Wreszcie przechodzę do recenzji książek, które przeczytałam w grudniu. Niestety nie uda mi się ich wszystkich zrecenzować przez... dwa dni :D a miałam zamiar uporać się z nimi do końca roku.
"Mimo moich win" chyba nie muszę Wam przedstawiać. Książka miała niebywałą reklamę, włączając to filmiki i sesje zdjęciowe. Czy mi się podobała? Zapraszam na recenzję.
Olivia to młoda kobieta, która nie może zapomnieć o swoim pierwszym chłopaku Calebie. Poznali się na studiach i od tej pory byli razem. Kiedy przypadek sprawia, że się spotykają jej jakby już nieco wygasłe uczucie powraca. Dodatkowo okazuje się, że Caleb jej nie pamięta, bo stracił pamięć w wypadku. Chociaż dziewczyna nieco się opiera, to daje się znowu ponieść uczuciu. Niestety na drodze do ich szczęścia staje dziewczyna Caleba Leah, która tak łatwo nie odpuszcza...
Książka napisana jest dość dobrze. Nie jest to dość zawiły język, chociaż autorka mogłaby trochę darować sobie te wzniosłe uwagi, metafory i inne przenośnie, które kojarzą mi się tylko z literaturą klasy B (jak mogą być filmy, to czemu też nie książki?) i bardzo mnie denerwują.
Kreacja bohaterów jest dość dobra - pod względem metodycznym. Każda osoba z tej trójki ma silny charakter i nie da sobie w kaszę dmuchać. Niestety, co jest dobre na papierze nie odzwierciedla tego w rzeczywistości.
Wszyscy oni mają coś z głowami, każdy psychiatra to powie. Olivia lubi śledzić ludzi, to typ osoby dla której sąd wyznacza zakaz zbliżania się. Ta jej miłość powoduje, że zaczyna się bardzo nakręcać na jeden temat co doprowadza do obsesji. Można tłumaczyć, że to własnie miłość doprowadziła ją do takiego stanu, ale nie wszystko tym można tłumaczyć. Kiedy Caleb jeszcze na studiach spotyka się z innymi dziewczynami, ona doprowadza do zerwania, nie licząc się z nikim i niczym. Jest pyskata, ma poczucie humoru i jej wypowiedzi są bardzo sarkastyczne. Lubię takie główne bohaterki, ale nie w takim wydaniu. Olivia jest po prostu aż zanadto agresywna.
Caleb, nie będę Wam spojlerować, ale to niezły gagatek. Kłamie w żywe oczy, manipuluje ludźmi, ma przerośnięte ego. Jest zadufany w sobie, uważa że tylko spojrzy i już wszyscy mu się będą kłaniać i spełniać jego życzenia. Oczywiście autorka stara się pokazać, że tak naprawdę jest inny, a to tylko taka jego zewnętrzna powłoka oraz że przeszedł przemianę, ale ja myślę, że jest zupełnie inaczej.
Leah kreowana jest tu na taki ciemny charakter. Ma na sumieniu m.in. włamanie i zniszczenie mieszkania Olivii. Można jej żałować, bo przecież ta wredna małpa odbiła jej chłopaka! Niestety ona też potrafi manipulować ludźmi i wykorzystywać ich do własnych celów, a potem wyrzucić jak niepotrzebnego śmiecia. To niezła aktorka, o czym można było się przekonać na sali sądowej, a jaka była tuż po rozprawie.
Z tą tytułową winą, to Olivia miała się przyznać przed samą sobą, że to z jej winy rozpadł się jej związek z Calebem. Oczywiście, w wielu wypadkach tak właśnie jest, ale myślę, że oboje ponoszą winę za to rozstanie.
Wiem, że wielu osobom podoba się ta książka, patrząc tylko na same oceny na lubimyczytać i pochlebne recenzje, mnie niestety lub stety nie. To są moje odczucia i moje zdanie na temat tej książki. Każdy może mieć inne, ale po prostu nie wiem co wszyscy w niej widzą.
Moja ocena: 5/10
Strony
▼
piątek, 30 grudnia 2016
środa, 28 grudnia 2016
Jerome David Salinger - Buszujący w zbożu
Niedawno zainteresowałam się wyzwaniami czytelniczymi. Pewnie znacie listę 100 książek BBC, które trzeba przeczytać? Właśnie na tej liście znalazła się pozycja "Buszujący w zbożu". Jednocześnie jest ona na liście z "Wyzwania Rory Gilmore", czyli liście książek, które znalazły się w serialu Gilmore Girls - o tych wyzwaniach jeszcze kiedyś napiszę.
Miałam ochotę na klasykę, może na coś ambitniejszego i takim trafem sięgnęłam po właśnie tę pozycję. Czy mi się podobała, zapraszam na recenzję.
Głównym bohaterem jest Holden Caulfield. Ma szesnaście lat i uczy się w szkole z internatem. Jest inny niż większość chłopców w jego wieku. Uważa się za kogoś lepszego, a reszta to zwykli durnie. Ucieka ze szkoły, z której i tak został wydalony i udaje się do Nowego Jorku. Mieszka w hotelu, obija się po klubach i barach i opisuje otaczających go ludzi.
Książka jest napisana bardzo prostym językiem, więc i czyta się szybko. Holden jest dość dziwny. Jego tok myślowy też taki jest, cały czas obgaduje swoich kolegów (w swoich myślach), że to bezmyślni durnie, a sam tylko szuka zaczepki, żeby dostać w zęby. Nie lubi nikogo oprócz siebie, swojej siostry i swojego zmarłego brata. Kiedy ucieka do Nowego Jorku, spotyka się z ludźmi, których ledwie toleruje, ale dzwoni do nich w środku nocy. Szasta pieniędzmi na prawo i lewo, upija się prawie do nieprzytomności, spotyka się z prostytutkami.
Sam bohater jak i książka jest bardzo chaotyczna. Holden szybko zmienia zdanie i szybko się nudzi.
W Holdenie jest coś dziwnego, niby za nim nie przepadasz, ale popierasz jego spostrzeżenia. Uważa, że ludzie zatracili swoje pierwotne wartości i kierują się wygodą. Ich myśli pochłaniają bardzo błahe sprawy, typu zarabianie pieniędzy, stroje i inne jakby przyziemne sprawy. Jego wielkim marzeniem jest wyjechać z miasta, zamieszkać gdzieś na skraju lasu i uprawiać ziemię. Chce się uniezależnić od innych ludzi i być samowystarczalnym.
Pod wieloma względami "Buszujący w zbożu" jest podobny do "Wybacz mi, Leonardzie" Matthew Quicka. Zarówno sposobem pisania jak i głównymi założeniami tej powieści. Leonard jest bardzo podobny do Holdena, chociaż bardziej cywilizowany. On również szuka wartości, których ludzie zatracili.
Troszeczkę się dziwię, że w USA to jest lektura. W książce jest tyle przemocy, alkoholu, że to chyba nie jest odpowiedni temat dla nastolatków, albo to tylko ja tak uważam. Książkę polecam przeczytać i tak jak większość twierdzi samemu ją ocenić. To taka książka, gdzie każdy inaczej ją odbiera.
Moja ocena: 7/10
Miałam ochotę na klasykę, może na coś ambitniejszego i takim trafem sięgnęłam po właśnie tę pozycję. Czy mi się podobała, zapraszam na recenzję.
Głównym bohaterem jest Holden Caulfield. Ma szesnaście lat i uczy się w szkole z internatem. Jest inny niż większość chłopców w jego wieku. Uważa się za kogoś lepszego, a reszta to zwykli durnie. Ucieka ze szkoły, z której i tak został wydalony i udaje się do Nowego Jorku. Mieszka w hotelu, obija się po klubach i barach i opisuje otaczających go ludzi.
Książka jest napisana bardzo prostym językiem, więc i czyta się szybko. Holden jest dość dziwny. Jego tok myślowy też taki jest, cały czas obgaduje swoich kolegów (w swoich myślach), że to bezmyślni durnie, a sam tylko szuka zaczepki, żeby dostać w zęby. Nie lubi nikogo oprócz siebie, swojej siostry i swojego zmarłego brata. Kiedy ucieka do Nowego Jorku, spotyka się z ludźmi, których ledwie toleruje, ale dzwoni do nich w środku nocy. Szasta pieniędzmi na prawo i lewo, upija się prawie do nieprzytomności, spotyka się z prostytutkami.
Sam bohater jak i książka jest bardzo chaotyczna. Holden szybko zmienia zdanie i szybko się nudzi.
W Holdenie jest coś dziwnego, niby za nim nie przepadasz, ale popierasz jego spostrzeżenia. Uważa, że ludzie zatracili swoje pierwotne wartości i kierują się wygodą. Ich myśli pochłaniają bardzo błahe sprawy, typu zarabianie pieniędzy, stroje i inne jakby przyziemne sprawy. Jego wielkim marzeniem jest wyjechać z miasta, zamieszkać gdzieś na skraju lasu i uprawiać ziemię. Chce się uniezależnić od innych ludzi i być samowystarczalnym.
Pod wieloma względami "Buszujący w zbożu" jest podobny do "Wybacz mi, Leonardzie" Matthew Quicka. Zarówno sposobem pisania jak i głównymi założeniami tej powieści. Leonard jest bardzo podobny do Holdena, chociaż bardziej cywilizowany. On również szuka wartości, których ludzie zatracili.
Troszeczkę się dziwię, że w USA to jest lektura. W książce jest tyle przemocy, alkoholu, że to chyba nie jest odpowiedni temat dla nastolatków, albo to tylko ja tak uważam. Książkę polecam przeczytać i tak jak większość twierdzi samemu ją ocenić. To taka książka, gdzie każdy inaczej ją odbiera.
Moja ocena: 7/10
wtorek, 27 grudnia 2016
Danka Braun - Historia pewnej rozwiązłości
Znacie książki Danki Braun? Ja je bardzo lubię, chociaż po okładkach pewnie nigdy bym się na nie nie zdecydowała. Są stylizowane na erotyki, a tak szczerze mówiąc ta seria nawet koło nich nie leżała ;) "Historia pewnej rozwiązłości" to już czwarty tom z serii i mam nadzieję, że tą recenzją zachęcę Was do zapoznania się z nimi.
Saga opowiada losy rodziny Orłowskich. Wydaje się, że są szczęśliwi, Robert i Renata cieszą się wnukiem. Ich syn również stara się wpasować w całą sytuację. Niestety kiedy mały Eryk zapada w śpiączkę wszystko się wali. Każdy każdego obwinia, Robert oddala się od żony, a Renata postanowiła, że nie będzie dalej tolerować jego wyskoków. Czy dojdą do porozumienia?
Powieści Danki Braun mają to do siebie, że są napisane z humorem. Autorka tak kręci słowami, że nawet z nieśmiesznych momentów wychodzi komedia. Bardzo lubię jej styl pisania. Co do głównych bohaterów. Robertowi zawsze wszystko się wybacza, wszystkie jego zdrady, potknięcia i obwinia się o nie Renatę :D Nie wiem czemu, ale na niego nie da się złościć. Jednak tym razem troszeczkę przesadził, ale na szczęście szybko się opamiętał. Renata jest bardzo obrażalska i na każdym kroku wypomina Robertowi jego błędy. W tej części jednak wisi nad nimi widmo najgorszego...
Jeżeli macie ochotę się zrelaksować przy dobrej książce to bardzo je polecam. Zapewniam, że będziecie zadowoleni. Najlepiej byłoby zacząć od pierwszego tomu, a to jest akurat czwarta część ;)
Moja ocena: 8/10
Saga opowiada losy rodziny Orłowskich. Wydaje się, że są szczęśliwi, Robert i Renata cieszą się wnukiem. Ich syn również stara się wpasować w całą sytuację. Niestety kiedy mały Eryk zapada w śpiączkę wszystko się wali. Każdy każdego obwinia, Robert oddala się od żony, a Renata postanowiła, że nie będzie dalej tolerować jego wyskoków. Czy dojdą do porozumienia?
Powieści Danki Braun mają to do siebie, że są napisane z humorem. Autorka tak kręci słowami, że nawet z nieśmiesznych momentów wychodzi komedia. Bardzo lubię jej styl pisania. Co do głównych bohaterów. Robertowi zawsze wszystko się wybacza, wszystkie jego zdrady, potknięcia i obwinia się o nie Renatę :D Nie wiem czemu, ale na niego nie da się złościć. Jednak tym razem troszeczkę przesadził, ale na szczęście szybko się opamiętał. Renata jest bardzo obrażalska i na każdym kroku wypomina Robertowi jego błędy. W tej części jednak wisi nad nimi widmo najgorszego...
Jeżeli macie ochotę się zrelaksować przy dobrej książce to bardzo je polecam. Zapewniam, że będziecie zadowoleni. Najlepiej byłoby zacząć od pierwszego tomu, a to jest akurat czwarta część ;)
Moja ocena: 8/10
piątek, 16 grudnia 2016
Richard Paul Evans - Najcenniejszy dar
Richard Paul Evans to jeden z autorów, których czytam wszystko co napisał. Uwielbiam jego książki i zawsze mi się podobają. Jest to pierwsza część serii, której przeczytałam już wcześniej dwa następne tomy. Nie ma tu bardzo problemu z odlezieniem się kiedy nie przeczyta się pierwszego. Zapraszam na recenzję.
Richard z żoną i córką przeprowadzają się do rezydencji Mary. Mają się oni zajmować mieszkającą tam starszą panią, a raczej przyrządzać posiłki i dotrzymywać jej towarzystwa. Richard jest bardzo zapracowany i nie poświęca tyle czasu swojej rodzinie ile by chciał. Mary chce, żeby zastanowił się nad pytaniem, co było pierwszym darem ofiarowanym na Boże Narodzenie. Pewnego dnia słyszy melodię wydobywającą się ze szkatułki na strychu. Znajduje tam stare listy i postanawia rozwiązać ich tajemnicę...
Książka jest bardzo krótka, ma jedynie 128 stron w małym formacie, więc można przeczytać ją w jeden wieczór. Tematycznie jest akurat na teraz, bo opowiada o Bożym Narodzeniu.
Autor w swoich książkach wplata różne wartości, tak aby czytelnik sam zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Jest też wiele religijnych odniesień, nawet niektóre jego powieści są oparte na przypowieściach. "Najcenniejszy dar" pokazuje, że ważne jest to co mamy, pogoń za pieniędzmi i bogactwo zawsze odbije się na naszej rodzinie i wcale nie jest to takie ważne i potrzebne do szczęścia.
Książka "Najcenniejszy dar" byłaby idealnym prezentem. To taka książka, która nawet osobę nieczytającą zachęciłaby do jej przeczytania. Polecam ją, jak i wszystkie książki tego autora. Żałuję tylko, że w tym roku, na święta w Polsce nie wydana została żadna jego świąteczna książka. Niestety, już tylko kilka książek Evansa zostało mi do przeczytania, nad czym ubolewam.
Moja ocena: 8/10
Richard z żoną i córką przeprowadzają się do rezydencji Mary. Mają się oni zajmować mieszkającą tam starszą panią, a raczej przyrządzać posiłki i dotrzymywać jej towarzystwa. Richard jest bardzo zapracowany i nie poświęca tyle czasu swojej rodzinie ile by chciał. Mary chce, żeby zastanowił się nad pytaniem, co było pierwszym darem ofiarowanym na Boże Narodzenie. Pewnego dnia słyszy melodię wydobywającą się ze szkatułki na strychu. Znajduje tam stare listy i postanawia rozwiązać ich tajemnicę...
Książka jest bardzo krótka, ma jedynie 128 stron w małym formacie, więc można przeczytać ją w jeden wieczór. Tematycznie jest akurat na teraz, bo opowiada o Bożym Narodzeniu.
Autor w swoich książkach wplata różne wartości, tak aby czytelnik sam zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Jest też wiele religijnych odniesień, nawet niektóre jego powieści są oparte na przypowieściach. "Najcenniejszy dar" pokazuje, że ważne jest to co mamy, pogoń za pieniędzmi i bogactwo zawsze odbije się na naszej rodzinie i wcale nie jest to takie ważne i potrzebne do szczęścia.
Książka "Najcenniejszy dar" byłaby idealnym prezentem. To taka książka, która nawet osobę nieczytającą zachęciłaby do jej przeczytania. Polecam ją, jak i wszystkie książki tego autora. Żałuję tylko, że w tym roku, na święta w Polsce nie wydana została żadna jego świąteczna książka. Niestety, już tylko kilka książek Evansa zostało mi do przeczytania, nad czym ubolewam.
Moja ocena: 8/10
niedziela, 11 grudnia 2016
Magdalena Parys - Biała Rika
Zdarzają się takie książki, które są tak specyficzne, że ciężko jest w ogóle o nich cokolwiek napisać. Taka właśnie jest "Biała Rika". Niby wszystko jest w niej zrozumiałe, ale nie do końca. Zapraszam na recenzję.
Rika, Niemka, która uciekła do Polski z powodu zakazanej miłości do Polaka. Po wielu latach jej przybrana wnuczka Dagmara stara się poznać jej historię i sklecić ją jakoś w całość. Tylko, czy to dobrze kiedy rodzinne tajemnice wychodzą na jaw?
"Biała Rika" napisana jest bardzo chaotycznie i trochę dziwnie. Do książki, są na przykład wplecione uwagi redaktorki, jakieś wymiany zdań, czy komentarze członków rodziny kiedy dostali jakiś fragment do przeczytania. Wszystko opatrzone jest rysunkami, schematami. Sam język jest dość specyficzny, tak samo jak konstrukcja powieści. Nie ma zachowanego ciągu chronologicznego, raz jest o wojnie, raz współczesność, a i czasy dzieciństwa małej Dagmary są bardzo pomieszane.
Książka jest oparta na prawdziwej historii. Podobno to historia rodziny samej autorki, ale jak pisze tak już w niej pomieszała, że nie wiadomo co jest już prawdą, a co fikcją.
"Biała Rika" to pozycja godna uwagi. Na podstawie dziejów rodziny pokazuje jak już w wolnej Polsce, na "ziemiach odzyskanych" traktowano ludność niemiecką, ich spuściznę i wszystko co po sobie pozostawili od ulic, przez domy, po sprzęty domowe i garnki. Wszystko to było nazywane "poniemieckie". Jak ciężko mieli ci, którzy nie wrócili do ojczyzny, bo czuli się szczecinianami. Musieli się prawie ukrywać, uczyć języka lub tak jak Rika udawać niemowę, żeby nie być ofiarą szykan.
Książka uświadamia czytelnikom, że Polacy nie odgrywali wyłącznie roli ofiar, a też byli prawie, że oprawcami.
Moja ocena: 7/10
Rika, Niemka, która uciekła do Polski z powodu zakazanej miłości do Polaka. Po wielu latach jej przybrana wnuczka Dagmara stara się poznać jej historię i sklecić ją jakoś w całość. Tylko, czy to dobrze kiedy rodzinne tajemnice wychodzą na jaw?
"Biała Rika" napisana jest bardzo chaotycznie i trochę dziwnie. Do książki, są na przykład wplecione uwagi redaktorki, jakieś wymiany zdań, czy komentarze członków rodziny kiedy dostali jakiś fragment do przeczytania. Wszystko opatrzone jest rysunkami, schematami. Sam język jest dość specyficzny, tak samo jak konstrukcja powieści. Nie ma zachowanego ciągu chronologicznego, raz jest o wojnie, raz współczesność, a i czasy dzieciństwa małej Dagmary są bardzo pomieszane.
Książka jest oparta na prawdziwej historii. Podobno to historia rodziny samej autorki, ale jak pisze tak już w niej pomieszała, że nie wiadomo co jest już prawdą, a co fikcją.
"Biała Rika" to pozycja godna uwagi. Na podstawie dziejów rodziny pokazuje jak już w wolnej Polsce, na "ziemiach odzyskanych" traktowano ludność niemiecką, ich spuściznę i wszystko co po sobie pozostawili od ulic, przez domy, po sprzęty domowe i garnki. Wszystko to było nazywane "poniemieckie". Jak ciężko mieli ci, którzy nie wrócili do ojczyzny, bo czuli się szczecinianami. Musieli się prawie ukrywać, uczyć języka lub tak jak Rika udawać niemowę, żeby nie być ofiarą szykan.
Książka uświadamia czytelnikom, że Polacy nie odgrywali wyłącznie roli ofiar, a też byli prawie, że oprawcami.
Moja ocena: 7/10
czwartek, 8 grudnia 2016
K. A. Tucker - Jedno małe kłamstwo
"Jedno małe kłamstwo" to kolejny tom serii "Dziesięć płytkich oddechów". Jeżeli jesteście ciekawi jak dalej potoczyły się losy jej bohaterów, zapraszam na recenzję.
Drugi tom opowiada o młodszej z sióstr Cleary. Olivia jest zupełnie inna niż Kacey. Jest poukładana, poważna i ma plan na przyszłość od dawna ustalony. Dostaje się na Princeton i zamierza studiować medycynę. Co jest dla niej najgorsze wiąże się to z opuszczeniem domu i poznaniem nowych osób. Obiecała siostrze i doktorowi, że będzie się bawić i chodzić na imprezy. Już na pierwszej upija się i poznaje Ashtona, który co by tu dużo mówić do najprzykładniejszych nie należy. Wkrótce zaczyna się spotykać z Connorem, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. Dodatkowo, to takiego chłopaka widzieli by przy niej rodzice. Niestety sama nie może przestać myśleć o Ashtonie...
Początkowo książka trochę mnie denerwowała. Te ciągłe imprezy, na których nic ciekawego się nie dzieje. A sama Livie to niestety nie jest jej siostra, która swoimi odzywkami zawsze umiała mnie rozśmieszyć. Potem w miarę poznawania historii bohaterów czytało mi się znacznie lepiej.
Livie miała od dziecka poukładane życie, które tak naprawdę ułożył jej ojciec. Zawsze była we wszystkim najlepsza, bo starała się go zadowolić, nawet po jego śmierci. Wiedziała, że chce zdawać na medycynę, bo tak sobie wymarzył właśnie ojciec i tego się trzymała. Teraz kiedy naprawdę ma styczność z chorymi poprzez wolontariat na oddziale onkologii dziecięcej, zaczyna się wahać. Nie jest w stanie zachowywać powagę, kiedy jest otoczona przez chorobę.
Książka pokazuje, że nie zawsze to co widać na zewnątrz człowieka jest jego prawdziwą naturą. Nawet najbardziej poukładany człowiek może być jednak zupełnie inny i na odwrót. Temat przemocy domowej staje się już za bardzo oklepany. To już moja druga, czy trzecia tego typu książka w ostatnim czasie, która go porusza. Ta część nie zachwyciła mnie tak jak poprzednia, ale i tak sięgnę po kolejne tomy.
Moja ocena: 7/10
Drugi tom opowiada o młodszej z sióstr Cleary. Olivia jest zupełnie inna niż Kacey. Jest poukładana, poważna i ma plan na przyszłość od dawna ustalony. Dostaje się na Princeton i zamierza studiować medycynę. Co jest dla niej najgorsze wiąże się to z opuszczeniem domu i poznaniem nowych osób. Obiecała siostrze i doktorowi, że będzie się bawić i chodzić na imprezy. Już na pierwszej upija się i poznaje Ashtona, który co by tu dużo mówić do najprzykładniejszych nie należy. Wkrótce zaczyna się spotykać z Connorem, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. Dodatkowo, to takiego chłopaka widzieli by przy niej rodzice. Niestety sama nie może przestać myśleć o Ashtonie...
Początkowo książka trochę mnie denerwowała. Te ciągłe imprezy, na których nic ciekawego się nie dzieje. A sama Livie to niestety nie jest jej siostra, która swoimi odzywkami zawsze umiała mnie rozśmieszyć. Potem w miarę poznawania historii bohaterów czytało mi się znacznie lepiej.
Livie miała od dziecka poukładane życie, które tak naprawdę ułożył jej ojciec. Zawsze była we wszystkim najlepsza, bo starała się go zadowolić, nawet po jego śmierci. Wiedziała, że chce zdawać na medycynę, bo tak sobie wymarzył właśnie ojciec i tego się trzymała. Teraz kiedy naprawdę ma styczność z chorymi poprzez wolontariat na oddziale onkologii dziecięcej, zaczyna się wahać. Nie jest w stanie zachowywać powagę, kiedy jest otoczona przez chorobę.
Książka pokazuje, że nie zawsze to co widać na zewnątrz człowieka jest jego prawdziwą naturą. Nawet najbardziej poukładany człowiek może być jednak zupełnie inny i na odwrót. Temat przemocy domowej staje się już za bardzo oklepany. To już moja druga, czy trzecia tego typu książka w ostatnim czasie, która go porusza. Ta część nie zachwyciła mnie tak jak poprzednia, ale i tak sięgnę po kolejne tomy.
Moja ocena: 7/10
wtorek, 6 grudnia 2016
Ransom Riggs - Osobliwy dom pani Peregrine
"Osobliwy dom pani Peregrine" jest ostatnio bardzo popularny za sprawą filmu, którego jeszcze nie widziałam. Tak szczerze sama nie wiem czy chcę go oglądać. Z tego co słyszałam bardzo namieszali w fabule, nawet wśród głównych bohaterów. Zapraszam na recenzję.
Jacob to nastolatek, który nigdy nie mógł dogadać się z rówieśnikami. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek, który zabawiał go niesamowitymi historyjkami i miał kolekcję osobliwych zdjęć. Opowiadał mu o sierocińcu w Wielkiej Brytanii do którego trafił podczas wojny. Mieszkały tam dzieci obdarzone pewnymi mocami. Jacob w pewnym momencie przestał w nie wierzyć i oddalił się od niego. Kiedy ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, chłopak postanawia poznać przeszłość swojego dziadka. Udają się z ojcem na wyspę, gdzie Jacob postanawia znaleźć ten tajemniczy sierociniec. Wtedy zaczynają się dziać niesamowite rzeczy...
Wydanie książki jest śliczne. Dawno nie widziałam tak dobrze dopracowanej książki pod względem wizualnym. Wszędzie pojawiają się obrazki, każdy najdrobniejszy detal taki jak np. numerowanie stron jest doszlifowany. Niestety nie zrobiłam zdjęć jej wnętrza, ale wystarczy wpisać w wyszukiwarkę tytuł książki i na pewno pojawi się jej mnóstwo zdjęć.
Książka napisana jest prostym językiem, czyta się ją bardzo szybko. Sama historia jest bardzo ciekawa, jednak ta otoczka tajemnicy, nawet trochę horroru jaką imituje sama okładka i tajemnicze zdjęcia jest trochę na wyrost. Odniosłam takie wrażenie, że właśnie miał być to horror dla młodzieży, jednak na tym polu trochę się zawiodłam. Książka oczywiście jest tajemnicza. Były takie momenty kiedy myślałam, że już, już coś się wydarzy ale nie, nic takiego nie było. Osobliwe dzieci, również trochę mnie zawiodły, nie były tak straszne jak na zdjęciach.
Chociaż trochę się na tej książce zawiodłam to ostatecznie mi się podobała. Nie było tam takiej akcji jakiej się spodziewałam, ale może to i dobrze, bo jeszcze bym się przestraszyła ;) Książkę mogę Wam polecić, a ja już nie mogę się doczekać kiedy przeczytam następne tomy.
Moja ocena: 8/10
Jacob to nastolatek, który nigdy nie mógł dogadać się z rówieśnikami. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek, który zabawiał go niesamowitymi historyjkami i miał kolekcję osobliwych zdjęć. Opowiadał mu o sierocińcu w Wielkiej Brytanii do którego trafił podczas wojny. Mieszkały tam dzieci obdarzone pewnymi mocami. Jacob w pewnym momencie przestał w nie wierzyć i oddalił się od niego. Kiedy ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, chłopak postanawia poznać przeszłość swojego dziadka. Udają się z ojcem na wyspę, gdzie Jacob postanawia znaleźć ten tajemniczy sierociniec. Wtedy zaczynają się dziać niesamowite rzeczy...
Wydanie książki jest śliczne. Dawno nie widziałam tak dobrze dopracowanej książki pod względem wizualnym. Wszędzie pojawiają się obrazki, każdy najdrobniejszy detal taki jak np. numerowanie stron jest doszlifowany. Niestety nie zrobiłam zdjęć jej wnętrza, ale wystarczy wpisać w wyszukiwarkę tytuł książki i na pewno pojawi się jej mnóstwo zdjęć.
Książka napisana jest prostym językiem, czyta się ją bardzo szybko. Sama historia jest bardzo ciekawa, jednak ta otoczka tajemnicy, nawet trochę horroru jaką imituje sama okładka i tajemnicze zdjęcia jest trochę na wyrost. Odniosłam takie wrażenie, że właśnie miał być to horror dla młodzieży, jednak na tym polu trochę się zawiodłam. Książka oczywiście jest tajemnicza. Były takie momenty kiedy myślałam, że już, już coś się wydarzy ale nie, nic takiego nie było. Osobliwe dzieci, również trochę mnie zawiodły, nie były tak straszne jak na zdjęciach.
Chociaż trochę się na tej książce zawiodłam to ostatecznie mi się podobała. Nie było tam takiej akcji jakiej się spodziewałam, ale może to i dobrze, bo jeszcze bym się przestraszyła ;) Książkę mogę Wam polecić, a ja już nie mogę się doczekać kiedy przeczytam następne tomy.
Moja ocena: 8/10
niedziela, 4 grudnia 2016
Nowości - listopad + podsumowanie czytelnicze miesiąca
Listopad minął, więc można już zaczynać odliczanie do Świąt. Ja jeszcze pozostaję w temacie poprzedniego miesiąca i zapraszam Was na nowości i podsumowanie czytelnicze.
Zacznę od zakupów nieksiążkowych. Za sprawą kodu -25% zrobiłam zakupy w Homedelight. Bardzo dawno już nie uzupełniałam swoich zapasów o nowości, więc wraz z sezonem grzewczym odpaliłam kominek ;) Moja kolekcja powiększyła się o:
Kringle Candle: Lily of the Valley, Dewdrops, Wild Poppies, Scarlet Rose, Splash, Coconut Wood.
Yankee Candle: Crisp Morning Air, Star Anise & Orange, Forbidden Apple, Wild Fig, All is Bright.
A co to za góry? To oczywiście nowości na naszych półkach. Ten stos po lewej jest mój, a po prawej siostry. Przy okazji wypróbowywałam nowy wystrój zdjęć ;) W tamtym miesiącu przybyło mi osiem książek, czyli trochę zaszalałam, bo w październiku było ich tylko dwie ;) Doczekałam się swojej pierwszej współpracy i otrzymałam egzemplarz recenzencki, nawet nie wiecie jak się z tego powodu cieszę :))
Sklepy wyprzedzały się z promocjami, dlatego skorzystałam z dwóch, na Znaku i w czarny piątek na stronie wydawnictwa Czarna Owca.
Znak: Eric-Emmanuel Schmitt "Kobieta w lustrze", "Intrygantki", "Małżeństwo we troje", Jakub Małecki "Ślady"
Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa HarperCollins: Carole Matthews "Miłośniczki Czekolady i ślub"
Czarna Owca: Laura Barnett "Wersje nas samych", Winston Graham "Jeremy Poldark", Warleggan"
Stosik siostry:
Czarna Owca: Julie Orringer "Niewidzialny most", Mariusz Ziomecki "Mr. Pebble i Gruda", S.K. Tremayne "Bliźnięta z lodu"
Muza: Sylvain Reynard "Raven", Katarzyna Bonda "Lampiony", Cecelia Ahern "Skaza"
Znak: Richard Paul Evans "Najcenniejszy dar", "Na rozstaju dróg", "Kręte ścieżki"
Ostatni stosik to książki jakie udało mi się przeczytać. Przeczytałam 12 książek, co uważam za wynik zadowalający, chociaż mogłoby być lepiej.
1. Anna Gavalda "Billie" 7/10
2. Remigiusz Mróz "Przewieszenie" 8/10
3. Juliusz Verne "W 80 dni dookoła świata" 7/10
4. K.A. Tucker "Jedno małe kłamstwo" 7/10
5. Magdalena Parys "Biała Rika" 7/10
6. Carole Matthews "Dieta Miłośniczek Czekolady" 7/10
7. Richard Paul Evans "Najcenniejszy dar" 8/10
8. Kenneth Grahame "O czym szumią wierzby" 7/10
9. Danka Braun "Historia pewnej rozwiązłości" 8/10
10. J.D. Salinger "Buszujący w zbożu" 7/10
11. Carole Matthews "Święta Miłośniczek Czekolady" 7/10
12. Carole Matthews "Miłośniczki Czekolady i ślub" 8/10 recenzja
W listopadzie przeczytane przeze mnie pozycje trzymały raczej równy poziom, dlatego nie będę wymieniać najlepszej i najgorszej książki.
Liczba stron jaką przeczytałam: 3760
Niestety dalej nie wyrabiam się z recenzjami. Została mi jeszcze do napisania jedna z października. Staram się to zmienić, ale jak widać z marnym skutkiem.
Jak Wam się podobają moje nowości? Coś Was szczególnie zainteresowało?
PS. Zapraszam na konkurs, jaki organizuję na Instagramie. Do wygrania są aż trzy egzemplarze książki "Miłośniczki Czekolady i ślub":) Kliknij w baner:
Zacznę od zakupów nieksiążkowych. Za sprawą kodu -25% zrobiłam zakupy w Homedelight. Bardzo dawno już nie uzupełniałam swoich zapasów o nowości, więc wraz z sezonem grzewczym odpaliłam kominek ;) Moja kolekcja powiększyła się o:
Kringle Candle: Lily of the Valley, Dewdrops, Wild Poppies, Scarlet Rose, Splash, Coconut Wood.
Yankee Candle: Crisp Morning Air, Star Anise & Orange, Forbidden Apple, Wild Fig, All is Bright.
Kolejne zamówienie woskowo-świecowe tym razem ze sklepu Pachnąca Wanna, oczywiście również za sprawą bardzo korzystnego kodu -25%. Tym razem jest to mieszanka różnych firm, które wzięłam na wypróbowanie. Do zakupów dostałam gratis sampler Yankee Candle Pink Peonia, który jest niedostępny w Polsce oraz notesik.
McCall's: Make A Wish, Jack Frost, Lilac, Flower Shoppe - już mogę je polecić. Są bardzo wydajne, wystarczy odrobina i te zapachy, mmm.. np. Lilac pachnie jak prawdziwy bez!
Colonial Candle: Morning Dew, Picnic in the Park
Goose Creek Candle: Sunset Sparkle, Sweet Petals, Lilac Garden
Yankee Candle: Macaron Treats
Village Candle: Lemon Pistachio, Dahlia, Lily of the Valley
Goose Creek Candle: Frozen in Time, Wildest Dreams
Kringle Candle: Watercolors
Mój stosik biblioteczny. Tym razem do domu przyciągnęłam: Kazuo Ishiguro "Okruchy dnia", Tarryn Fisher "Mimo moich win", Gavin Extence "Lustrzany świat Melody Black", J.D. Salinger "Buszujący w zbożu" i Wiesław Adamczyk "Kwiaty polskie na wygnaniu".A co to za góry? To oczywiście nowości na naszych półkach. Ten stos po lewej jest mój, a po prawej siostry. Przy okazji wypróbowywałam nowy wystrój zdjęć ;) W tamtym miesiącu przybyło mi osiem książek, czyli trochę zaszalałam, bo w październiku było ich tylko dwie ;) Doczekałam się swojej pierwszej współpracy i otrzymałam egzemplarz recenzencki, nawet nie wiecie jak się z tego powodu cieszę :))
Sklepy wyprzedzały się z promocjami, dlatego skorzystałam z dwóch, na Znaku i w czarny piątek na stronie wydawnictwa Czarna Owca.
Znak: Eric-Emmanuel Schmitt "Kobieta w lustrze", "Intrygantki", "Małżeństwo we troje", Jakub Małecki "Ślady"
Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa HarperCollins: Carole Matthews "Miłośniczki Czekolady i ślub"
Czarna Owca: Laura Barnett "Wersje nas samych", Winston Graham "Jeremy Poldark", Warleggan"
Stosik siostry:
Czarna Owca: Julie Orringer "Niewidzialny most", Mariusz Ziomecki "Mr. Pebble i Gruda", S.K. Tremayne "Bliźnięta z lodu"
Muza: Sylvain Reynard "Raven", Katarzyna Bonda "Lampiony", Cecelia Ahern "Skaza"
Znak: Richard Paul Evans "Najcenniejszy dar", "Na rozstaju dróg", "Kręte ścieżki"
Ostatni stosik to książki jakie udało mi się przeczytać. Przeczytałam 12 książek, co uważam za wynik zadowalający, chociaż mogłoby być lepiej.
1. Anna Gavalda "Billie" 7/10
2. Remigiusz Mróz "Przewieszenie" 8/10
3. Juliusz Verne "W 80 dni dookoła świata" 7/10
4. K.A. Tucker "Jedno małe kłamstwo" 7/10
5. Magdalena Parys "Biała Rika" 7/10
6. Carole Matthews "Dieta Miłośniczek Czekolady" 7/10
7. Richard Paul Evans "Najcenniejszy dar" 8/10
8. Kenneth Grahame "O czym szumią wierzby" 7/10
9. Danka Braun "Historia pewnej rozwiązłości" 8/10
10. J.D. Salinger "Buszujący w zbożu" 7/10
11. Carole Matthews "Święta Miłośniczek Czekolady" 7/10
12. Carole Matthews "Miłośniczki Czekolady i ślub" 8/10 recenzja
W listopadzie przeczytane przeze mnie pozycje trzymały raczej równy poziom, dlatego nie będę wymieniać najlepszej i najgorszej książki.
Liczba stron jaką przeczytałam: 3760
Niestety dalej nie wyrabiam się z recenzjami. Została mi jeszcze do napisania jedna z października. Staram się to zmienić, ale jak widać z marnym skutkiem.
Jak Wam się podobają moje nowości? Coś Was szczególnie zainteresowało?
PS. Zapraszam na konkurs, jaki organizuję na Instagramie. Do wygrania są aż trzy egzemplarze książki "Miłośniczki Czekolady i ślub":) Kliknij w baner:
czwartek, 1 grudnia 2016
Carole Matthews - Miłośniczki Czekolady i ślub
Czekolada uważana była za napój bogów. Już Majowie i Aztekowie potrafili docenić jej właściwości. W obecnych czasach jest również uważana za lekarstwo. Pomaga kiedy mamy zły dzień, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, czy szczęśliwi. Towarzyszy nam od dziecka. Przybiera różne formy, od czekolady w tabliczce, przez batony, wafelki, czekoladowe mikołaje, cukierki,... aż do formy pitnej.
Słodsza od czekolady jest tylko miłość!
Dziewczyny z Klubu Miłośniczek Czekolady już się cieszą na ślub roku, ale życie jak zwykle mnoży przeszkody...
W trudnych chwilach jak zwykle niezawodna okazuje się przyjaźń i... duża porcja czekolady.
"Miłośniczki Czekolady i ślub" to już czwarta część przygód szalonych przyjaciółek. W tej części życie każdej z nich wydaje się powoli układać, chociaż jak to bywa, to tylko pozory. Dziewczyny nie mogą się pogodzić z utratą swojego azylu, czyli ulubionej kawiarni. Niestety, żadna inna nie może ich zadowolić.
Lucy, nie pracuje już w Czekoladowym Niebie, ale jest szczęśliwa z Najdroższym (swoją drogą wolałam poprzednie tłumaczenie "Luby"). Marcus znowu pojawia się na horyzoncie i chce, żeby dziewczyna wróciła do kawiarni. Jego namowy powodują, że zaczyna się nad tym poważnie zastanawiać.
Autumn jest szczęśliwa z Milesem, teraz dodatkowo kiedy jej córka chce się z nią spotkać jej życie kwitnie. Czy jednak córka, okaże jej przychylność i znajdą wspólny język?
Nadia znalazła pracę, która jej nie satysfakcjonuje. Nie podoba jej się już życie w mieście, na dodatek dzielnica w której mieszka jest bardzo niebezpieczna. Jej myśli pochłania James, którego poznała podczas świąt.
Życie Chantal wydaje się układać, niedługo ma dojść do rozwodu i już się cieszy na przyszłość z Jacobem. Niestety, jej szczęście nie trwa długo...
A teraz pozostaje pytanie czyj ma być ten "ślub roku"? Kandydatek jest wiele...
Książka nie odbiega poziomem od pozostałych części. Jest świetnie napisana, tak że płynie się po słowach. Nie ma problemu, jeżeli ktoś nie czytał poprzednich części - autorka wszystko wyjaśnia, więc czytelnik jest na bieżąco.
Powieść pokazuje jak ważna w życiu jest przyjaźń. Czasem - jak w przypadku naszych dziewczyn - przyjaciółki są bliższe od rodziny. Same postacie nie są idealizowane, tak że każdy może się z nimi identyfikować. Mają problemy jak każdy człowiek, chociaż niektóre może nie przytrafiają się na co dzień normalnym ludziom.
To typ literatury przy której można odpocząć, pośmiać się, i poprawić sobie humor. Powiedziałabym, że to komedia romantyczna, napisana w starym, dobrym stylu. Na dodatek ta wszędzie obecna czekolada, mmmm.. Mam nadzieję, że to nie koniec przygód "Klubu Miłośniczek Czekolady", zakończenie może na to wskazywać, ale ciężko by mi było się z nimi rozstać. Z chęcią poznałabym ich dalsze losy.
Lubicie książki z dużą dawką humoru, przy których można się zrelaksować i zapomnieć o otaczającym Was świecie? Taka właśnie jest seria "Klub Miłośniczek Czekolady". Znacie już Lucy, Autumn, Nadię i Chantal? Jeżeli nie, to szybko to nadróbcie!
Uprzedzam, czytać z czekoladą w zasięgi ręki!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu HarperCollins.
Słodsza od czekolady jest tylko miłość!
Dziewczyny z Klubu Miłośniczek Czekolady już się cieszą na ślub roku, ale życie jak zwykle mnoży przeszkody...
W trudnych chwilach jak zwykle niezawodna okazuje się przyjaźń i... duża porcja czekolady.
"Miłośniczki Czekolady i ślub" to już czwarta część przygód szalonych przyjaciółek. W tej części życie każdej z nich wydaje się powoli układać, chociaż jak to bywa, to tylko pozory. Dziewczyny nie mogą się pogodzić z utratą swojego azylu, czyli ulubionej kawiarni. Niestety, żadna inna nie może ich zadowolić.
Lucy, nie pracuje już w Czekoladowym Niebie, ale jest szczęśliwa z Najdroższym (swoją drogą wolałam poprzednie tłumaczenie "Luby"). Marcus znowu pojawia się na horyzoncie i chce, żeby dziewczyna wróciła do kawiarni. Jego namowy powodują, że zaczyna się nad tym poważnie zastanawiać.
Autumn jest szczęśliwa z Milesem, teraz dodatkowo kiedy jej córka chce się z nią spotkać jej życie kwitnie. Czy jednak córka, okaże jej przychylność i znajdą wspólny język?
Nadia znalazła pracę, która jej nie satysfakcjonuje. Nie podoba jej się już życie w mieście, na dodatek dzielnica w której mieszka jest bardzo niebezpieczna. Jej myśli pochłania James, którego poznała podczas świąt.
Życie Chantal wydaje się układać, niedługo ma dojść do rozwodu i już się cieszy na przyszłość z Jacobem. Niestety, jej szczęście nie trwa długo...
A teraz pozostaje pytanie czyj ma być ten "ślub roku"? Kandydatek jest wiele...
Książka nie odbiega poziomem od pozostałych części. Jest świetnie napisana, tak że płynie się po słowach. Nie ma problemu, jeżeli ktoś nie czytał poprzednich części - autorka wszystko wyjaśnia, więc czytelnik jest na bieżąco.
Powieść pokazuje jak ważna w życiu jest przyjaźń. Czasem - jak w przypadku naszych dziewczyn - przyjaciółki są bliższe od rodziny. Same postacie nie są idealizowane, tak że każdy może się z nimi identyfikować. Mają problemy jak każdy człowiek, chociaż niektóre może nie przytrafiają się na co dzień normalnym ludziom.
To typ literatury przy której można odpocząć, pośmiać się, i poprawić sobie humor. Powiedziałabym, że to komedia romantyczna, napisana w starym, dobrym stylu. Na dodatek ta wszędzie obecna czekolada, mmmm.. Mam nadzieję, że to nie koniec przygód "Klubu Miłośniczek Czekolady", zakończenie może na to wskazywać, ale ciężko by mi było się z nimi rozstać. Z chęcią poznałabym ich dalsze losy.
Lubicie książki z dużą dawką humoru, przy których można się zrelaksować i zapomnieć o otaczającym Was świecie? Taka właśnie jest seria "Klub Miłośniczek Czekolady". Znacie już Lucy, Autumn, Nadię i Chantal? Jeżeli nie, to szybko to nadróbcie!
Uprzedzam, czytać z czekoladą w zasięgi ręki!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu HarperCollins.