"Moje życie obok" to książka, która często przewija się na blogach i Instagramie. Dosłownie wszyscy się nią zachwycają, więc postanowiłam sama zobaczyć o co ten cały szum. Zapraszam na recenzję.
Smantha to poukładana dziewczyna z dobrego domu. Chodzi do prywatnej szkoły, ma świetne oceny i jest praktyczne wzorem do naśladowania. Jej mama jest senatorem i ma pewną obsesję na punkcie sprzątania, lubi mieć kontrolę nad życiem własnym i córek. Kiedy kilka lat temu do domu obok wprowadzają się Garrettowie cały czas ma do nich jakieś "ale", ponieważ są oni głośni, ich dom jak i ogród jest w fatalnym stanie, a dodatkowe ciągle ich przybywa. Samanthę fascynuje ta rodzina. Po kryjomu ich podgląda, zna ich zwyczaje i charaktery. Wszystko się zmienia kiedy przychodzi do niej jeden z nich - Jase...
Książkę czyta się bardzo dobrze. Jest napisana dobrym, prostym językiem. Nie ma w niej jakichś wzniosłych sentencji, których w takich książkach nie znoszę. Nawet jako powieść hmm.. romantyczna dla młodzieży? to bardziej obyczajówka z elementami romansu. Nawet nie jest powieść erotyczna YA, co przyjęłam z ogromną ulgą (mam już takich po uszy).
Co do bohaterów, Samantha to taka nastolatka z dobrego domu. Jest aż nadto dorosła jak na swój wiek. Ma pełny plan na przyszłość i wakacje. Pewnie jest to zasługa wychowania i ciągłej kontroli. Widać, że nie podoba jej się życie jakie wiedzie, dlatego tak bardzo podoba jej się rodzina Garrettów, która jest ich całkowitym przeciwieństwem.
Jase jest chyba, aż za nadto idealny. Umie wszystko naprawić, zajmuje się młodszym rodzeństwem, zastępuje im rodziców kiedy nie ma ich w pobliżu i przedkłada szczęście rodziny nad własne. Chyba w każdej rodzinie wielodzietnej jest taki starszy brat, który zastępuje rodziców.
"Moje życie obok" to taka dobra obyczajówka. Nie jest ona może wybitna, ale jeżeli chce ktoś się zrelaksować z książką, która nie wymaga od czytelnika zbytnio myślenia to szczerze mogę ją polecić.
Moja ocena: 7/10
Strony
▼
wtorek, 31 stycznia 2017
poniedziałek, 30 stycznia 2017
Wiesław Adamczyk - Kwiaty polskie na wygnaniu
Lubicie książki o wspomnieniach z czasów wojny? Ja bardzo, chociaż zdarzają się raz lepsze, raz gorsze. Wszystko zależy od osoby, która ją pisze i od tego czy pisała je zaraz po fakcie, czy kilkadziesiąt lat później. Zapraszam na recenzję.
Książka Wiesława Adamczyka opowiada o zesłańcach na Sybir. Nie są to przypadkowe osoby, lecz dzieci, które pomimo wielu przeciwnościom przeżyły te trudne czasy. Wszystkie te osoby wiąże jedno - w trakcie zsyłki i potem emigracji do takich krajów jak np. Iran prowadzili pamiętniki. Niektórzy sami pisali w nich swoje wspomnienia, lecz większość zbierała wpisy od swoich koleżanek i kolegów. I właśnie na podstawie tych pamiętników, czyli sztambuchów powstały te opowieści.
To już moje drugie spotkanie z tym autorem. Kilka lat temu, a dokładniej 4, przeczytałam jego pierwszą książkę "Kiedy Bóg odwrócił wzrok". Opowiada w niej swoje przeżycia na zsyłce oczami sześcioletniego chłopca, Wiesia. To cudowna książka, którą bardzo Wam polecam.
"Kwiaty polskie na wygnaniu" to tak jakby kontynuacja poprzedniej książki. Przez wiele lat autor spotykał się z innymi dziećmi, obecnie już starszymi osobami wypędzonymi na Sybir. Zbierał również pamiętniki tych osób, które napływały do niego z całego świata.
W książce przedstawione są opowieści, wywiady przeprowadzane właśnie na takich spotkaniach. Każda opowieść chociaż jest inna, inaczej się zaczyna, to wszystkie łączą się w całość. Wszystkie te osoby trafiali do tych samych, czy sąsiednich miejscowości, czy jechali tą samą trasą, więc ma się wrażenie, że to dalej ta sama opowieść.
To byli tacy mali dorośli. Zostali wyrwani z bezpiecznego okresu dzieciństwa i musieli zacząć pracować, myśleć o tym żeby przeżyć i martwić o młodsze rodzeństwo, jeśli takie mieli. To mali patrioci, każdy wpis do pamiętników był opatrzony dedykacją, jakąś sentencją, która wyrażała swoją miłość do ojczyzny, wolę walki i nadzieję na odbudowę kraju.
Kiedy ta tułaczka się skończyła, dzieci, już nie-dzieci stawali się dorosłymi, czy nastolatkami. Cała książka opatrzona jest licznymi zdjęciami więc można prześledzić życie takiego małego sybiraka na każdym jego etapie. Po wszystkim to nie były te same dzieci, to były dzieci w skórze dorosłych w niektórych przypadkach np. w przypadku samego autora lub chociaż mieli te dwadzieścia lat wyglądali na dwa razy tyle. Nie mieli okazji być dziećmi, musieli od razu stać się dorosłymi, ominął je ten ważny etap w życiu.
W książce zawarte są liczne strony z pamiętników, wybrała kilka z nich, żebyście sami mogli je podziwiać. Niesamowite jest to, że rysowały je dzieci, które często miały przy sobie jedną, dwie kredki i wymieniali się nimi z innymi. Podziwiam ich talent. Nie wszyscy wcześniej chodzili do szkoły, a jak chodzili, to dopiero ją zaczynali. Nie wiem zupełnie skąd u nich ten talent, nawet najprostsze rysunki były wykonane znakomicie.
Książkę Wiesława Adamczyka jak najbardziej polecam. Zarówno tą jak i wspominaną już "Kiedy Bóg odwrócił wzrok". To niezwykłe pozycje, które dają wiele do myślenia. Można poczuć jakby samemu się było na Syberii.
Moja ocena: 8/10
Książka Wiesława Adamczyka opowiada o zesłańcach na Sybir. Nie są to przypadkowe osoby, lecz dzieci, które pomimo wielu przeciwnościom przeżyły te trudne czasy. Wszystkie te osoby wiąże jedno - w trakcie zsyłki i potem emigracji do takich krajów jak np. Iran prowadzili pamiętniki. Niektórzy sami pisali w nich swoje wspomnienia, lecz większość zbierała wpisy od swoich koleżanek i kolegów. I właśnie na podstawie tych pamiętników, czyli sztambuchów powstały te opowieści.
To już moje drugie spotkanie z tym autorem. Kilka lat temu, a dokładniej 4, przeczytałam jego pierwszą książkę "Kiedy Bóg odwrócił wzrok". Opowiada w niej swoje przeżycia na zsyłce oczami sześcioletniego chłopca, Wiesia. To cudowna książka, którą bardzo Wam polecam.
"Kwiaty polskie na wygnaniu" to tak jakby kontynuacja poprzedniej książki. Przez wiele lat autor spotykał się z innymi dziećmi, obecnie już starszymi osobami wypędzonymi na Sybir. Zbierał również pamiętniki tych osób, które napływały do niego z całego świata.
W książce przedstawione są opowieści, wywiady przeprowadzane właśnie na takich spotkaniach. Każda opowieść chociaż jest inna, inaczej się zaczyna, to wszystkie łączą się w całość. Wszystkie te osoby trafiali do tych samych, czy sąsiednich miejscowości, czy jechali tą samą trasą, więc ma się wrażenie, że to dalej ta sama opowieść.
To byli tacy mali dorośli. Zostali wyrwani z bezpiecznego okresu dzieciństwa i musieli zacząć pracować, myśleć o tym żeby przeżyć i martwić o młodsze rodzeństwo, jeśli takie mieli. To mali patrioci, każdy wpis do pamiętników był opatrzony dedykacją, jakąś sentencją, która wyrażała swoją miłość do ojczyzny, wolę walki i nadzieję na odbudowę kraju.
Kiedy ta tułaczka się skończyła, dzieci, już nie-dzieci stawali się dorosłymi, czy nastolatkami. Cała książka opatrzona jest licznymi zdjęciami więc można prześledzić życie takiego małego sybiraka na każdym jego etapie. Po wszystkim to nie były te same dzieci, to były dzieci w skórze dorosłych w niektórych przypadkach np. w przypadku samego autora lub chociaż mieli te dwadzieścia lat wyglądali na dwa razy tyle. Nie mieli okazji być dziećmi, musieli od razu stać się dorosłymi, ominął je ten ważny etap w życiu.
W książce zawarte są liczne strony z pamiętników, wybrała kilka z nich, żebyście sami mogli je podziwiać. Niesamowite jest to, że rysowały je dzieci, które często miały przy sobie jedną, dwie kredki i wymieniali się nimi z innymi. Podziwiam ich talent. Nie wszyscy wcześniej chodzili do szkoły, a jak chodzili, to dopiero ją zaczynali. Nie wiem zupełnie skąd u nich ten talent, nawet najprostsze rysunki były wykonane znakomicie.
Książkę Wiesława Adamczyka jak najbardziej polecam. Zarówno tą jak i wspominaną już "Kiedy Bóg odwrócił wzrok". To niezwykłe pozycje, które dają wiele do myślenia. Można poczuć jakby samemu się było na Syberii.
Moja ocena: 8/10
piątek, 27 stycznia 2017
Magdalena Rittenhouse - Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero
Nowy Jork, jedno z najbardziej znanych miast na świecie, niektórzy twierdzą, że to centrum Ziemi. Jak powstał, kiedy, jakie wydarzenia zmieniły jego losy? Na te pytania odpowiada książka Magdaleny Rittenhouse. Zapraszam na recenzję.
Autorka opisuje miasto poprzez jego dzieje, jego mieszkańców, czy budowli i instytucji. Zaczyna od samych zaczątków, od przybycia holenderskich odkrywców na wyspę Mannahatta i odkupienie jej od Indian. Kolejnym etapem jest ekspansja osadnicza i przybycie pierwszych osadników statkiem Mayflower. Trudne początki imigrantów i ich losy od przybicia do portu...
Nowy Jork to nie tylko budynki, ale też ludzie. To oni zbudowali to miasto. Gdyby nie chcieli się tu osiedlać teren ten byłby zapomniany. Ameryka w Europie była opisywana jako kraj wielu możliwości, kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie pieniądze rosną na drzewach. Dlatego wiele osób skuszonych tym bogactwem opuszczało swój - często biedny - kraj i wypływało w poszukiwaniu szczęścia i dostatku. Tym sposobem Nowy Jork to miasto bardzo zróżnicowane pod względem etnicznym i kulturowym. Nawet powstawały dzielnice m.in. żydowska, irlandzka, włoska, czy niemiecka, bo to głównie oni tu przybywali.
Książkę odbieram dobrze, autorka umie zaciekawić. Początkowe opowieści bardziej mi się podobały niż te współczesne. Po prostu bardziej interesowały mnie dawne dzieje tego miasta, niż te obecne.
Całość jest przedstawiona jako reportaże. Czytelnikowi wydaje się, że przechadza się po ulicach tego miasta, rozgląda się na boki i do góry i poznaje historię wsiąkniętą w jego mury.
Książkę Magdaleny Rittenhouse mogę Wam polecić. Dzięki tej pozycji poczujecie się jakbyście sami tam byli bez wychodzenia z domu.
Moja ocena: 7/10
Autorka opisuje miasto poprzez jego dzieje, jego mieszkańców, czy budowli i instytucji. Zaczyna od samych zaczątków, od przybycia holenderskich odkrywców na wyspę Mannahatta i odkupienie jej od Indian. Kolejnym etapem jest ekspansja osadnicza i przybycie pierwszych osadników statkiem Mayflower. Trudne początki imigrantów i ich losy od przybicia do portu...
Nowy Jork to nie tylko budynki, ale też ludzie. To oni zbudowali to miasto. Gdyby nie chcieli się tu osiedlać teren ten byłby zapomniany. Ameryka w Europie była opisywana jako kraj wielu możliwości, kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie pieniądze rosną na drzewach. Dlatego wiele osób skuszonych tym bogactwem opuszczało swój - często biedny - kraj i wypływało w poszukiwaniu szczęścia i dostatku. Tym sposobem Nowy Jork to miasto bardzo zróżnicowane pod względem etnicznym i kulturowym. Nawet powstawały dzielnice m.in. żydowska, irlandzka, włoska, czy niemiecka, bo to głównie oni tu przybywali.
Książkę odbieram dobrze, autorka umie zaciekawić. Początkowe opowieści bardziej mi się podobały niż te współczesne. Po prostu bardziej interesowały mnie dawne dzieje tego miasta, niż te obecne.
Całość jest przedstawiona jako reportaże. Czytelnikowi wydaje się, że przechadza się po ulicach tego miasta, rozgląda się na boki i do góry i poznaje historię wsiąkniętą w jego mury.
Książkę Magdaleny Rittenhouse mogę Wam polecić. Dzięki tej pozycji poczujecie się jakbyście sami tam byli bez wychodzenia z domu.
Moja ocena: 7/10
wtorek, 24 stycznia 2017
Jakub Małecki - Ślady
Recenzowałam na blogu inną książkę Jakuba Małeckiego "Dygot", która bardzo, ale to bardzo mi się spodobała (recenzję możecie przeczytać tutaj). Byłam pod jej wielkim urokiem i musiałam sięgnąć po kolejną książkę tego autora. Pewnie już wiecie, że również "Ślady" bardzo mi się podobały jeżeli czytaliście podsumowanie roku. Zapraszam na recenzję.
Całym tłem powieści jest śmierć Tadeusza Markiewicza. Ginie on podczas wojny. Rozpoczyna się historia opowiedziana przez losy wielu ludzi. Wydaje się pozornie, że nie są oni zupełnie ze sobą związani, ale wraz z biegiem książki wszystko się wyjaśnia. Wszystkie koligacje między bohaterami są już poznane, a łącznikiem ich wszystkich jest właśnie Tadeusz.
Tadeusza poznajemy z perspektywy pocisku, a raczej tego, który tym pociskiem kieruje. On wie dla kogo jest przeznaczony jeszcze kiedy nie miał formy kuli. To On będzie przy nim w chwili śmierci. To na niego po raz ostatni spojrzy Tadeusz jako ludzka forma i po raz pierwszy jako dusza.
Kolejny jest Chwaścior. Pochodzi z Kwilna tak jak Tadeusz. Jest uważany przez całą społeczność za takiego niegroźnego głupka, który chodzi po wsi i opowiada bajeczki, wśród nich są przepowiednie, m.in. że będzie wojna, że Tadeusz zginie, jak kto zginie i wreszcie jak sam zginie i jak będzie wyglądać jego pogrzeb. Kiedy zaczynają się sprawdzać, ludzie chcą go zabić. To przykład takiego zacofania społeczności, pomieszania religijności z zabobonami, co już można było zobaczyć w "Dygocie".
Ludwik mieszka w Warszawie, tuż po wojnie żonę przygniata mur z cegieł. Eustachy chodzi z dziadkiem na wydmy w których mieszka smok i kiedyś zabrał Pawełka - brata dziadka. Eugenia - traci w wypadku samochodowym całą rodzinę, grzebie w ogrodzie zwierzęta potrącone w tym miejscu, kiedyś chce sama być tam pochowana. Franek - jako dziecko był światkiem śmierci pięciu osób po zatruciu metanolem, od tej pory codziennie ich widzi. Bartłomiej to syn Eustachego urodził się w ciszy, potem całe życie krzyczy. Andrzej ma halucynacje, kiedyś w Kwilnie zrobił coś złego i nie może o tym zapomnieć. Oskar od dziecka jest bardzo uporządkowany, jakaś niewidzialna siła ciągle go ściga, ma oszpecone pół twarzy. Teresa, jej ojciec i brat umarli przez zatrucie metanolem, opowiada nieznanej parze swoje niby zwyczajne życie. Julia wspomina dobre chwile ze swoim bratem Szymonem. Agata opiekuje się Irkiem, który jest sparaliżowany po wypadku samochodowym w którym zginęły dwie osoby. Klaudiuszc - wnuk Ludwika dziedziczy po nim działkę w Kiełpinie gdzie zginął Tadeusz, postanawia zamieszkać tu z żoną Julią. Bożena, córka Ludwika kiedyś modelka i aktorka teraz traci pamięć. Olo, kolega Klaudiusza, jedzie pociągiem i obserwuje starszą parę, nienawidzi wszystkich i wszystkiego. Starszy pan (ten z pociągu) cierpi po stracie żony. Tymoteusz syn Bożeny spotyka się z Agatą. Witold ma zdeformowaną twarz, od urodzenia mieszka w szpitalu. Bolek - Mój, tajemnicza siła, która kierowała kiedyś pociskiem jest teraz w nim. Jest inny niż wszystkie dzieci. Czuje wszystko co kiedykolwiek było na tej ziemi, wszystko co jest pod ziemią. Przywołuje zwierzęta i rozpoczyna koniec świata.
Bohaterowie mają w sobie coś innego, typu widzą różne rzeczy, czy je czują, przytrafiają im się różne tajemnicze zdarzenia, borykają się z ciężkimi do wyjaśnienia problemami. Kiedy przeczyta się całość, dojdzie się do wniosku, że wszystko jest ze sobą związane. Wszyscy są jakoś powiązani z Tadeuszem, chociaż nie żyje już od kilku, kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat - w zależności od bohatera powieści - czy go znali, czy nie to i tak zostawił po sobie w nich ślad.
"(...) rozumie, że nieważne, ile będzie miał jeszcze kobiet, ile pieniędzy zarobi, ile krajów odwiedzi, ile przeczyta książek i ilu followersów zdobędzie na Instagramie, bo i tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów."
Co to za osoba, siła która kieruje losami bohaterów, torem pocisku, czy była w Bolku? Można tylko się domyślać, może to śmierć? A może jeszcze co innego.
Cała książka składa się z krótkich kilkustronicowych opowieści łączących książkę w całość. Dodatkowo zawiera wiele map, nie takich rysowanych, tylko prawdziwych map topograficznych.
To już kolejna książka tego autora, która mnie zachwyciła. Jest bardzo tajemnicza, nawet metafizyczna. Ciężko jest mi ubrać w słowa swoje odczucia, bo sama nie wiem jak je nazwać. Przez całą powieść czułam całą gamę uczuć, często bardzo skrajnych.
Książkę bardzo polecam, chociaż przyznam, że pewnie nie wszystkim się ona spodoba. Nie jest to książka lekka, którą można przeczytać od tak w wolnej chwili.
Moja ocena: 10/10 ulubione
Całym tłem powieści jest śmierć Tadeusza Markiewicza. Ginie on podczas wojny. Rozpoczyna się historia opowiedziana przez losy wielu ludzi. Wydaje się pozornie, że nie są oni zupełnie ze sobą związani, ale wraz z biegiem książki wszystko się wyjaśnia. Wszystkie koligacje między bohaterami są już poznane, a łącznikiem ich wszystkich jest właśnie Tadeusz.
Tadeusza poznajemy z perspektywy pocisku, a raczej tego, który tym pociskiem kieruje. On wie dla kogo jest przeznaczony jeszcze kiedy nie miał formy kuli. To On będzie przy nim w chwili śmierci. To na niego po raz ostatni spojrzy Tadeusz jako ludzka forma i po raz pierwszy jako dusza.
Kolejny jest Chwaścior. Pochodzi z Kwilna tak jak Tadeusz. Jest uważany przez całą społeczność za takiego niegroźnego głupka, który chodzi po wsi i opowiada bajeczki, wśród nich są przepowiednie, m.in. że będzie wojna, że Tadeusz zginie, jak kto zginie i wreszcie jak sam zginie i jak będzie wyglądać jego pogrzeb. Kiedy zaczynają się sprawdzać, ludzie chcą go zabić. To przykład takiego zacofania społeczności, pomieszania religijności z zabobonami, co już można było zobaczyć w "Dygocie".
Ludwik mieszka w Warszawie, tuż po wojnie żonę przygniata mur z cegieł. Eustachy chodzi z dziadkiem na wydmy w których mieszka smok i kiedyś zabrał Pawełka - brata dziadka. Eugenia - traci w wypadku samochodowym całą rodzinę, grzebie w ogrodzie zwierzęta potrącone w tym miejscu, kiedyś chce sama być tam pochowana. Franek - jako dziecko był światkiem śmierci pięciu osób po zatruciu metanolem, od tej pory codziennie ich widzi. Bartłomiej to syn Eustachego urodził się w ciszy, potem całe życie krzyczy. Andrzej ma halucynacje, kiedyś w Kwilnie zrobił coś złego i nie może o tym zapomnieć. Oskar od dziecka jest bardzo uporządkowany, jakaś niewidzialna siła ciągle go ściga, ma oszpecone pół twarzy. Teresa, jej ojciec i brat umarli przez zatrucie metanolem, opowiada nieznanej parze swoje niby zwyczajne życie. Julia wspomina dobre chwile ze swoim bratem Szymonem. Agata opiekuje się Irkiem, który jest sparaliżowany po wypadku samochodowym w którym zginęły dwie osoby. Klaudiuszc - wnuk Ludwika dziedziczy po nim działkę w Kiełpinie gdzie zginął Tadeusz, postanawia zamieszkać tu z żoną Julią. Bożena, córka Ludwika kiedyś modelka i aktorka teraz traci pamięć. Olo, kolega Klaudiusza, jedzie pociągiem i obserwuje starszą parę, nienawidzi wszystkich i wszystkiego. Starszy pan (ten z pociągu) cierpi po stracie żony. Tymoteusz syn Bożeny spotyka się z Agatą. Witold ma zdeformowaną twarz, od urodzenia mieszka w szpitalu. Bolek - Mój, tajemnicza siła, która kierowała kiedyś pociskiem jest teraz w nim. Jest inny niż wszystkie dzieci. Czuje wszystko co kiedykolwiek było na tej ziemi, wszystko co jest pod ziemią. Przywołuje zwierzęta i rozpoczyna koniec świata.
Bohaterowie mają w sobie coś innego, typu widzą różne rzeczy, czy je czują, przytrafiają im się różne tajemnicze zdarzenia, borykają się z ciężkimi do wyjaśnienia problemami. Kiedy przeczyta się całość, dojdzie się do wniosku, że wszystko jest ze sobą związane. Wszyscy są jakoś powiązani z Tadeuszem, chociaż nie żyje już od kilku, kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat - w zależności od bohatera powieści - czy go znali, czy nie to i tak zostawił po sobie w nich ślad.
"(...) rozumie, że nieważne, ile będzie miał jeszcze kobiet, ile pieniędzy zarobi, ile krajów odwiedzi, ile przeczyta książek i ilu followersów zdobędzie na Instagramie, bo i tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów."
Co to za osoba, siła która kieruje losami bohaterów, torem pocisku, czy była w Bolku? Można tylko się domyślać, może to śmierć? A może jeszcze co innego.
Cała książka składa się z krótkich kilkustronicowych opowieści łączących książkę w całość. Dodatkowo zawiera wiele map, nie takich rysowanych, tylko prawdziwych map topograficznych.
To już kolejna książka tego autora, która mnie zachwyciła. Jest bardzo tajemnicza, nawet metafizyczna. Ciężko jest mi ubrać w słowa swoje odczucia, bo sama nie wiem jak je nazwać. Przez całą powieść czułam całą gamę uczuć, często bardzo skrajnych.
Książkę bardzo polecam, chociaż przyznam, że pewnie nie wszystkim się ona spodoba. Nie jest to książka lekka, którą można przeczytać od tak w wolnej chwili.
Moja ocena: 10/10 ulubione
piątek, 20 stycznia 2017
Busy Bee Candles - Bramble Jelly
Dzisiaj post nie książkowy, tylko zapachowy! Dawno u mnie nie było recenzji wosków, ale nie przestałam ich palić ;) Chcę przestawić zapach, który mam już od dawna i palę go też już długi czas, a jest to Bramble Jelly z Busy Bee Candles.
Woski Busy Bee nie są bardzo znane, a powinny. Robione są z wosku sojowego i nie jest tak, że pachną gorzej niż te z Yankee, czy innych firm. Koszt takiego wosku to ok. 7 zł. Wosk zamknięty jest w plastikowym pudełeczku zamykanym na zatrzask, co jest niezwykle wygodne. Z krojeniem nie ma problemu, bo jak pewnie się domyślacie woski sojowe są bardzo plastyczne, a na jedno palenie wystarcza niewielka ilość, tylko taki cieniutki paseczek. Po wypaleniu nie trzeba wiele zachodu, żeby wydobyć pozostałości z misy kominka. Wystarczy wyciągnąć go chusteczką lekko napierając palcami.
Rozpuszcza się bardzo szybko i równie szybko wypełnia pomieszczenie zapachem.
Wosk, który mam to zapach jeżynowej galaretki. Jest słodki, owocowy i bardzo ładny. Pachnie naprawdę jak taka owocowa galaretka, jeżynowo-jagodowa. Nie jest to zapach prawdziwych owoców, tylko taki bardziej przetworzony, jak właśnie deser, czy jako jego dodatek.
Zapach polecam dla wielbicieli zarówno zapachów owocowych, jak i słodkich.
Woski Busy Bee nie są bardzo znane, a powinny. Robione są z wosku sojowego i nie jest tak, że pachną gorzej niż te z Yankee, czy innych firm. Koszt takiego wosku to ok. 7 zł. Wosk zamknięty jest w plastikowym pudełeczku zamykanym na zatrzask, co jest niezwykle wygodne. Z krojeniem nie ma problemu, bo jak pewnie się domyślacie woski sojowe są bardzo plastyczne, a na jedno palenie wystarcza niewielka ilość, tylko taki cieniutki paseczek. Po wypaleniu nie trzeba wiele zachodu, żeby wydobyć pozostałości z misy kominka. Wystarczy wyciągnąć go chusteczką lekko napierając palcami.
Rozpuszcza się bardzo szybko i równie szybko wypełnia pomieszczenie zapachem.
Wosk, który mam to zapach jeżynowej galaretki. Jest słodki, owocowy i bardzo ładny. Pachnie naprawdę jak taka owocowa galaretka, jeżynowo-jagodowa. Nie jest to zapach prawdziwych owoców, tylko taki bardziej przetworzony, jak właśnie deser, czy jako jego dodatek.
Zapach polecam dla wielbicieli zarówno zapachów owocowych, jak i słodkich.
środa, 18 stycznia 2017
Anna Dziewit-Meller - Góra Tajget
Biorąc książkę z półki w bibliotece nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Książkę znałam już wcześniej, piękna okładka przyciąga oczy, ale już tak mam, że nie zagłębiam się zbytnio w jej opis. Zapraszam na recenzję.
Historia kilku osób ze sobą związanych. Sebastian, młody farmaceuta ze Śląska zostaje ojcem. Od tej pory cały czas myśli, że coś się stanie jej córce, albo żonie. O tym ile jest niebezpieczeństw na świecie. Wyobraża sobie wypadki samochodowe, choroby, porwania i morderstwa. Od swojego dawnego nauczyciela dowiaduje się o mordzie na 200 dzieciach w szpitalu psychiatrycznym w czasie wojny. Po tym momencie zaczyna dostrzegać rzeczy o których się nie spodziewał...
Będzie to trochę inna recenzja, składająca się z cytatów. Chcę, żebyście sami po nich doszli do wniosków. Czy wszystko jest takie jak się do końca wydaje?
Sebastian
Udaje się na górę Żar, gdzie jak niektórzy twierdzą nie działa grawitacja.
"(...) że tam jest dziwna energia. Odwrotna. (...) Ledwie trzydzieści kilometrów stąd zmieniano skutecznie stany skupienia. Ze stałych w gazowe. Z krwi i kości w popiół i pył."
"Piękna okolica podoba się przecież wszystkim, i farmaceutom ze Śląska, i esesmanom z Auschwitz. przecież to też tylko ludzie. Też po robocie chcą mieć fajrant, pojechać gdzieś pooddychać świeżym powietrzem, w którym być może nieco mniej popiołu."
Gertruda - lekarka w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zabijano dzieci. Na procesie uniewinniono ją.
O jej dzieciństwie:
"Dzieci trzeba ćwiczyć! Dzieci trzeba prostować! Dzieci mają być jak struna! Należy je uciszać za pomocą bicia. Bić tak długo, aż pojmą."
"(...) dziecku od zarania samego trzeba było wpajać, że jest ostatnie w kolejności dziobania."
"Ojciec i matka wpajali nam największy szacunek do dorosłych, a zwłaszcza do ludzi starych, niezależnie od tego, kim byli. Nauczono mnie, że moim największym obowiązkiem jest pomagać każdemu w razie potrzeby oraz że mam spełniać bezzwłocznie wszelkie życzenia i polecenia (...). Jeśli wydano ci rozkaz - wykonaj go! Być posłusznym lub umrzeć!"
"Moja siostra Elza garbiła się, a ja miałam koślawe kolana. Ojciec zakupił więc stosowne uprzęże, w które nas zakuwano (...). Na moich chudych nogach zapinano klamry, które ściągały krzywe łydki do środka, a między kolana wsadzano mi kamień (...). Elzie nakładano na głowę i barki rodzaj chomąta i stała tak, podczepiona pod sufit."
"Kiedy siedziałyśmy przy stole, na głowy zakładano nam skórzane opaski, które przymocowane z tyłu do krzeseł ciągnęły nas w odpowiednią stronę, tak by kręgosłupy nie garbiły się."
Podczas przesiedlenia wszyscy Niemcy byli zdani na łaskę zwycięzców. Panowała bieda, głód i śmierć.
Zefka - ciotka Karoliny (żony Sebastiana). Była na robotach w Niemczech gdzie rodzina do której trafiła traktowała ją jak córkę. Musiała jednak wracać na Śląsk do którego zbliżała się Armia Czerwona.
"Kto patrzy na wschód, czuje strach. Mówią ludzie, że jeszcze zatęskni ta ziemia za gestapo i SS jak przyjdzie ruski kacap. Polaków nie oszczędzają, swoich nie żałują, to co zrobią jak na Śląsk przyjdą?"
"Córko, żono, matko, jest dla nas tylko jedno wyjście - samym zadać sobie śmierć. Ze swojej łagodnej ręki. Nim przyjdzie nam patrzeć na to, jak piekło nas wszystkich pochłonie."
"Frau komm - rozlega się głos w pokoju gdy wpadają do środka żołnierze. Ale żadna frau nie pójdzie z nim ani z nikim. Wszystkie frau wiszą na sznurkach, leżą z podciętymi żyłami, pływają jak dmuchane zabawki pod lodem na jeziorze."
"Józef Stalin pyka z fajki i powiada: i cóż jest odrażającego w tym, że po tych okropnościach człowiek zabawi się z kobietą? Trzeba zrozumieć, że Armia Czerwona nie jest idealna. Ważne, że bije się z Niemcami - i bije się dobrze, a reszta nic nie znaczy."
Ryszard - jego matka umawia się z Niemcem, a on i inne jej dzieci są im niewygodni. Trafia do szpitala dla umysłowo chorych dzieci, tam gdzie pracowała Gertruda.
Dzieci umierały nie tylko przez podawane im leki, eksperymenty, czy badania, ale też od chorób takich jak zapalenie płuc. Zabierali z domu dzieci, a po kilku tygodniach mówili rodzicom, że ich dzieci nie żyją - co było nieprawdą.
Adik - ulubieniec matki, wszyscy musieli mu na wszystko pozwalać. Wpadł do zamarzniętej rzeki, ratuje go Johann Kuchberger, czego potem żałuje - uratował Adolfa Hitlera.
"Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało okólnik, w którym zarządzono, aby akuszerka, która pomagała przy narodzinach dziecka składała meldunek w urzędzie zdrowia, jeśli zachodzi podejrzenie, że dziecko jest dotknięte następującymi ciężkimi wrodzonymi wadami: idiotyzm oraz mongolizm, ślepota, głuchota, małogłowie, wodogłowie, ułomności wszelkiego rodzaju, zwłaszcza brak całych kończyn, ciężkie deformacje głowy u rozszczepienie kręgosłupa, porażenia."
"60 000 reichsmarek kosztuje społeczeństwo przez całe swoje życie ten chory na chorobę dziedziczną."
Tytułowa "Góra Tajget" to masyw górski w Sparcie. W starożytności zrzucano z niego chore noworodki oraz osoby z różnymi ułomnościami.
Jeżeli ktoś się interesuje historią wie, że historia Śląska w czasach wojennych jest dość specyficzna. Wielu z nich trafiło do armii niemieckiej, przez co ZSRR traktowało ich jak Niemców, dlatego spadły na nich większe prześladowania.
W tej książce nie chodzi o samą historię, tylko o emocje jakie wywołuje u czytelnika. Może źle się wyraziłam, historia jest tu bardzo ważna. "Góra Tajget" jest bardziej poruszająca od "Złodziejki książek". Jest to dość ciężka lektura. Sama dość długo ją czytałam, bo musiałam sobie robić przerwy. Na poukładanie w głowie całej historii i na odpoczęcie od tych wszystkich emocji. Książka aż ocieka śmiercią, cierpieniem i pierwotnym lękiem. Chociaż jest to fikcja, to jest wzorowana na podstawie historii szpitala dla chorych psychicznie w Lublińcu.
"Górę Tajget" bardzo polecam.
Moja ocena: 9/10
Historia kilku osób ze sobą związanych. Sebastian, młody farmaceuta ze Śląska zostaje ojcem. Od tej pory cały czas myśli, że coś się stanie jej córce, albo żonie. O tym ile jest niebezpieczeństw na świecie. Wyobraża sobie wypadki samochodowe, choroby, porwania i morderstwa. Od swojego dawnego nauczyciela dowiaduje się o mordzie na 200 dzieciach w szpitalu psychiatrycznym w czasie wojny. Po tym momencie zaczyna dostrzegać rzeczy o których się nie spodziewał...
Będzie to trochę inna recenzja, składająca się z cytatów. Chcę, żebyście sami po nich doszli do wniosków. Czy wszystko jest takie jak się do końca wydaje?
Sebastian
Udaje się na górę Żar, gdzie jak niektórzy twierdzą nie działa grawitacja.
"(...) że tam jest dziwna energia. Odwrotna. (...) Ledwie trzydzieści kilometrów stąd zmieniano skutecznie stany skupienia. Ze stałych w gazowe. Z krwi i kości w popiół i pył."
"Piękna okolica podoba się przecież wszystkim, i farmaceutom ze Śląska, i esesmanom z Auschwitz. przecież to też tylko ludzie. Też po robocie chcą mieć fajrant, pojechać gdzieś pooddychać świeżym powietrzem, w którym być może nieco mniej popiołu."
Gertruda - lekarka w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zabijano dzieci. Na procesie uniewinniono ją.
O jej dzieciństwie:
"Dzieci trzeba ćwiczyć! Dzieci trzeba prostować! Dzieci mają być jak struna! Należy je uciszać za pomocą bicia. Bić tak długo, aż pojmą."
"(...) dziecku od zarania samego trzeba było wpajać, że jest ostatnie w kolejności dziobania."
"Ojciec i matka wpajali nam największy szacunek do dorosłych, a zwłaszcza do ludzi starych, niezależnie od tego, kim byli. Nauczono mnie, że moim największym obowiązkiem jest pomagać każdemu w razie potrzeby oraz że mam spełniać bezzwłocznie wszelkie życzenia i polecenia (...). Jeśli wydano ci rozkaz - wykonaj go! Być posłusznym lub umrzeć!"
"Moja siostra Elza garbiła się, a ja miałam koślawe kolana. Ojciec zakupił więc stosowne uprzęże, w które nas zakuwano (...). Na moich chudych nogach zapinano klamry, które ściągały krzywe łydki do środka, a między kolana wsadzano mi kamień (...). Elzie nakładano na głowę i barki rodzaj chomąta i stała tak, podczepiona pod sufit."
"Kiedy siedziałyśmy przy stole, na głowy zakładano nam skórzane opaski, które przymocowane z tyłu do krzeseł ciągnęły nas w odpowiednią stronę, tak by kręgosłupy nie garbiły się."
Podczas przesiedlenia wszyscy Niemcy byli zdani na łaskę zwycięzców. Panowała bieda, głód i śmierć.
Zefka - ciotka Karoliny (żony Sebastiana). Była na robotach w Niemczech gdzie rodzina do której trafiła traktowała ją jak córkę. Musiała jednak wracać na Śląsk do którego zbliżała się Armia Czerwona.
"Kto patrzy na wschód, czuje strach. Mówią ludzie, że jeszcze zatęskni ta ziemia za gestapo i SS jak przyjdzie ruski kacap. Polaków nie oszczędzają, swoich nie żałują, to co zrobią jak na Śląsk przyjdą?"
"Córko, żono, matko, jest dla nas tylko jedno wyjście - samym zadać sobie śmierć. Ze swojej łagodnej ręki. Nim przyjdzie nam patrzeć na to, jak piekło nas wszystkich pochłonie."
"Frau komm - rozlega się głos w pokoju gdy wpadają do środka żołnierze. Ale żadna frau nie pójdzie z nim ani z nikim. Wszystkie frau wiszą na sznurkach, leżą z podciętymi żyłami, pływają jak dmuchane zabawki pod lodem na jeziorze."
"Józef Stalin pyka z fajki i powiada: i cóż jest odrażającego w tym, że po tych okropnościach człowiek zabawi się z kobietą? Trzeba zrozumieć, że Armia Czerwona nie jest idealna. Ważne, że bije się z Niemcami - i bije się dobrze, a reszta nic nie znaczy."
Ryszard - jego matka umawia się z Niemcem, a on i inne jej dzieci są im niewygodni. Trafia do szpitala dla umysłowo chorych dzieci, tam gdzie pracowała Gertruda.
Dzieci umierały nie tylko przez podawane im leki, eksperymenty, czy badania, ale też od chorób takich jak zapalenie płuc. Zabierali z domu dzieci, a po kilku tygodniach mówili rodzicom, że ich dzieci nie żyją - co było nieprawdą.
Adik - ulubieniec matki, wszyscy musieli mu na wszystko pozwalać. Wpadł do zamarzniętej rzeki, ratuje go Johann Kuchberger, czego potem żałuje - uratował Adolfa Hitlera.
"Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało okólnik, w którym zarządzono, aby akuszerka, która pomagała przy narodzinach dziecka składała meldunek w urzędzie zdrowia, jeśli zachodzi podejrzenie, że dziecko jest dotknięte następującymi ciężkimi wrodzonymi wadami: idiotyzm oraz mongolizm, ślepota, głuchota, małogłowie, wodogłowie, ułomności wszelkiego rodzaju, zwłaszcza brak całych kończyn, ciężkie deformacje głowy u rozszczepienie kręgosłupa, porażenia."
"60 000 reichsmarek kosztuje społeczeństwo przez całe swoje życie ten chory na chorobę dziedziczną."
Tytułowa "Góra Tajget" to masyw górski w Sparcie. W starożytności zrzucano z niego chore noworodki oraz osoby z różnymi ułomnościami.
Jeżeli ktoś się interesuje historią wie, że historia Śląska w czasach wojennych jest dość specyficzna. Wielu z nich trafiło do armii niemieckiej, przez co ZSRR traktowało ich jak Niemców, dlatego spadły na nich większe prześladowania.
W tej książce nie chodzi o samą historię, tylko o emocje jakie wywołuje u czytelnika. Może źle się wyraziłam, historia jest tu bardzo ważna. "Góra Tajget" jest bardziej poruszająca od "Złodziejki książek". Jest to dość ciężka lektura. Sama dość długo ją czytałam, bo musiałam sobie robić przerwy. Na poukładanie w głowie całej historii i na odpoczęcie od tych wszystkich emocji. Książka aż ocieka śmiercią, cierpieniem i pierwotnym lękiem. Chociaż jest to fikcja, to jest wzorowana na podstawie historii szpitala dla chorych psychicznie w Lublińcu.
"Górę Tajget" bardzo polecam.
Moja ocena: 9/10
wtorek, 17 stycznia 2017
Cassandra Clare - Miasto zagubionych dusz
Któż nie zna serii Dary Anioła? Jest ona już stosunkowo długo i jest tak samo popularna. Ja swoją przygodę z tą serią zaczynałam ładnych kilka lat temu. Nie była jeszcze wtedy popularna prawie w ogóle, z okładkami, które bardziej zniechęcały niż zachęcały do czytania. Jakoś tak wyszło, że na długi czas przerwałam ich czytanie, trochę przez to, że ostatnie tomy nie miały jeszcze swojej premiery nawet na świecie, a trochę przez to, że chciałam sobie dawkować tą przyjemność :) Zapraszam na recenzję piątego tomu z tego cyklu.
Trwają poszukiwania Jace'a i Sebastiana. Clary wraz z przyjaciółmi starają się szukać ich na własną rękę, często niebezpiecznymi metodami. Pewnego dnia sami ją odnajdują. To już nie jest ten sam Jace, wydaje się być pod wpływem Sebestiana i być mu podległym. Dziewczyna postanawia upewnić się, czy jeszcze coś zostało z jej dawnego chłopaka. Jednak żeby tego dowieść, musi pójść z nimi...
Serię czytam chyba tylko z sentymentu. Przez te wszystkie lata od jej rozpoczęcia gust czytelniczy zmienił mi się znacznie. Historia napisana jest bardzo dobrze, umie trzymać czytelnika w napięciu.
Clary jest dla mnie za bardzo rozmemłana, ponosi niepotrzebne ryzyko i ma głupie pomysły. Jace ma ego dwa razy większe od niego. Wie, że potrafi się podobać i na każdym kroku o tym przypomina. A teraz kiedy jest "opętany" jest z nim jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Chyba od początku bardziej podobały mi się postacie takie jak Isabell, Simon, czy Alec, których po prostu łatwiej jest mi ich lubić. Mają silne charaktery, bardzo indywidualne.
Kolejny tom, już ostatni oczywiście przeczytam, chociaż seria już nie sprawia mi takiej przyjemności jak kiedyś.
Moja ocena: 7/10
Trwają poszukiwania Jace'a i Sebastiana. Clary wraz z przyjaciółmi starają się szukać ich na własną rękę, często niebezpiecznymi metodami. Pewnego dnia sami ją odnajdują. To już nie jest ten sam Jace, wydaje się być pod wpływem Sebestiana i być mu podległym. Dziewczyna postanawia upewnić się, czy jeszcze coś zostało z jej dawnego chłopaka. Jednak żeby tego dowieść, musi pójść z nimi...
Serię czytam chyba tylko z sentymentu. Przez te wszystkie lata od jej rozpoczęcia gust czytelniczy zmienił mi się znacznie. Historia napisana jest bardzo dobrze, umie trzymać czytelnika w napięciu.
Clary jest dla mnie za bardzo rozmemłana, ponosi niepotrzebne ryzyko i ma głupie pomysły. Jace ma ego dwa razy większe od niego. Wie, że potrafi się podobać i na każdym kroku o tym przypomina. A teraz kiedy jest "opętany" jest z nim jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Chyba od początku bardziej podobały mi się postacie takie jak Isabell, Simon, czy Alec, których po prostu łatwiej jest mi ich lubić. Mają silne charaktery, bardzo indywidualne.
Kolejny tom, już ostatni oczywiście przeczytam, chociaż seria już nie sprawia mi takiej przyjemności jak kiedyś.
Moja ocena: 7/10
piątek, 13 stycznia 2017
Rick Riordan - Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Bitwa w Labiryncie
To już moje czwarte spotkanie z Percym Jackson'em. Pewnie się zastanawiacie, czy dalej warto je czytać, po tylu tomach i czy się nie nudzi.. Odpowiedź jest prosta: z Percym jest tak, że im dalej tym jest lepiej! Zapraszam na recenzję.
Percy udaje się do kolejnej szkoły i oczywiście znów pojawiają się kłopoty, tym razem są to potworne... cheerleaderki. W Obozie Herosów trwają przygotowania do walki. Armia Kronosa rośnie w siłę i zamierza zaatakować. Żeby im przeszkodzić Percy wraz z Annabeth, Groverem i Tysonem udają się do Labiryntu w którym czekają ich liczne niespodzianki i potwory...
W tej części znowu nie brakuje przygód. Ja ciągle powtarzam, im dalej tym lepiej. Nowe mity, w tym bohaterowie tacy jak Dedal, inni herosi. Bogowie od których aż się roi, którzy wtrącają się bardzo w życie naszych bohaterów. To było to na co liczyłam.
Percy wraz z przyjaciółmi musi stoczyć liczne walki, pokonać nie tylko potwory, ale i własne słabości. Żeby bezpiecznie poruszać się po labiryncie muszą zwrócić się o pomoc do śmiertelniczki, co najbardziej nie podoba się Annabeth, a Grover znów poczuł obecność Pana, czy tym razem okaże się ono prawdziwe?
Zachęcam do zapoznania się z tą serią. Warto przeczytać pozostałe części, żeby dojść do tego momentu. Polecam.
Moja ocena: 8/10
Percy udaje się do kolejnej szkoły i oczywiście znów pojawiają się kłopoty, tym razem są to potworne... cheerleaderki. W Obozie Herosów trwają przygotowania do walki. Armia Kronosa rośnie w siłę i zamierza zaatakować. Żeby im przeszkodzić Percy wraz z Annabeth, Groverem i Tysonem udają się do Labiryntu w którym czekają ich liczne niespodzianki i potwory...
W tej części znowu nie brakuje przygód. Ja ciągle powtarzam, im dalej tym lepiej. Nowe mity, w tym bohaterowie tacy jak Dedal, inni herosi. Bogowie od których aż się roi, którzy wtrącają się bardzo w życie naszych bohaterów. To było to na co liczyłam.
Percy wraz z przyjaciółmi musi stoczyć liczne walki, pokonać nie tylko potwory, ale i własne słabości. Żeby bezpiecznie poruszać się po labiryncie muszą zwrócić się o pomoc do śmiertelniczki, co najbardziej nie podoba się Annabeth, a Grover znów poczuł obecność Pana, czy tym razem okaże się ono prawdziwe?
Zachęcam do zapoznania się z tą serią. Warto przeczytać pozostałe części, żeby dojść do tego momentu. Polecam.
Moja ocena: 8/10
czwartek, 12 stycznia 2017
Gavin Extence - Lustrzany świat Melody Black
Tak szczerze o książce wcześniej słyszałam, ale okazała się zupełnie inna niż się spodziewałam. Zawsze myślałam, że to młodzieżówka, a okazało się, że to książce o kobiecie, która... trafiła do psychiatryka. Zapraszam na recenzję.
Abby jest dziennikarką piszącą na zlecenia. Pewnego dnia znajduje zwłoki swojego sąsiada. Od tego momentu wszystko się zmienia. Zaczyna się zastawiać, dlaczego mieszkając tyle lat obok innej osoby zupełnie jej nie znamy, nawet nie wiemy jak się nazywa. Przestaje sypiać, popada w manię, zaczyna wymyślać niestworzone tematy na artykuły, kupuje niepotrzebne i zdecydowanie za drogie rzeczy. Chociaż chodzi na terapię to jej nie pomaga. Dobija dna kiedy wynajmuje pokój w hotelu, upija się i flirtuje z nieznajomym, prawie dochodzi do najgorszego gdyby w porę się nie opamiętała. Trafia pod opiekę swojej terapeutki, która kieruje ją do szpitala.
Abigail cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Dzięki tej książce możemy "wejść" do umysłu osoby chorej psychicznie. Dla naszej bohaterki wszystko wydaje się zupełnie normalne. Zaczyna popadać w nadmierną euforię, aż do granic wytrzymałości i nagle stacza się w przepaść depresji, którą od myśli samobójczych dzieli tylko cieniutka linia. Czytelnik nie wie, że Abby jest chora. Oczywiście chodzi na terapię, ale takich osób jest przecież wiele. Wydaje się bardziej ekscentryczna, a nie chora. Dopiero kiedy stacza się na dno poznaje prawdę.
Historia Abby jest w miarę prawdziwa. Już po zakończeniu autor wyjawia, że sam zmagał się (dalej się zmaga) z podobną chorobą, lecz u niego nie była potrzebna hospitalizacja. Także można mu wierzyć co do odczuć głównej bohaterki.
Tak naprawdę w książce niewiele się dzieje. Abby popada w manię, trafia do szpitala, przechodzi leczenie i z niego wychodzi. I tyle. Wątek Melody Black jest właściwie średnio zrozumiały. Już samo to, że znajduje się w tytule książki powinno oznaczać, że jest jakoś ważna, ale według mnie tak nie jest.
Książka pokazuje dobrze umysł i sposób myślenia osoby zmagającej się z chorobą psychiczną. Nie każdy zdaje sobie sprawę co właściwie w głowie takiej osoby siedzi, a "Lustrzany świat Melody Black" dobrze to obrazuje.
Moja ocena: 7/10
Abby jest dziennikarką piszącą na zlecenia. Pewnego dnia znajduje zwłoki swojego sąsiada. Od tego momentu wszystko się zmienia. Zaczyna się zastawiać, dlaczego mieszkając tyle lat obok innej osoby zupełnie jej nie znamy, nawet nie wiemy jak się nazywa. Przestaje sypiać, popada w manię, zaczyna wymyślać niestworzone tematy na artykuły, kupuje niepotrzebne i zdecydowanie za drogie rzeczy. Chociaż chodzi na terapię to jej nie pomaga. Dobija dna kiedy wynajmuje pokój w hotelu, upija się i flirtuje z nieznajomym, prawie dochodzi do najgorszego gdyby w porę się nie opamiętała. Trafia pod opiekę swojej terapeutki, która kieruje ją do szpitala.
Abigail cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Dzięki tej książce możemy "wejść" do umysłu osoby chorej psychicznie. Dla naszej bohaterki wszystko wydaje się zupełnie normalne. Zaczyna popadać w nadmierną euforię, aż do granic wytrzymałości i nagle stacza się w przepaść depresji, którą od myśli samobójczych dzieli tylko cieniutka linia. Czytelnik nie wie, że Abby jest chora. Oczywiście chodzi na terapię, ale takich osób jest przecież wiele. Wydaje się bardziej ekscentryczna, a nie chora. Dopiero kiedy stacza się na dno poznaje prawdę.
Historia Abby jest w miarę prawdziwa. Już po zakończeniu autor wyjawia, że sam zmagał się (dalej się zmaga) z podobną chorobą, lecz u niego nie była potrzebna hospitalizacja. Także można mu wierzyć co do odczuć głównej bohaterki.
Tak naprawdę w książce niewiele się dzieje. Abby popada w manię, trafia do szpitala, przechodzi leczenie i z niego wychodzi. I tyle. Wątek Melody Black jest właściwie średnio zrozumiały. Już samo to, że znajduje się w tytule książki powinno oznaczać, że jest jakoś ważna, ale według mnie tak nie jest.
Książka pokazuje dobrze umysł i sposób myślenia osoby zmagającej się z chorobą psychiczną. Nie każdy zdaje sobie sprawę co właściwie w głowie takiej osoby siedzi, a "Lustrzany świat Melody Black" dobrze to obrazuje.
Moja ocena: 7/10
środa, 11 stycznia 2017
Kazuo Ishiguro - Okruchy dnia
Film na podstawie tej książki obejrzałam już dawno. Przyznam, że mi się podobał. Od dawna miałam zamiar przeczytać książkę, a szczególnie teraz kiedy zobaczyłam, że znajduje się na liście BBC. Szczęśliwym trafem akurat jakby czekała na mnie na półce w bibliotece. Jeżeli chcecie poznać moje zdanie na jej temat i czy jest naprawdę tyle warta, że znalazła się na liście 100 książek, które trzeba przeczytać, zapraszam na recenzję.
Stevens przez całe swoje życie był kamerdynerem. Jest schyłek połowy XX wiek, a dla niego czas jakby się zatrzymał przed wojną. Po śmierci lorda Darlingtona, nowy właściciel bogaty Amerykanin kupuje posiadłość wraz ze służbą. Daje Stevensowi wolne i samochód, żeby trochę pozwiedzał. Stevens postanawia odwiedzić dawną gospodynię Darlington Hall pannę Kenton i spróbować ją namówić do powrotu. Podczas długiej drogi przez prawie cały kraj wspomina dawne czasy i stara się odpowiedzieć na pytanie jakie cechy powinien być dobry kamerdyner. Kiedy poznaje kolejne zakątki kraju widzi ile stracił pracując całe życie i nie mając własnego.
Na przykładzie Stevensa autor przedstawia całe społeczeństwo Anglii, ich mentalność, zachowanie, konwenanse, bo przecież o pewnych rzeczach się nie mówi. Jest to jakby strażnik starego wieku, przy którym nawet nowy właściciel majątku nie wie jak się zachować. Dobrym przykładem jest kiedy trafia do niewielkiej wioski biorą go za jakiegoś hrabiego wnioskując tylko po jego postawie, sposobu bycia i manierach.
Główny bohater poświęcił życie służbie. Zna zachcianki swojego państwa i umie rozpoznać, czego potrzebują po samym ich wyrazie twarzy. Tym samym zaniedbał swoje życie i własne potrzeby. Kiedy chorował jego ojciec nie wiedział jak ma się zachować w tej sytuacji. Starał się zachować powagę i nadal wykonywać swoje obowiązki. To samo tyczy się panny Kenton, która chciała wydobyć z niego człowieka. Ciężko mu było z nią przebywać, a jednocześnie to lubił. Była dla niego jedną wielką niewiadomą, prawie nieobliczalną. Nie potrafił się przy niej - jakbyśmy teraz powiedzieli - wyluzować. Cały czas był na służbie, w pogotowiu. Nie znał już innego życia i nie potrafił już być inny.
"Okruchy dnia" to opowieść o czasach, które już nie wrócą. O przemijaniu, o tym, że trzeba dostosowywać się do zaistniałej sytuacji, tak jak np. Stevens uczył się żartować, bo taki był jego nowy pracodawca. Jest to też historia o utraconym życiu, o tym, że przez służbę dla innych główny bohater musiał poświęcić swoje życie prywatne.
Książkę serdecznie polecam, czyta się ją naprawdę znakomicie.
Moja ocena: 8/10
Stevens przez całe swoje życie był kamerdynerem. Jest schyłek połowy XX wiek, a dla niego czas jakby się zatrzymał przed wojną. Po śmierci lorda Darlingtona, nowy właściciel bogaty Amerykanin kupuje posiadłość wraz ze służbą. Daje Stevensowi wolne i samochód, żeby trochę pozwiedzał. Stevens postanawia odwiedzić dawną gospodynię Darlington Hall pannę Kenton i spróbować ją namówić do powrotu. Podczas długiej drogi przez prawie cały kraj wspomina dawne czasy i stara się odpowiedzieć na pytanie jakie cechy powinien być dobry kamerdyner. Kiedy poznaje kolejne zakątki kraju widzi ile stracił pracując całe życie i nie mając własnego.
Na przykładzie Stevensa autor przedstawia całe społeczeństwo Anglii, ich mentalność, zachowanie, konwenanse, bo przecież o pewnych rzeczach się nie mówi. Jest to jakby strażnik starego wieku, przy którym nawet nowy właściciel majątku nie wie jak się zachować. Dobrym przykładem jest kiedy trafia do niewielkiej wioski biorą go za jakiegoś hrabiego wnioskując tylko po jego postawie, sposobu bycia i manierach.
Główny bohater poświęcił życie służbie. Zna zachcianki swojego państwa i umie rozpoznać, czego potrzebują po samym ich wyrazie twarzy. Tym samym zaniedbał swoje życie i własne potrzeby. Kiedy chorował jego ojciec nie wiedział jak ma się zachować w tej sytuacji. Starał się zachować powagę i nadal wykonywać swoje obowiązki. To samo tyczy się panny Kenton, która chciała wydobyć z niego człowieka. Ciężko mu było z nią przebywać, a jednocześnie to lubił. Była dla niego jedną wielką niewiadomą, prawie nieobliczalną. Nie potrafił się przy niej - jakbyśmy teraz powiedzieli - wyluzować. Cały czas był na służbie, w pogotowiu. Nie znał już innego życia i nie potrafił już być inny.
"Okruchy dnia" to opowieść o czasach, które już nie wrócą. O przemijaniu, o tym, że trzeba dostosowywać się do zaistniałej sytuacji, tak jak np. Stevens uczył się żartować, bo taki był jego nowy pracodawca. Jest to też historia o utraconym życiu, o tym, że przez służbę dla innych główny bohater musiał poświęcić swoje życie prywatne.
Książkę serdecznie polecam, czyta się ją naprawdę znakomicie.
Moja ocena: 8/10
czwartek, 5 stycznia 2017
Eric-Emmanuel Schmitt - Intrygantki
Uwielbiam książki Schmitta. Zawsze wywierają na mnie ogromne wrażenie. Autor po mistrzowsku niby do zwykłej opowieści wplata różne wartości i zawsze są to historie z morałem. Dzisiaj chcę Wam przedstawić "Intrygantki".
"Intrygantki" to cztery opowieści. Pierwsza opowiada o tytułowych intrygantkach. Kobiety wykorzystane przez Don Juana zawiązują spisek. Chcą go ukarać i osądzić. Za karę ma się ożenić z młodą kuzynką jednej z nich. Kolejna opowieść jest o Zygmuncie Freudzie, który jest nękany jeszcze przed wojną przez oddziały gestapo. Prowadzi rozmowy z nieznajomym, który podaje się za Boga. Kolejne dwie opowieści są bardzo krótkie. Jedno jest o pewnym schorowanym człowieku, a kolejny o szatanie z depresją i reszta stara się mu poprawić humor wymyślając nowe plagi dla ludzkości.
"Intrygantki" pokazują przemianę człowieka. Don Juan pod wpływem miłości się zmienia. Niestety jest to miłość zakazana, którą starał się wyprzeć. Nie jest już taki jak kiedyś i już nigdy nie będzie.
"Gość", opowieść o Zygmuncie Freudzie opowiada o życiu w Austrii tuż przed wojną i o szykanach wobec Żydów. Freud nie może się zdecydować na wyjazd mimo ciągłych odwiedzin gestapo w jego domu. Kiedy zabierają mu córkę przychodzi do niego Nieznajomy podający się za Boga. Rozmawiają o życiu, wydarzeniach z teraźniejszości i o sensie istnienia.
"Knebel" to opowieść o Dawidzie, jego cierpieniu, chorobie i umieraniu.
"Szatańska filozofia" - Diabeł ma dosyć rutyny i popada w depresję, chce aby jego podwładni wymyślili jakieś nowe cierpienia dla ludzkości. Każdy z nich wyznaje inną filozofię i na podstawie ich założeń wymyślają nowe klęski.
Książka napisana jest jako sztuki teatralne z podziałem na role. Każde z tych opowiadań zmusza czytelnika do przemyśleń. Do zastanowienia się nad sensem życia, nad tym czy wszystko co wydaje się dobre takie naprawdę jest. Mi najbardziej podobała się opowieść o Freudzie.
Książkę bardzo polecam.
Moja ocena: 8/10
"Intrygantki" to cztery opowieści. Pierwsza opowiada o tytułowych intrygantkach. Kobiety wykorzystane przez Don Juana zawiązują spisek. Chcą go ukarać i osądzić. Za karę ma się ożenić z młodą kuzynką jednej z nich. Kolejna opowieść jest o Zygmuncie Freudzie, który jest nękany jeszcze przed wojną przez oddziały gestapo. Prowadzi rozmowy z nieznajomym, który podaje się za Boga. Kolejne dwie opowieści są bardzo krótkie. Jedno jest o pewnym schorowanym człowieku, a kolejny o szatanie z depresją i reszta stara się mu poprawić humor wymyślając nowe plagi dla ludzkości.
"Intrygantki" pokazują przemianę człowieka. Don Juan pod wpływem miłości się zmienia. Niestety jest to miłość zakazana, którą starał się wyprzeć. Nie jest już taki jak kiedyś i już nigdy nie będzie.
"Gość", opowieść o Zygmuncie Freudzie opowiada o życiu w Austrii tuż przed wojną i o szykanach wobec Żydów. Freud nie może się zdecydować na wyjazd mimo ciągłych odwiedzin gestapo w jego domu. Kiedy zabierają mu córkę przychodzi do niego Nieznajomy podający się za Boga. Rozmawiają o życiu, wydarzeniach z teraźniejszości i o sensie istnienia.
"Knebel" to opowieść o Dawidzie, jego cierpieniu, chorobie i umieraniu.
"Szatańska filozofia" - Diabeł ma dosyć rutyny i popada w depresję, chce aby jego podwładni wymyślili jakieś nowe cierpienia dla ludzkości. Każdy z nich wyznaje inną filozofię i na podstawie ich założeń wymyślają nowe klęski.
Książka napisana jest jako sztuki teatralne z podziałem na role. Każde z tych opowiadań zmusza czytelnika do przemyśleń. Do zastanowienia się nad sensem życia, nad tym czy wszystko co wydaje się dobre takie naprawdę jest. Mi najbardziej podobała się opowieść o Freudzie.
Książkę bardzo polecam.
Moja ocena: 8/10
środa, 4 stycznia 2017
Nowości - grudzień + podsumowanie czytelnicze miesiąca
Grudzień zawsze obfituje w nowości. Nie tylko ze względu na Święta i mikołajki, a w moim przypadku za sprawą urodzin, które mam w tym właśnie miesiącu.
Taki oto ogromny prezent dostałam od siostry! Znalazły się w nim: szalik, czapka, masło do ciała, słodycze i tajemnicze paczuszki. Domyślacie się co może w nich było?
Oczywiście książki! :D Ale nie byle jakie, tylko takie, które znajdowały się na mojej liście "muszę je mieć!" :D Sarah J. Maas "Królowa Cieni", Carina Bartsch "Zima koloru turkusu", M.L. Stedman "Światło między oceanami", Jakub Małecki "Dżozef", Kristin Hannah "Słowik" i Ransom Riggs "Miasto cieni".
Kolejna grupa to nadal moje prezenty urodzinowe tym razem zbiorcze ;) Słodycze, ciepłe kapcie i kalendarz do kolorowania :)
Charles Dickens "Klub Pickwicka" To jedyna książka, którą sobie kupiłam w tym miesiącu. Od dawna o niej marzyłam, jeszcze w zapowiedziach i trafiła do mnie za sprawą promocji -50% na Znaku :)
Moje postanowienie noworoczne to ograniczyć wypożyczanie książek z biblioteki, dlatego jeszcze przed końcem roku wybrałam się do... biblioteki :D No, co? Postanowienie jest od nowego roku XD I tak się ograniczałam, bo wyniosłabym cały regał. W moje lepkie ręce trafiły: Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget", Margaret Atwood "Serce umiera ostatnie", Huntley Fitzpatrick "Moje życie obok" i Anne Jacobs "W cieniu tajemnic".
W minionym miesiącu przeczytałam 13 książek. Przyznam, że trochę złapała mnie niemoc czytelnicza, a i przedświąteczny i świąteczny okres nie sprzyja czytelnictwu.
1. Tarryn Fisher "Mimo moich win" 5/10 recenzja
2. Éric-Emmanuel Schmitt "Intrygantki" 8/10
3. Kazuo Ishiguro "Okruchy dnia" 8/10
4. Gavin Extence "Lustrzany świat Melody Black" 7/10
5. Monika Sznajderman, Magdalena Budzińska "Jako dowód i wyraz przyjaźni. Reportaże o Pałacu Kultury" 5/10
6. Rick Riordan "Bitwa w Labiryncie" 8/10
7. Cassandra Clare "Miasto Zagubionych Dusz" 7/10
8. Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" 9/10
9. Agatha Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie" 8/10
10. Kornel Makuszyński "Bezgrzeszne lata" 7/10
11. Sylvain Reynard "The Prince" 8/10
12. Cassandra Rocca "Wszystko przez ten Nowy Jork" 6/10
13. Jakub Małecki "Ślady" 10/10 ulubione
Najlepszymi książkami miesiąca okazały się "Góra Tjaget" i "Ślady", natomiast książki, które najmniej mi się podobały to "Mimo moich win" i "Jako dowód i wyraz przyjaźni".
Ilość stron przeczytanych w miesiącu: 3671
Jak widać mam spore zaległości w recenzjach, ale ciągle je próbuję nadgonić. Mam nadzieję, że ze stycznia wyjdę z czystym kontem.
Jak Wam się podobają moje nowości? Coś Was może szczególnie zainteresowało?
Taki oto ogromny prezent dostałam od siostry! Znalazły się w nim: szalik, czapka, masło do ciała, słodycze i tajemnicze paczuszki. Domyślacie się co może w nich było?
Oczywiście książki! :D Ale nie byle jakie, tylko takie, które znajdowały się na mojej liście "muszę je mieć!" :D Sarah J. Maas "Królowa Cieni", Carina Bartsch "Zima koloru turkusu", M.L. Stedman "Światło między oceanami", Jakub Małecki "Dżozef", Kristin Hannah "Słowik" i Ransom Riggs "Miasto cieni".
Kolejna grupa to nadal moje prezenty urodzinowe tym razem zbiorcze ;) Słodycze, ciepłe kapcie i kalendarz do kolorowania :)
Charles Dickens "Klub Pickwicka" To jedyna książka, którą sobie kupiłam w tym miesiącu. Od dawna o niej marzyłam, jeszcze w zapowiedziach i trafiła do mnie za sprawą promocji -50% na Znaku :)
Moje postanowienie noworoczne to ograniczyć wypożyczanie książek z biblioteki, dlatego jeszcze przed końcem roku wybrałam się do... biblioteki :D No, co? Postanowienie jest od nowego roku XD I tak się ograniczałam, bo wyniosłabym cały regał. W moje lepkie ręce trafiły: Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget", Margaret Atwood "Serce umiera ostatnie", Huntley Fitzpatrick "Moje życie obok" i Anne Jacobs "W cieniu tajemnic".
W minionym miesiącu przeczytałam 13 książek. Przyznam, że trochę złapała mnie niemoc czytelnicza, a i przedświąteczny i świąteczny okres nie sprzyja czytelnictwu.
1. Tarryn Fisher "Mimo moich win" 5/10 recenzja
2. Éric-Emmanuel Schmitt "Intrygantki" 8/10
3. Kazuo Ishiguro "Okruchy dnia" 8/10
4. Gavin Extence "Lustrzany świat Melody Black" 7/10
5. Monika Sznajderman, Magdalena Budzińska "Jako dowód i wyraz przyjaźni. Reportaże o Pałacu Kultury" 5/10
6. Rick Riordan "Bitwa w Labiryncie" 8/10
7. Cassandra Clare "Miasto Zagubionych Dusz" 7/10
8. Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" 9/10
9. Agatha Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie" 8/10
10. Kornel Makuszyński "Bezgrzeszne lata" 7/10
11. Sylvain Reynard "The Prince" 8/10
12. Cassandra Rocca "Wszystko przez ten Nowy Jork" 6/10
13. Jakub Małecki "Ślady" 10/10 ulubione
Najlepszymi książkami miesiąca okazały się "Góra Tjaget" i "Ślady", natomiast książki, które najmniej mi się podobały to "Mimo moich win" i "Jako dowód i wyraz przyjaźni".
Ilość stron przeczytanych w miesiącu: 3671
Jak widać mam spore zaległości w recenzjach, ale ciągle je próbuję nadgonić. Mam nadzieję, że ze stycznia wyjdę z czystym kontem.
Jak Wam się podobają moje nowości? Coś Was może szczególnie zainteresowało?
wtorek, 3 stycznia 2017
Podsumowanie roku
W ostatnim czasie roi się od postów typu "Podsumowanie roku", bo koniec roku skłania nas do refleksji, podsumowań i różnych postanowień. Ja również stwierdziłam, że i w tym roku takie opublikuję. Będzie tu trochę statystyki i innych takich :) Post miał się pojawić w Sylwestra, ale oczywiście wyszło jak wyszło, dobrze, że chociaż zrobiłam wcześniej zdjęcia :D
Jeżeli mnie obserwujecie od pewnego czasu wiecie, że początkowo blog miał charakter kosmetyczny. Przez dłuższy czas mi się to podobało i lubiłam o tym pisać. Gdzieś w połowie tego roku mój zapał się skończył i tak naprawdę nie miałam o czym pisać. Kosmetyki nie sprawiały mi już takiej przyjemności, a i zaczęłam powracać do takich, które lubię i są skuteczne, a nie wyszukiwać nowości. Dlatego po miesiącu przerwy zupełnie zmieniłam tematykę bloga na książkową. Uprzedzam, że do kosmetyków już nie wracam i nie będą się one pojawiać na moim blogu. Posty tak jak były tak i są, nie mam zamiaru ich usuwać, widzę, że nadal ktoś czegoś u mnie szuka.
Ten okres kiedy piszę recenzje książek był ciężki. To tak naprawdę jakbym zaczynała pisać od zera. Pamiętacie początki swoich blogów? Ciężko było się wybić i zyskać czytelników. Tak własnie jest i w moim przypadku. Dopiero od jakichś dwóch miesięcy stan ten zaczyna się poprawiać i wyrównywać z poprzednim poziomem.
Starczy tych wywodów, czas na właściwe podsumowanie (oczywiście czytelnicze):
W 2016 roku przeczytałam - 150 książek. Jest to niższa liczba niż w roku poprzednim, ale i tak jestem z niej zadowolona. To prawie pół książki dziennie. Zaznaczam, że zdarzały się takie dni kiedy nie przeczytałam nawet strony :) 150 książek to daje - 47072 strony, czyli ok. 129 stron dziennie. Przy czym, najgorszym czytelniczo był czerwiec (2180 stron), a najlepszym maj (6737 stron).
Te stosy, które widzicie na zdjęciu powyżej to książki jakie udało mi się przeczytać z własnych półek + trzy siostry. Jestem bardzo zadowolona z tej ilości, ponieważ mam problem - lubię kupować książki i powiększać swoją kolekcję, ale rzadko je czytam. Zazwyczaj wypożyczam z biblioteki, bo przecież te mogą poczekać.
Nieco innych statystyk. Przeczytałam 99 książek napisanych przez kobiety i 51 przez mężczyzn.
Autorów polskich - 51 książek, autorów zagranicznych - 99. Znowu taka sama liczba :D
Najwięcej książek przeczytałam Williama Shakespeare'a, bo aż 8! Rok Szekspira zobowiązywał ;) a tak naprawdę to bardzo lubię jego dzieła.
Najgorszymi książkami w tym roku okazały się: Anna Moczulska "Bajki, które zdarzyły się naprawdę. Historie słynnych kobiet", Eva Pohler "Purgatorium. Wyspa tajemnic". A największym rozczarowaniem Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu" - chociaż nie oceniłam jej bardzo nisko.
Natomiast książki, które bardzo mi się podobały ciężko mi ograniczyć, bo było ich tak wiele i każda zasługuje na wspomnienie. Diana Gabaldon "Obca", Jakub Małecki "Dygot" i "Ślady", Ann Patchett "Belcanto" oraz Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" - to chyba te zasługują na wyróżnienie, są po prostu genialne! Większość z nich to literatura dość trudna, którą uwielbiam!
Teraz stos hańby, a raczej stosy, czyli nowości z całego roku. Moja biblioteczka powiększyła się o 87 książek! Kiedy zdejmowałam je z półek zrobiło się pusto, bardzo pusto. Tak naprawdę reszta zmieściła się na 3 półkach, a kolejne trzy opustoszały. Wcześniej nie kupowałam tak książek, zdarzały się nieliczne wyjątki. Wychodziłam z założenia, że przecież przeczytam sobie z biblioteki. To wszystko przez Instagram i blogi, gdzie wszyscy mają pokaźne zbiory i sama też tak chciałam mieć. A tak naprawdę to najwięcej winy ponosi Znak i ich promocje, obok których nie można przejść obojętnie.
Wydaje się to dużo, prawda? Zastawiacie się ile pieniędzy na nie wydałam? Chyba wcale nie tak dużo: 17 książek dostałam w prezencie/wygrałam/dwa egzemplarze recenzenckie, szalone promocje w znaku to jeden wielki stos, oczytani.pl gdzie można kupić książki za grosze, markety i księgarnia z tanimi książkami oraz promocje 50% na stronach wydawnictw i tak naprawdę wyszło mi jedynie 20 książek kupionych za normalną cenę - nie, wcale nie normalną, bo przecież nie kupowałam ich po cenach okładkowych, tylko w księgarniach internetowych za ok. 40% ich ceny. Czyli nie jest jeszcze tak źle ;)
I takim sposobem dobrnęłam do końca. Mam nadzieję, że się zbytnio nie nudziliście. Niedługo pojawi się post z nowościami i podsumowaniem grudnia, ależ ja mam zaległości!
Może coś Was szczególnie zainteresowało? A Wy ile książek przeczytaliście w tym roku?
Jeżeli mnie obserwujecie od pewnego czasu wiecie, że początkowo blog miał charakter kosmetyczny. Przez dłuższy czas mi się to podobało i lubiłam o tym pisać. Gdzieś w połowie tego roku mój zapał się skończył i tak naprawdę nie miałam o czym pisać. Kosmetyki nie sprawiały mi już takiej przyjemności, a i zaczęłam powracać do takich, które lubię i są skuteczne, a nie wyszukiwać nowości. Dlatego po miesiącu przerwy zupełnie zmieniłam tematykę bloga na książkową. Uprzedzam, że do kosmetyków już nie wracam i nie będą się one pojawiać na moim blogu. Posty tak jak były tak i są, nie mam zamiaru ich usuwać, widzę, że nadal ktoś czegoś u mnie szuka.
Ten okres kiedy piszę recenzje książek był ciężki. To tak naprawdę jakbym zaczynała pisać od zera. Pamiętacie początki swoich blogów? Ciężko było się wybić i zyskać czytelników. Tak własnie jest i w moim przypadku. Dopiero od jakichś dwóch miesięcy stan ten zaczyna się poprawiać i wyrównywać z poprzednim poziomem.
Starczy tych wywodów, czas na właściwe podsumowanie (oczywiście czytelnicze):
W 2016 roku przeczytałam - 150 książek. Jest to niższa liczba niż w roku poprzednim, ale i tak jestem z niej zadowolona. To prawie pół książki dziennie. Zaznaczam, że zdarzały się takie dni kiedy nie przeczytałam nawet strony :) 150 książek to daje - 47072 strony, czyli ok. 129 stron dziennie. Przy czym, najgorszym czytelniczo był czerwiec (2180 stron), a najlepszym maj (6737 stron).
Te stosy, które widzicie na zdjęciu powyżej to książki jakie udało mi się przeczytać z własnych półek + trzy siostry. Jestem bardzo zadowolona z tej ilości, ponieważ mam problem - lubię kupować książki i powiększać swoją kolekcję, ale rzadko je czytam. Zazwyczaj wypożyczam z biblioteki, bo przecież te mogą poczekać.
Nieco innych statystyk. Przeczytałam 99 książek napisanych przez kobiety i 51 przez mężczyzn.
Autorów polskich - 51 książek, autorów zagranicznych - 99. Znowu taka sama liczba :D
Najwięcej książek przeczytałam Williama Shakespeare'a, bo aż 8! Rok Szekspira zobowiązywał ;) a tak naprawdę to bardzo lubię jego dzieła.
Najgorszymi książkami w tym roku okazały się: Anna Moczulska "Bajki, które zdarzyły się naprawdę. Historie słynnych kobiet", Eva Pohler "Purgatorium. Wyspa tajemnic". A największym rozczarowaniem Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu" - chociaż nie oceniłam jej bardzo nisko.
Natomiast książki, które bardzo mi się podobały ciężko mi ograniczyć, bo było ich tak wiele i każda zasługuje na wspomnienie. Diana Gabaldon "Obca", Jakub Małecki "Dygot" i "Ślady", Ann Patchett "Belcanto" oraz Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" - to chyba te zasługują na wyróżnienie, są po prostu genialne! Większość z nich to literatura dość trudna, którą uwielbiam!
Teraz stos hańby, a raczej stosy, czyli nowości z całego roku. Moja biblioteczka powiększyła się o 87 książek! Kiedy zdejmowałam je z półek zrobiło się pusto, bardzo pusto. Tak naprawdę reszta zmieściła się na 3 półkach, a kolejne trzy opustoszały. Wcześniej nie kupowałam tak książek, zdarzały się nieliczne wyjątki. Wychodziłam z założenia, że przecież przeczytam sobie z biblioteki. To wszystko przez Instagram i blogi, gdzie wszyscy mają pokaźne zbiory i sama też tak chciałam mieć. A tak naprawdę to najwięcej winy ponosi Znak i ich promocje, obok których nie można przejść obojętnie.
Wydaje się to dużo, prawda? Zastawiacie się ile pieniędzy na nie wydałam? Chyba wcale nie tak dużo: 17 książek dostałam w prezencie/wygrałam/dwa egzemplarze recenzenckie, szalone promocje w znaku to jeden wielki stos, oczytani.pl gdzie można kupić książki za grosze, markety i księgarnia z tanimi książkami oraz promocje 50% na stronach wydawnictw i tak naprawdę wyszło mi jedynie 20 książek kupionych za normalną cenę - nie, wcale nie normalną, bo przecież nie kupowałam ich po cenach okładkowych, tylko w księgarniach internetowych za ok. 40% ich ceny. Czyli nie jest jeszcze tak źle ;)
I takim sposobem dobrnęłam do końca. Mam nadzieję, że się zbytnio nie nudziliście. Niedługo pojawi się post z nowościami i podsumowaniem grudnia, ależ ja mam zaległości!
Może coś Was szczególnie zainteresowało? A Wy ile książek przeczytaliście w tym roku?