Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja przedpremierowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja przedpremierowa. Pokaż wszystkie posty

Jørn Lier Horst - Nocny człowiek (recenzja przedpremierowa)

Kolejny tom serii o komisarzu Williamie Wistingu. W środku miasta zostaje znaleziona wbita na pal głowa dziewczynki. Policjanci mają trudne zadanie, muszą ustalić jak mogło dojść do tak okrutnego morderstwa, kim jest zamordowana oraz gdzie jest reszta jej ciała. Zamieszana jest w nie dosyć prężnie działająca grupa.. Czy sprawa tajemniczej walizki ma może z tym związek?

Czytaliście już kiedyś serię Horsta? Jeżeli nie to bardzo Was zachęcam. Powiedziałabym, że jest to kryminał obyczajowy. Nie jest to typowy kryminał gdzie sprawy prywatne policjantów mieszają się ze służbowymi. Czytamy o ich romansach, sprawach domowych i tym podobnych. Znamy oczywiście sytuację rodzinną Wistinga, ale nie wpływa ona w większym stopniu na prowadzone przez niego śledztwo. Może powinnam powiedzieć, że do tego tomu nie wpływała, bo ta część jest inna niż poprzednie, ale o tym za chwilę.

Prowadzone śledztwo jest ciekawe, ale o ile w poprzednich tomach zbrodnie były bardzo realne, czasami takie normalne o jakich czytamy w gazetach, o tyle w tym tomie jest trochę przekombinowane. Może i realne, ale nadające się do książki lub serialu kryminalnego. Co jeszcze różni ten tom, to mamy kolejną bohaterkę Line - córkę Witinga, dziennikarkę. Trochę mnie jej wątek denerwował, ponieważ jak to dziennikarka wszędzie jest jej pełno, wtrąca się we wszystko, doszło do tego, że nawet będąc w domu Wisting musi się kontrolować, żeby przez przypadek nie ujawnić niektórych faktów. Line powinna zostać policjantką, jest skuteczna w swoim działaniu i chciałabym zobaczyć ich oboje w akcji.

Książka mi się podobała, czytało mi się ją z przyjemnością. Jednak zabrakło w niej tej normalności, która charakteryzowała poprzednie tomy.

Moja ocena: 6/10
Czytaj dalej

Michelle Richmond - I że cię nie opuszczę (recenzja przedpremierowa)


Alice i Jake postanawiają się pobrać. Na ich ślub praktycznie przez przypadek trafia bogaty klient Alice z kancelarii. W prezencie ślubnym dostają tajemniczą skrzyneczkę, a w niej zaproszenie do "Paktu". Jest to elitarne stowarzyszenie małżeństw, które żyją według pewnych reguł, ale również podlegają karze. Ma on pomóc umocnić związek i sprawić, że przetrwa. Jednak, czy wszystkie reguły są sprawiedliwe, a kary są adekwatne do przewinień? I czy można opuścić "Pakt"?

Książka zaczyna się całkiem normalnie, jest para która planuje ślub, dobrze im się układa, praktycznie taka obyczajówka. Kiedy w grę wkracza "Pakt" nasi bohaterowie tak naprawdę nie wiedzą co to jest, ale są tak szczęśliwi jako nowożeńcy, że prawie bez pytań  wszystko podpisują. Wydaje im się, że to tylko taka zabawa dla dorosłych, ale niestety nie przewidują, że to wszystko dzieje się całkiem na serio.

Alice i Jake to przeciwieństwa. Ona kiedyś grała w zespole, jest dosyć roztrzepana, chaotyczna, on bardziej rozważny, poukładany i dokładny. Idealnie odzwierciedlają ich charaktery sceny kiedy Alice wraca do domu - od progu zdejmuje ubranie, zostawia po sobie ślad z części garderoby, natomiast Jake najchętniej zaraz by to posprzątał. Od początku książki bałam się, że ich małżeństwo się rozpadnie, pochopne oświadczyny, plus uosobienie Alice, która jest cały czas zapracowana mogłoby doprowadzić do końca ich związku. I wydaje mi się, że to dzięki "Paktowi", jego zasadom i świadomości, że mogą być kontrolowani na każdym kroku zdołali przetrwać, a szczególnie się zmienić.

Czytacie, że to jest thriller, ale nie spodziewajcie się krwawej jatki, czy mordercy biegającego z nożem po ulicach. Jest to thriller psychologiczny, ma elementy przemocy fizycznej, ale bardziej chodzi tu o zastraszenie psychiczne. Pewnie jesteście ciekawi, czy czułam dreszczyk emocji i niepokój? Czytałam bardziej emocjonujące thrillery, także odpowiedź brzmi nie. Byłam bardziej zaciekawiona, czy to dzieje się naprawdę, czy to tylko taki test, a na koniec wyskakują wszyscy "oprawcy" z okrzykiem "Niespodzianka!". Nie powiem, książka była bardzo ciekawa, bo przeczytałam ją praktycznie w półtorej dnia, więc jak na książkę, która ma niemalże 500 stron to o czymś świadczy.
Fajnym momentem, było pokazanie biblioteczki twórczyni "Paktu". Oczywiście musiała zawierać "Rok 1984", myślę że fani tej książki łatwo się odnajdą w rzeczywistości "I że cię nie opuszczę".

Podsumowując, książka mi się podobała. Pomysł na "Pakt" jest bardzo oryginalny, reguły były fajnie dopracowane. Jednak mam też trochę "ale". Jestem zawiedziona głównymi bohaterami. Praktycznie w ciemno decydują się na wstąpienie do organizacji, nie czytają dokumentów, które podpisują - po prawniczce nie tego się spodziewałam. Wyjaśnienie, całej organizacji było takie: jest tajne, jest dla małżeństw, mamy reguły którym należy się podporządkować,.. będzie fajnie! Tyle. Dodatkowo za mało było o samej organizacji, o takim jej faktycznym działaniu. Pozostało wiele niewiadomych, ale o nich nie będę opowiadać, żeby nie spojlerować ;) Zakończenie trochę mnie zawiodło. Zabrakło mi też czegoś w stylu "posłowia", gdzie autorka wyjaśniłaby skąd się wziął pomysł na książkę, czy inspirowała się książką, czy może istniejącą organizacją, takie ogólne podsumowanie i przemyślenia.

"I że cię nie opuszczę" to dobry thriller psychologiczny. Autorka pokazuje, że małżeństwo nie musi być idealne, takie pod linijkę, żeby było szczęśliwe oraz tak żartem czytajcie wszystko co podpisujecie! :D Książkę polecam, to przyjemna lektura.

Moja ocena: 7/10
Czytaj dalej

C. J. Tudor - Kredziarz (recenzja przedpremierowa)

Eddie ma 12 lat, mieszka w małym mieście w Anglii. Od małego przyjaźni się z Grubym Gavem, Hoppem, Mickeyem Metalem i Nicky. Lubią wspólnie spędzać czas, jak to dzieci, główną atrakcją wakacji jest jazda na rowerze po okolicy. Pewnego dnia Gruby Gav dostaje w prezencie urodzinowym pudełko z kolorową kredą, wymyślają specjalne znaki, znane wyłącznie im. Od tego czasu zaczynają się dziać niepokojące wydarzenia, które prowadzą do morderstwa. Tylko kto wykorzystuje ich znaki z kredy? Współcześnie dorosły Eddie dostaje niepokojącą wiadomość, czy zagadka z przeszłości, którą uważali za zamkniętą jest rzeczywiście rozwiązana?

Książka podzielona jest na rozdziały z teraźniejszości i retrospekcje z 1986 roku. Czytelnik wraz z rozwojem wydarzeń w przeszłości poznaje całą historię, jest ich uczestnikiem, co jest o wiele lepsze niż coś w rodzaju wspomnień. Przyznam też, że ta część z przeszłości bardziej mi się podobała.
Akcja dzieje się powoli, jednak czuć ciągłą atmosferę napięcia. Początkowo jest to taka sielanka z lat 80tych. Grupka przyjaciół spędza wspólnie wakacje, mają swoje przygody, jak to dzieci. Jednak jedno wydarzenie prowadzi do kolejnego i tak dalej, aż kulminacyjnym momentem jest morderstwo.

Czy to thriller? Nie do końca. Tak, trzyma czytelnika w napięciu, ale zabrakło mi tego czegoś. Bardziej bym powiedziała, że to książka obyczajowa z elementami thrilleru. Morderstwo było, ale jakoś bardzo nie wpłynęło na życie naszych bohaterów. Sam kredziarz jest zdecydowanie niedopracowany. Był to był, inni go tak nazywali, ale nie był nawet postacią drugoplanową, wręcz statystą w tle. A na koniec już zupełnie stracił swoją pozycję w książce.
Na zakończenie cała zagadka staje się błaha. Wiele wątków pozostało bez wyjaśnienia, potraktowane były pobieżnie, albo ich znaczenie w rezultacie umniejszono. Lektura pozostawia po sobie trochę niesmak, "Ale to wszystko? No jak to?!". Ja czuję zawód. Nie mówię, że jest to zła książka, bo nie jest. Czyta się bardzo dobrze i potrafi wciągnąć. Jest dobrze napisana, ale zakończenie psuje ogólny zarys historii i już po połowie można się go domyślić. Mogła być lepiej poprowadzona.

Zagraniczne media i czytelnicy zachwycają się tą historią. Ja już jestem przeczulona na takie pozytywne opinie z zagranicy. To samo było z "Dziewczyną z pociągu" - chociaż "Kredziarza" do niej nie można porównywać. Tyle zachwytów, King poleca (swoją drogą King ma koszmarny gust), a tu gniot. "Kredziarz" jest dobry, ale nie aż tak żeby się nim zachwycać.

Widzę bardzo różne opinie o tej książce wśród naszych blogerów, są i bardzo złe i rewelacyjne i takie jak moja, czyli czegoś jej zabrakło. Jednak "Kredziarza" mogę polecić, to dobra książka i jestem zdania, że każdy powinien ocenić ją według własnego gustu. Pozostawia po sobie trochę zawód, niektóre wątki, w tym tytułowego Kredziarza mogłyby być lepiej poprowadzone. Jednak patrząc na całokształt to dobra książka.

Moja ocena: 7/10
Czytaj dalej

Robyn Schneider - Dzień ostatnich szans (recenzja przedpremierowa)

Lane ma 17 lat i gotowy plan na przyszłość. Jest jednym z najlepszych uczniów w szkole, udziela się w różnych kołach i organizacjach, a w wolnym czasie przeważnie się uczy. Przerabia poziom rozszerzony, dlatego nie ma czasu na głupstwa i życie jak każdy nastolatek. Nawet ze swoją dziewczyną umawia się na naukę i wspólne odrabianie lekcji. Wie, że chce dostać się na Stanford i nie może sobie pozwolić na przyjemności. Wszystko byłoby super gdyby nie to, że zachorował na lekooporną gruźlicę i trafia do sanatorium Latham House na przymusowy odpoczynek. Tam poznaje Sadie i jej paczkę, teraz ma szansę chociaż raz poczuć się jak normalny nastolatek.

Lane to miły, porządny chłopak, nie ma skłonności do ryzyka. To ideał rodziców, robi wszystko, aby ich zadowolić. Kiedy trafia do Latham House nie może i nie chce się odnaleźć, stara się żyć tak jak wcześniej. Czuje się bardzo dobrze, dlatego wypiera się choroby. Postanawia wbrew zaleceniom lekarzy kontynuować naukę, ale może przypłacić to własnym zdrowiem.

Sadie dopiero w ośrodku może żyć pełnią życia. W "normalnym świecie" nie miała przyjaciół, była kimś w rodzaju ostatniego ogniwa szkolnej społeczności. Wiecznie poniżana i wyśmiewana. W Latham ma najfajniejszą paczkę wyrzutków, wagaruje, robi niedozwolone wycieczki do lasu, a nawet zostaje królową czarnego rynku.

Lane w towarzystwie Sadie i jej przyjaciół ożywa. Zapomina o chorobie, nauce i po prostu może cieszyć się życiem. Bo może to już ostatnia taka szansa? Nikt tego nie mówi wprost, ale cały czas grozi im śmierć. Nie ukrywam, że w trakcie akcji powieści śmierć jest dosyć częsta.
Dla naszych bohaterów to ostatnia szansa na normalne życie, zabawę, czy bycie normalnym nastolatkiem, a nawet na pierwszą miłość. Nie chodzi tu tylko o to, że są chorzy i mogą to być ich ostatnie dni. Zarówno Sadie, jak i Lane nie mieli wcześniej normalnego życia, dlatego teraz starają się to wszystko nadrobić. Robią wiele rzeczy pierwszy raz, łamią przepisy, chcą być jak najbardziej sobą jak tylko się da. Przykładowo kiedy na wieczór filmowy wszyscy przychodzą w pidżamach, oni zakładają stroje wieczorowe. Nie chcą pozwolić żeby choroba zdominowała ich myśli tak jak innych chorych z ośrodka. Próbują walczyć, żyć normalnie i nie poddawać się. Bo można albo zupełnie się poddać i tylko czekać na śmierć, albo można też wykorzystać ten czas najlepiej jak się potrafi.

Hipergruźlica nie istnieje, jednak gruźlica to nie jest choroba z przeszłości, nie skończyła się w XIX wieku, kiedy to zebrała swoje najliczniejsze żniwo. Współcześnie również można się nią zarazić. Jest to jednak choroba uleczalna i istnieją na nią odpowiednie leki.

"Dzień ostatnich szans" to bardzo dobra książka dla młodzieży i nie tylko. Idealna dla fanów Johna Greena, nie chodzi wyłącznie o wątek choroby, ale ogólnie o klimat powieści. To dobra obyczajówka, bo chociaż jest w niej wątek romansu, to romansem bym jej nie nazwała. Chociaż okoliczności w jakich znaleźli się nasi bohaterowie nie są wesołe, to humoru im nie brakuje, a humor i sarkazm w książkach bardzo cenię 😃 Bardzo się cieszę, że są jeszcze takie normalne, obyczajowe powieści dla młodzieży, a nie same romanse..
Książkę serdecznie polecam, czyta się znakomicie, chyba nawet za szybko. Nie ważne czy masz -naście, czy -dzieści lat i tak zachęcam do przeczytania.

Moja ocena: 8/10
Czytaj dalej

Hideko Yamashita - Dan-Sha-Ri. Jak posprzątać by oczyścić swoje serce i umysł

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić poradnik. Nie czytam takich książek często, można powiedzieć nawet, że wcale. Na dodatek jest to poradnik o sprzątaniu i to mój pierwszy jaki przeczytałam. Zapraszam na przedpremierową recenzję "Dan-Sha-Ri".
Każdy ma w domu takie przedmioty, które tylko zalegają. Stoją bezużyteczne, bo: może jeszcze kiedyś mi się przydadzą (te kiedyś zazwyczaj nigdy nie nadchodzi), nie mam serca ich wyrzucić, jakieś niesprawdzone prezenty,... A gdyby tak pozbyć się większości i pozostawić tylko to co niezbędne?

Danshari to nie tylko kolejna metoda sprzątania. To metoda, która pozwala poprzez sprzątanie zmienić swoje życie, doprowadzić również do ładu swój umysł.
"Danshari można zdefiniować w następujący sposób: jest to technika postępowania, w ramach której dokonuje się selekcji przedmiotów, co pozwala nie tylko na lepsze poznanie siebie, lecz także umożliwia zapanowanie zarówno nad zewnętrznym, jak i wewnętrznym nieładem."

Cała metoda opiera się na trzech zasadach:
Dan - niekupowanie nowych, bezużytecznych rzeczy, a zachowywanie tylko niezbędnych
Sha - pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów: wyrzucanie, oddawanie, sprzedaż
Ri - rezygnacja z przywiązania do rzeczy, poznanie siebie i własnych potrzeb

Danshari to długotrwały proces. Trzeba go ciągle powtarzać, bo to metoda na całe życie. Początkowe etapy są trudne. Wiem, ciężko jest wyrzucić coś co jest w nami od lat. Autorka mówi o tym, że trzeba podchodzić do tego powoli. W zależności od naszego czasu, np. mam wolne 15 min., więc posprzątam szufladę. Nad każdym przedmiotem trzeba się zastanowić i postawić pytanie "Czy jest mi to potrzebne?". Podobno przedmioty trzeba traktować jak osoby, kiedy ich się nie używa czują się niekochane, przez co są przygnębione i dlatego wytwarzają w otoczeniu złą energię i co za tym idzie ich właściciel również źle się czuje. Może to trochę śmieszyć, ale czy nie czujecie czasem natłoku w swoim domu i uczucia że macie wszystkiego za dużo?

Ja sama co jakiś czas robię generalny przegląd swoich rzeczy i zawsze znajdzie się coś do wyrzucenia. Czyli na swoim przykładzie mogę pokazać co robię źle. Jeśli muszę co raz robić takie większe porządki, to znaczy że przybywają mi nowe, niepotrzebne rzeczy, które i tak kiedyś wyrzucę. Dlatego po pierwsze muszę podczas zakupów wybierać tylko najpotrzebniejsze rzeczy oraz zrobić generalną selekcję swoich rzeczy. Nie mogę zostawiać takich, które może kiedyś mi się przydadzą.

Danshari to nawet nie metoda sprzątania, bo może w pierwszych etapach tak jest, ale to metoda ograniczania przedmiotów do tego stopnia, że sprzątanie nie będzie stanowić wielkiego problemu.
Sama metoda jest ciężka. Trzeba przestawić swoje myślenie z tego aby mieć wiele, na to aby mieć tylko to co potrzebne. Myślę, że w Polsce byłoby ciężko do niej przekonać większe grono, chyba że w młodszym pokoleniu, które nie pamiętają tego braku.. czegokolwiek w czasach komunizmu. W Japonii jest i było zupełnie inaczej, albo ktoś żyje minimalistycznie, albo panuje aż wielki przesyt.

Podsumowując metoda Danshari jest dosyć trudna. Nie powiem, że wszystko mi się w niej podoba, ale same intencje ma dobre. Prowadzi ona do tego, że pozbywając się niepotrzebnych rzeczy człowiek czuje ulgę, jakby miał więcej przestrzeni wokół siebie. Pozostawione najpotrzebniejsze rzeczy świadczą o tym kim jest jest ich właściciel.
Premiera 30.08

Moja ocena: 7/10
Czytaj dalej

Ann Patchett - Dziedzictwo

"Dziedzictwo" Ann Patchett to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera ostatnich miesięcy. Nawet sobie nie wyobrażacie jaka byłam szczęśliwa kiedy dostałam propozycję przeczytania jej jeszcze przed premierą :D Uwielbiam Patchett, to już jej trzecia książka którą przeczytałam i z całą pewnością powiem, że nie ostatnia. Zapraszam na recenzję przedpremierową.
Cała historia zaczyna się na chrzcinach. Przez przypadek zaproszono Berta, który wcale nie zna gospodarzy, jednak z jakiegoś powodu przychodzi na przyjęcie. Jego drinki z dżinu i soku ze świeżych pomarańczy robią furorę. Tam poznaje żonę Fixa Beverly, która staje mu się bardzo bliska. Po kilku latach już jako mąż Beverly gości w swoim nowym domu całą gromadę dzieci. Dzieci Beverly - Caroline i Franny - mieszkają z nimi na co dzień, a na lato przyjeżdżają jego dzieci - Cal, Holly, Jeanette i Albie. Panuje istny koszmar, ciągłe wrzaski i kłótnie powodują, że opieka nad nieznośną szóstką spada na Beverly, ponieważ Bert woli zaszyć się w pracy. Pewne wydarzenie jednego lata na zawsze zmienia życie obu rodzin...

"Dziedzictwo" opowiedziane jest oczami wszystkich bohaterów. Autorka najbardziej skupia się na Franny, której to losy głównie przedstawia. Historia ciągnie się w miarę chronologicznie. W marę, ponieważ są tu zauważalne przeskoki w czasie. Zaczyna się od najdawniejszych wydarzeń, ale przenosi się do mniej więcej współczesności, potem jest kilka lat wcześniej, znów współczesność, dzieciństwo i tak dalej.. Nie jest to jednak zabieg, który może spowodować trudności przy czytaniu, czytelnik jest w stanie się połapać.

Nie jest to książka w której wiele się dzieje, ale to tylko jej plus. Autorka ma ogromny dar opisywania uczuć, otoczenia,... W jej wykonaniu to po prostu magia! Najważniejsze jest tu wykonanie. Podziwiam kunszt pisarski autorki, jak kreuje postacie, jak pojawiają się nieoczekiwane sytuacje i mogłabym wymieniać tak bez końca.

Sam tytuł "Dziedzictwo" to również tytuł książki, która tam się pojawia. Napisana jest przez Leona Posena na podstawie historii, opisywanej w naszym "Dziedzictwie". Chociaż jest tylko inspiracją dla autora, ale wprowadził w niej jedynie niewielkie poprawki. Albie, który ma okazję ją przeczytać tak ją właśnie opisuje: 
"(...) zanim sobie uświadomił, o czym jest ta książka, był nią zachwycony."
I to właśnie kwintesencja książek Patchett! Zazwyczaj kiedy czyta się książkę już po samym opisie wiadomo czego się spodziewać. Z książkami Patchett jest zupełnie odwrotnie. Enigmatyczny opis, który daje tylko sam zarys powieści nie mówi praktycznie nic, ale od samego początku czytelnik jest zaintrygowany, nie może się doczekać kiedy historia się rozwinie, przyciąga go do siebie jak magnes, ale już wie że będzie nią zachwycony.

"Dziedzictwo" to pozornie prosta historia o dwóch rodzinach, które połączył przypadek. To opowieść o życiu, o drodze do poznania samego siebie. Na przykładzie bohaterów tej powieści widać, że czasem trzeba przebyć długą drogę, żeby znaleźć odpowiednie miejsce dla siebie. To również opowieść o przyjaźni, miłości rodzinnej, która nie zawsze musi być połączona więzami krwi.

Jest reklamowana jako książka na miarę "Małego życia". Nie czytałam "Małego życia", ale po licznych zachwytach wiem, że jest rewelacyjna. Ja bym raczej powiedziała, że "Dziedzictwo" to wszystko co najlepsze co może nam dać Patchett, samo jej nazwisko robi za reklamę.
To rodzaj literatury pięknej najwyższych lotów i na pewno nie wszyscy odkryją w niej to co na przykład mi udało się wyczytać między wierszami. Sposób przedstawienia historii jest po prostu idealny. Autorka umie pisać, to znaczy pisze rewelacyjnie, tak że kiedy opisuje jakieś błahe wydarzenie jest ono interesujące. Tak, uwielbiam Ann Patchett, to jedna z moich ulubionych autorek, chyba już się tego domyśliliście ;)

"Dziedzictwo" Ann Patchett serdecznie polecam. Premiera już 14 czerwca, jest na co czekać.

Moja ocena: 9/10
Czytaj dalej

JP Delaney - Lokatorka

Już 14 czerwca będzie miała premierę książka "Lokatorka" JP Delaney. A jeśli już teraz chcecie dowiedzieć się czegoś o niej więcej, zapraszam Was na przedpremierową recenzję.
Emma i Simon poszukują mieszkania. Zupełnie żadne nie przypada im do gustu, agent proponuje im prawie spełnienie ich marzeń - dom przy Folgate Street 1 z wszelkimi wygodami i z niską opłatą. To bardzo nowoczesny dom, dominuje w nim biel - a raczej to jedyny jego kolor - jest sterowany za pomocą nowoczesnej technologii, m.in. rozpoznaje twarz właściciela, ustawia wodę w prysznicu na ulubiony poziom użytkownika, czy dostosowuje światło do pory dnia i roku. Ale jest jeden haczyk. A raczej kilkadziesiąt. Umowa to tak naprawdę test psychologiczny, mający na celu poznanie nowego lokatora. Zawiera również pewne wymagania wobec mieszkańców. Muszą dbać o dom, wymaga samodyscypliny i wielu wyrzeczeń. A chętnych na nie jest sporo. Właściciel Edward Monkford sam wybierze lokatorów.
Jane, również chce zmienić mieszkanie i jej też agentka zaproponowała dom przy Folgate Street 1. Obie kandydatury przeszły, dlatego Emma i Simon oraz Jane zostają nowymi lokatorami, z tym że Emma umarła już kilka lat temu, a dokładniej w tym właśnie domu. Teraz Jane postanawia odkryć tajemnicę jej śmierci, bo czuje, że to jednak nie był wypadek, ale czy i jej nie grozi niebezpieczeństwo? Obie kobiety łączy to, że są po ciężkich przeżyciach i wyglądają niemal identycznie, czy to tylko przypadek?

Główni bohaterowie to bardzo silne postacie. Emma umie sobie w życiu poradzić, chociaż na pierwszy rzut oka wcale tak się nie wydaje. Jane jest stanowcza i nie da się jej zbyć byle pretekstem. Edward to postać dość złożona. Ukrywa swoje uczucia pod maską profesjonalizmu i niedostępności. Chce wszystko kontrolować i nie znosi sprzeciwu. Nie lubi pogadanek bez sensu, a od razu przechodzi do rzeczy.
Całość trochę przypomina mi Greya, a raczej sam Edward: od wyglądu głównych bohaterek, przez kontrolę i inne rzeczy, których nie będę wymieniać, aby nie psuć Wam czytania.

Książka napisana jest zarówno od strony Emmy, jak i Jane. Rozdziały o nich są przeplatane, ale nie burzy to ciągłości czytania. Język jest idealny, dlatego książki się nie czyta, a wręcz płynie.

"Lokatorka" to bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny. Trzyma w napięciu i powoduje, że chcesz rozwikłać główną zagadkę już od razu, dlatego nie możesz się oderwać. To zdecydowanie najlepszy thriller psychologiczny jaki czytałam w ogóle.
Polecam!

Moja ocena: 8/10
Czytaj dalej

Maciej Siembieda - 444

Lubicie historię, tajemnice, niewyjaśnione zagadki z przeszłości i sensację? Jesteście fanami Dana Browna? Jeżeli tak zapraszam Was na przedpremierową recenzję książki "444" Macieja Siembiedy od Wydawnictwa Wielka Litera - premiera 26 kwietnia.
Dziennikarz Paweł Włodarczyk nie należy do najlepszych w swoim fachu, wygryźli go młodzi i spadł na najniższy szczebel redakcji. Zajmuje się zapomnianą sprawą sprzed lat - zaginięcia obrazu Jana Matejki "Chrzest Władysława Warneńczyka". Przez lata uzbierał wiele dowodów i tyle samo swoich przypuszczeń i teraz pragnie przekazać je dalej. Kontaktuje się z Jakubem Kanią prokuratorem w IPN-ie. Kiedy jest już w drodze na spotkanie z Kanią ginie w wypadku. Obraz prowadzi do przepowiedni, według niej co 444 lata ma się pojawić wybraniec, który będzie mieć szansę pojednać dwie religie - islam i chrześcijaństwo. Czy prokuratorowi uda się rozwikłać zagadkę tajemniczego obrazu? Dlaczego w to wszystko jest wplątana islamska grupa Bokira, która nie chce dopuścić do odnalezienia obrazu Matejki?

Książka "444" jest dobrze napisana, przez co znakomicie się ją czyta, a dodam, że ma ponad 500 stron. Jest to książka sensacyjna i wyczuwa się w niej napięcie. Jednakże trochę dodałabym do niej parę emocjonujących pościgów. Cała historia składa się z kilku opowieści. Głównym jej bohaterem jest oczywiście Jakub Kania, ale poznajemy też co się dzieje w grupie Bokira, czy wersję Pawła Włodarczyka. Dodatkowo oprócz czasów współczesnych książka obrazuje nam czasy pierwszego wybrańca w 998 roku, 1444 i bitwę pod Warną, rok 1881 i historię powstania obrazu, a nawet rok 2332 i czasy pojawienia się czwartego wybrańca.
Części historyczne są w niej bardzo dobrze dopracowane. Postacie znane z historii są dobrze oddane jak i same realia. Piszę to jako historyk, więc możecie mi wierzyć na słowo ;) Oczywiście jest to fikcja literacka, więc autor popuścił trochę wodze fantazji, ale bez niej nie byłaby to powieść. Dla laików te fragmenty będą również zrozumiałe i szybko odnajdą się w okresie jaki opisują.

Jakub Kania to nie superbohater, czy James Bond, tylko zwykły człowiek. Jest bardzo inteligentny, szybko pojmuje zawiłości historii i jako prokurator IPN umie rozwikłać najtrudniejsze zagadki z przeszłości. Tak jest i tym razem, umie wiele sam zdziałać i szybko się nie poddaje. Jest to bohater, który wzbudza sympatię od pierwszej chwili, dodatkowo sarkazm i humor dominują w jego wypowiedziach, co przyznaję uwielbiam u książkowych bohaterów. Oczywiście ma do pomocy nie tylko piękną, ale i inteligentną panią stewardessę Katarzynę Karewicz.

Autor pokazuje, że ma wyobraźnię, czego dowodem jest bardzo ciekawy fragment z przyszłości. Opisany z wieloma detalami, przedstawia również rys historyczny od czasów nam współczesnych do 2332 roku. Nie powiem, żeby mnie ona napawała całkowicie optymizmem, ale nie mam co się martwić i tak tych czasów nie doczekam ;)

Książka Macieja Siembiedy "444" to bardzo dobra powieść sensacyjna. Jest tu wiele tajemnic i zagadek z przeszłości. Książka miała być porównywalna do "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna, gdyby było w niej więcej pościgów i mistycyzmu to bym się zgodziła, ale nie żyjemy w USA, więc nam Siembieda wystarczy ;) Autor widać, że dokładnie się przygotował do pisania, zawiłości naszej historii, jak i na przykład funkcjonowanie IPN-u nie należą do łatwych tematów, więc jak najbardziej trzeba go tu pochwalić.
"444" serdecznie polecam jeżeli lubicie sensację połączoną z tajemnicami z historii.

Na koniec pokażę Wam obraz "Chrzest Władysława Warneńczyka" Jana Matejki.

Tak na marginesie dodam, że szykuje się kolejna część przygód Jakuba Kani, tym razem z inną tajemnicą.

Moja ocena: 8/10
Czytaj dalej