko tło dla Pana Borsuka czarodzieja. Sama konsystencja również niczym się nie różni, czyli jest zbita, ale przyjemnie rozpływa się pod wpływem ciepła ust. Teraz jedyna zmienna rzecz w tych pomadkach, czyli zapach. Nie przepadam za wanilią, nie przeszkadza mi, ale jeśli mam wybór wolę wybrać inny zapach. Pomadka ma zapach laski wanilii, czyli bardzo naturalny zapach - co zawdzięcza olejkom eterycznym w składzie. Nie jest to zapach męczący, ulatnia się zaraz po posmarowaniu.
Co do samego działania, tak jak w przypadku poprzednich wersji nie mam zastrzeżeń. Ma same pozytywy: bardzo dobrze nawilża i to długotrwale, wygładza usta i je odżywia, stają się miękkie i delikatne. Jedynym jej minusem jest cena, pomadka kosztuje 17,90 zł tu opłaca się bardziej kupić zestaw czterech za 54 zł.
Pomadka Badger wanilia bardzo dobrze się spisuje. Świetnie nawilża i odżywia usta. Jest idealna w okresie jesiennym, kiedy nasze usta potrzebują szczególnej pielęgnacji i ochrony.
Od producenta: Wyprodukowane na bazie tłoczonego na zimno olejków z oliwki, rokitnika, wosku pszczelego, ekstraktu z dzikiej róży oraz wyciągu z aloesu.
Balsamy Badger koją, łagodzą i pielęgnują usta!
- Super-nawilżające naturalne i organiczne
- bez sztucznych barwników oraz środków smakowo- zapachowych
Pomadka zamknięta jest w klasycznym sztyfcie. Szata graficzna - jeśli do mnie czasem zaglądacie to pewnie kojarzycie - jest taka sama jak w przypadku pozostałych pomadek, zmienia się tylko tło dla Pana Borsuka czarodzieja. Sama konsystencja również niczym się nie różni, czyli jest zbita, ale przyjemnie rozpływa się pod wpływem ciepła ust. Teraz jedyna zmienna rzecz w tych pomadkach, czyli zapach. Nie przepadam za wanilią, nie przeszkadza mi, ale jeśli mam wybór wolę wybrać inny zapach. Pomadka ma zapach laski wanilii, czyli bardzo naturalny zapach - co zawdzięcza olejkom eterycznym w składzie. Nie jest to zapach męczący, ulatnia się zaraz po posmarowaniu.
Co do samego działania, tak jak w przypadku poprzednich wersji nie mam zastrzeżeń. Ma same pozytywy: bardzo dobrze nawilża i to długotrwale, wygładza usta i je odżywia, stają się miękkie i delikatne. Jedynym jej minusem jest cena, pomadka kosztuje 17,90 zł tu opłaca się bardziej kupić zestaw czterech za 54 zł.
Pomadka Badger wanilia bardzo dobrze się spisuje. Świetnie nawilża i odżywia usta. Jest idealna w okresie jesiennym, kiedy nasze usta potrzebują szczególnej pielęgnacji i ochrony.
sobota, 7 listopada 2015
Yankee Candle Summer Scoop
Moją pierwszą świecę dostałam na urodziny w zeszłym roku. Przez dłuższy czas stała sobie na półce i cieszyła oczy. Przechodząc tylko ją otwierałam, wąchałam i zamykałam z powrotem. Teraz zapalam ją średnio raz w tygodniu, żeby starczyła na dłużej.
O produkcie: Wspomnienie przepysznych domowych lodów owocowych, w których prym wiedzie truskawka :-) W sam raz na upalny dzień!
Świeca jest niewielka, jak widać na zdjęciu jest tylko trochę wyższa od pudełka z chusteczkami. Jednak starczy na naprawdę sporo paleń. Zamknięcie jest ciężkie i potrafi się nieźle zassać, ale mamy pewność, że nie otworzy się przy przenoszeniu. Sam wosk świecy ma dziwną barwę, tzn. wygląda jakby ktoś niedokładnie wymieszał kolory - biały i różowy i w efekcie wyszły takie właśnie dwu smakowe lody.
Jak zalecają na filmikach instruktażowych - tak zdarzyło mi się takie coś obejrzeć ;) - świecę powinno się palić ok. 4 godz. żeby wosk roztopił się aż do ścianek. Ja palę ją bardzo różnie, raz krócej, a raz dłużej. Czasem zdarza mi się "bawić" jej woskiem - jeszcze na ciepło zapałką, czy czymś innym odciągam pozostały wosk ze ścianek. Przy kolejnym paleniu już się ładnie wypala.
Naklejka każe nam sobie wyobrażać zapach letnich lodów z owocami, takimi jak jagody, czerwone porzeczki, czy inne jagodowe owoce. Całość zatopiona w śmietankowych, czy też waniliowych lodach.
Po otwarciu świeczki wydobywa się śliczny, owocowy aromat właśnie takich owocowych lodów. Zapach mnie nie zawiódł, właśnie tak go sobie wyobrażałam. Podczas palenia zapach się nie zmienia, jest dość intensywny - chociaż niektórzy mówią, że małe świece pachną bardzo słabo, albo wcale - wypełnia całe pomieszczenie, a jakby otworzyć drzwi myślę, że rozprzestrzeniłby się na cały dom. Zapach wyczuwalny jest jeszcze na drugi dzień.
Zapach Summer Scoop jest idealny w chłodne, ponure jesienne dni. Potrafi przenieść w jakieś cieplejsze miejsce, a także przywołuje wspomnienia wakacji. Mi bardzo przypadł do gustu i bardzo się cieszę, że mogę się nim cieszyć jeszcze przez długi czas.
O produkcie: Wspomnienie przepysznych domowych lodów owocowych, w których prym wiedzie truskawka :-) W sam raz na upalny dzień!
Świeca jest niewielka, jak widać na zdjęciu jest tylko trochę wyższa od pudełka z chusteczkami. Jednak starczy na naprawdę sporo paleń. Zamknięcie jest ciężkie i potrafi się nieźle zassać, ale mamy pewność, że nie otworzy się przy przenoszeniu. Sam wosk świecy ma dziwną barwę, tzn. wygląda jakby ktoś niedokładnie wymieszał kolory - biały i różowy i w efekcie wyszły takie właśnie dwu smakowe lody.
Jak zalecają na filmikach instruktażowych - tak zdarzyło mi się takie coś obejrzeć ;) - świecę powinno się palić ok. 4 godz. żeby wosk roztopił się aż do ścianek. Ja palę ją bardzo różnie, raz krócej, a raz dłużej. Czasem zdarza mi się "bawić" jej woskiem - jeszcze na ciepło zapałką, czy czymś innym odciągam pozostały wosk ze ścianek. Przy kolejnym paleniu już się ładnie wypala.
Naklejka każe nam sobie wyobrażać zapach letnich lodów z owocami, takimi jak jagody, czerwone porzeczki, czy inne jagodowe owoce. Całość zatopiona w śmietankowych, czy też waniliowych lodach.
Po otwarciu świeczki wydobywa się śliczny, owocowy aromat właśnie takich owocowych lodów. Zapach mnie nie zawiódł, właśnie tak go sobie wyobrażałam. Podczas palenia zapach się nie zmienia, jest dość intensywny - chociaż niektórzy mówią, że małe świece pachną bardzo słabo, albo wcale - wypełnia całe pomieszczenie, a jakby otworzyć drzwi myślę, że rozprzestrzeniłby się na cały dom. Zapach wyczuwalny jest jeszcze na drugi dzień.
Zapach Summer Scoop jest idealny w chłodne, ponure jesienne dni. Potrafi przenieść w jakieś cieplejsze miejsce, a także przywołuje wspomnienia wakacji. Mi bardzo przypadł do gustu i bardzo się cieszę, że mogę się nim cieszyć jeszcze przez długi czas.
czwartek, 5 listopada 2015
Kallos Silk szampon
Marka Kallos jest znana w szczególności ze swych masek, ale pojawiają się również ich inne produkty, typu szampony, czy żele pod prysznic. Bardzo mi się spodobała maska Silk, dlatego skusiłam się na taki szampon.
Od producenta: Szampon do włosów Kallos Silk z zawartością oleju oliwkowego i proteiny jedwabiu do suchych, matowych włosów. Dzięki zawartości odżywczych czynników działających oleju oliwkowego i proteiny jedwabiu delikatnie czyści włosy. Martwe i wyblakłe włosy nabierają bardziej lśniącego, jedwabistego i elastycznego uroku.
Szampon mieści się w wielkiej litrowej butli. Nie jest ona praktyczna, ponieważ po pierwsze ciężko ją gdzieś postawić w łazience, a po drugie otwór ma ogromny. Ja przelałam ją do półlitrowej butelki, a resztę schowałam i dolewam w miarę ubywania, tak jest wygodniej. Szata graficzna jest typowa dla tej marki, a naklejka jest identyczna jak na masce. Silk w kolorze jest biały, z lekkimi refleksami. Konsystencja typowa dla szamponu, pół lejąca jak dla mnie idealna. Zapach ma taki sam jak maska Silk, kosmetyczny, lekko perfumowany.
Kallos bardzo dobrze się pieni i łatwo spłukuje, na jedno użycie wystarcza bardzo niewiele, dlatego jest wydajny. Ja używam go najczęściej przy drugim myciu. Nie plącze włosów, a nawet ułatwia rozczesywanie. Włosy po wysuszeniu są przyjemnie gładkie, ale nie oklapnięte, sypkie i miękkie. Z łatwością zastępuje odżywkę, czy maskę, dlatego jak już używam tego szamponu nie nakładam odżywki. Nie wywołał u mnie łupieżu, ani nie pogorszył stanu skóry głowy.
Szampon Kallos Silk kosztuje 7,70 zł w perfumerii E-glamour. Z efektów stosowania jestem bardzo zadowolona. Nie używałam zestawu szampon Silk plus taka maska, ale myślę, że spisywałby się rewelacyjnie.
Od producenta: Szampon do włosów Kallos Silk z zawartością oleju oliwkowego i proteiny jedwabiu do suchych, matowych włosów. Dzięki zawartości odżywczych czynników działających oleju oliwkowego i proteiny jedwabiu delikatnie czyści włosy. Martwe i wyblakłe włosy nabierają bardziej lśniącego, jedwabistego i elastycznego uroku.
Szampon mieści się w wielkiej litrowej butli. Nie jest ona praktyczna, ponieważ po pierwsze ciężko ją gdzieś postawić w łazience, a po drugie otwór ma ogromny. Ja przelałam ją do półlitrowej butelki, a resztę schowałam i dolewam w miarę ubywania, tak jest wygodniej. Szata graficzna jest typowa dla tej marki, a naklejka jest identyczna jak na masce. Silk w kolorze jest biały, z lekkimi refleksami. Konsystencja typowa dla szamponu, pół lejąca jak dla mnie idealna. Zapach ma taki sam jak maska Silk, kosmetyczny, lekko perfumowany.
Kallos bardzo dobrze się pieni i łatwo spłukuje, na jedno użycie wystarcza bardzo niewiele, dlatego jest wydajny. Ja używam go najczęściej przy drugim myciu. Nie plącze włosów, a nawet ułatwia rozczesywanie. Włosy po wysuszeniu są przyjemnie gładkie, ale nie oklapnięte, sypkie i miękkie. Z łatwością zastępuje odżywkę, czy maskę, dlatego jak już używam tego szamponu nie nakładam odżywki. Nie wywołał u mnie łupieżu, ani nie pogorszył stanu skóry głowy.
Szampon Kallos Silk kosztuje 7,70 zł w perfumerii E-glamour. Z efektów stosowania jestem bardzo zadowolona. Nie używałam zestawu szampon Silk plus taka maska, ale myślę, że spisywałby się rewelacyjnie.
poniedziałek, 2 listopada 2015
Nowości - październik + zakupy Rossmann -49%
Październik nie był szczególnie owocny w zakupy kosmetyczne, jedynie na wyprzedaży w Biedronce coś kupiłam. Nawet w tym miesiącu nie kupiłam wosków, z czego sama się dziwię, co miesiąc coś przybywało - przyszedł czas na wypalanie zgromadzonych zapasów. Już myślałam, że będę musiała zmieniać profil bloga z kosmetycznego na książkowy ;)
Biedronka - wyprzedaż na której można było kupić wiele produktów po naprawdę niskich cenach, od lewej:
Chusteczki nawilżane Queen 1 zł paczka - idealne do torebki
Żel pod prysznic Palmolive - 3 zł
Szampon Jantar - 5 zł
Zapas mydła w płynie Linda 900 ml - 3 zł
Kremy do stóp Bebeauty każdy po 1 zł - bardzo je lubię, recenzja tutaj
Lirene krem do stóp - 5 zł
Będąc w Rossmannie tak tylko się porozglądać trafiłam na cenę na do widzenia kremu BB z Maybelline za 6,29 zł - dwa razy tyle płaciłam za niego na poprzedniej promocji - 49%
Pokrowiec na tablet kupiony w Empiku za 7 zł - przecena plus wybrane punkty Payback
służy mi za pokrowiec na mojego Kindle
Kolejne zakupy z Empika foremki - oczywiście na mydła - 5 zł oraz foremki na mini babeczki - 7 zł
Nie wiem czy pamiętacie, w tym poście pokazywałam pierwszą część serii "Obca" Diany Gabaldon, a w tym miesiącu przybyła mi reszta serii :D - zajmują 2/3 półki ;) Premiera kolejnej części będzie w połowie listopada, już nie mogę się doczekać :D
Inne książki to:
Sabina Waszut "Rozdroża" i "W obcym domu"
Magdalena Witkiewicz "Po prostu bądź" - mogę polecić wszystkie książki tej Pani. Przeczytałam wszystko co napisała, nawet książki dla dzieci ;)
Anthony Doberr "Światło którego nie widać" - książka o której ostatnio jest głośno, zbiera pozytywne opinie na Lubimy Czytać, więc zaryzykowałam zakup
Paulina Simons - "Sześć dni w Leningradzie"
Książki kupiłam w księgarniach internetowych Aros i Platon24 ze sporym rabatem.
Kolejne zakupy są już z dzisiaj, kupione na promocji w Rossmannie:
Eveline Color Edition 709 - 8,15 zł mam już jedną i bardzo ją lubię, dlatego skusiłam się na kolejny kolor
Rival de Loop maseczki odświeżająca i złuszczająca - 1,19 zł sztuka akurat były w promocji
Neutrogena Intense repair balsam do ust - 5,60 zł lubię ich pomadki, a tej jeszcze nie miałam
Body Club balsam truskawkowy - 6,11 zł - pachnie bardzo ładnie, na bazie wosku pszczelego i masła shea jutro będzie moja jeszcze wersja bananowa :D
Blistex MedPlus - 5,60 zł bardzo lubię Blistexy, a tej wersji jeszcze nie miałam
Nivea Soothe&Protect - 4,48 zł - tej wersji nie miałam, ale słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii
Sally Hansen Instant Cuticle Remover - 11,21 zł wiele osób go poleca więc postanowiłam wypróbować
Zakupy siostry:
Bielenda odżywka - jest bardzo dobra to już któreś z kolei opakowanie
Nivea Soothe&Protect - taka sama jak moja
Alterra granat - 2,54 zł
Isana różana - 2,13 zł
Lovely Extra Lasting nr 3 - 4,48 zł
Wibo 1 Coat Manicure lakiery nr 17, 15 - 3,15 zł sztuka
Lovely Fast Dry lakiery nr 5, 3, 1 - 3,36 zł sztuka
Jak Wam się podobają moje nowości?
Biedronka - wyprzedaż na której można było kupić wiele produktów po naprawdę niskich cenach, od lewej:
Chusteczki nawilżane Queen 1 zł paczka - idealne do torebki
Żel pod prysznic Palmolive - 3 zł
Szampon Jantar - 5 zł
Zapas mydła w płynie Linda 900 ml - 3 zł
Kremy do stóp Bebeauty każdy po 1 zł - bardzo je lubię, recenzja tutaj
Lirene krem do stóp - 5 zł
Będąc w Rossmannie tak tylko się porozglądać trafiłam na cenę na do widzenia kremu BB z Maybelline za 6,29 zł - dwa razy tyle płaciłam za niego na poprzedniej promocji - 49%
Pokrowiec na tablet kupiony w Empiku za 7 zł - przecena plus wybrane punkty Payback
służy mi za pokrowiec na mojego Kindle
Kolejne zakupy z Empika foremki - oczywiście na mydła - 5 zł oraz foremki na mini babeczki - 7 zł
Nie wiem czy pamiętacie, w tym poście pokazywałam pierwszą część serii "Obca" Diany Gabaldon, a w tym miesiącu przybyła mi reszta serii :D - zajmują 2/3 półki ;) Premiera kolejnej części będzie w połowie listopada, już nie mogę się doczekać :D
Inne książki to:
Sabina Waszut "Rozdroża" i "W obcym domu"
Magdalena Witkiewicz "Po prostu bądź" - mogę polecić wszystkie książki tej Pani. Przeczytałam wszystko co napisała, nawet książki dla dzieci ;)
Anthony Doberr "Światło którego nie widać" - książka o której ostatnio jest głośno, zbiera pozytywne opinie na Lubimy Czytać, więc zaryzykowałam zakup
Paulina Simons - "Sześć dni w Leningradzie"
Książki kupiłam w księgarniach internetowych Aros i Platon24 ze sporym rabatem.
Kolejne zakupy są już z dzisiaj, kupione na promocji w Rossmannie:
Eveline Color Edition 709 - 8,15 zł mam już jedną i bardzo ją lubię, dlatego skusiłam się na kolejny kolor
Rival de Loop maseczki odświeżająca i złuszczająca - 1,19 zł sztuka akurat były w promocji
Neutrogena Intense repair balsam do ust - 5,60 zł lubię ich pomadki, a tej jeszcze nie miałam
Body Club balsam truskawkowy - 6,11 zł - pachnie bardzo ładnie, na bazie wosku pszczelego i masła shea jutro będzie moja jeszcze wersja bananowa :D
Blistex MedPlus - 5,60 zł bardzo lubię Blistexy, a tej wersji jeszcze nie miałam
Nivea Soothe&Protect - 4,48 zł - tej wersji nie miałam, ale słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii
Sally Hansen Instant Cuticle Remover - 11,21 zł wiele osób go poleca więc postanowiłam wypróbować
Zakupy siostry:
Bielenda odżywka - jest bardzo dobra to już któreś z kolei opakowanie
Nivea Soothe&Protect - taka sama jak moja
Alterra granat - 2,54 zł
Isana różana - 2,13 zł
Lovely Extra Lasting nr 3 - 4,48 zł
Wibo 1 Coat Manicure lakiery nr 17, 15 - 3,15 zł sztuka
Lovely Fast Dry lakiery nr 5, 3, 1 - 3,36 zł sztuka
Jak Wam się podobają moje nowości?