Macie tak czasem, że chociaż książka bardzo Wam się podoba, to nie możecie sklecić o niej nawet jednego zdania, ale miałoby się chęć napisać o niej kilkustronicowe wypracowanie? Ja tak mam zazwyczaj kiedy książka jest świetna. I właśnie dzisiejsza książka taka właśnie jest. Nie będę ukrywać, że książka była rewelacyjna. Zapraszam na recenzję.
"Dygot" przedstawia losy dwóch rodzin: Łabendowiczów i Geldów na przestrzeni pokoleń, od czasów wojny do współczesności. Pierwsi są Jan Łabendowicz i Bronek Gelda. W życiu ich obu ważną rolę odgrywają przepowiednie i przekleństwa, które spadają nie tylko na konkretną osobę, ale i całe pokolenia. Jana wyklęła Niemka, którą miał bezpiecznie przewieźć do granicy. W efekcie tego rodzi mu się syn, inny niż wszyscy. Jest albinosem, którego całe społeczeństwo chce się pozbyć. W życiu Bronka ważna staje się przepowiednia cyganki. Jego córka zostaje dotkliwie poparzona. Losy obu rodzin stykają się za sprawą Wiktora i Emilii, niestety ich szczęście nie trwa długo, czy ich syn Sebastian wydostanie się z tego przeklętego koła?
Wiele osób uważa, że książka jest przecięta, o niczym i takie tam inne... Nie umieją oni dostrzec pewnych niuansów, piękna, wartości jakie ona przedstawia. "Dygot" jest pełny metafor, tak że trzeba by było poświęcić kilka lekcji języka polskiego, żeby je wszystkie wychwycić. Metafizyczne przeżycia są tam co chwilę. Magia przeplata się ze zwykłymi wydarzeniami dnia codziennego.
W życiu Łabendowiczów jest tego znacznie więcej. Są to prości ludzie ze wsi, którzy starają się tłumaczyć wszystko na swój sposób. Na przykład Jan "zbudował wojnę" - radio, które w momencie pierwszego włączenia nadawało komunikat o wojnie. Wiktor widzi różne rzeczy, których nie dostrzega zwykły człowiek. Widzi stwory, które wynurzają się o zmierzchu, czasem coś jest nieostre, pofalowane. Można to tłumaczyć jako wada wzroku, omamy, dostrzegalne kątem oka, kiedy światło się zmienia, ale czy do końca? Któż to może wiedzieć. Same postrzeganie albinizmu przez ludzi ze wsi jest bardzo zabobonna. Uważają, tak jak ludność w Afryce, że narządy takiego człowieka potrafią uzdrawiać.
Życie Sebastiana jest jednym wielkim dowodem na to, że życie właśnie zatacza koło i to na niego przeszły wszystkie konsekwencje krzywd wyrządzonych przez przodków. Z wyglądu jest bardzo podobny do Jana, a końcowa scena jest tego kwintesencją.
Sama książka jest świetnie napisana. Nie można się od niej wprost oderwać. Język jest niby prosty, lecz poetycki. Można podziwiać kunszt pisarski autora. Nie wiem jak można z pozornie zwykłej historii stworzyć coś takiego.
Przez całą książkę starałam się dociec co to jest takiego ten "Dygot". Pierwsze co mi się nasunęło na myśl to - jest to życie. Dygot towarzyszy człowiekowi od pierwszej chwili. Nie jest to tylko fizyczny dygot, również wewnętrzny, psychiczny. Nawet nie wiecie jaką radość mi sprawiło, kiedy przeczytałam ten cytat:
"Dygot" polecam wszystkim bez wyjątku. To książka piękna, zabiera wszystkie myśli czytelnika, nawet kiedy jej nie czytasz. Po prostu nie sposób o niej nie myśleć. To zdecydowanie jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku, a może i najlepsza. Na pewno nie oddałam wszystkich moich myśli i odczuć tak jak trzeba, ale nie sposób ich ubrać w zdania. Jest to dowód, że polskie książki potrafią być genialne, trzeba tylko dostrzec taką perełkę, wśród pustych muszli.
Moja ocena: 10/10 ulubione
Czytaj dalej
"Dygot" przedstawia losy dwóch rodzin: Łabendowiczów i Geldów na przestrzeni pokoleń, od czasów wojny do współczesności. Pierwsi są Jan Łabendowicz i Bronek Gelda. W życiu ich obu ważną rolę odgrywają przepowiednie i przekleństwa, które spadają nie tylko na konkretną osobę, ale i całe pokolenia. Jana wyklęła Niemka, którą miał bezpiecznie przewieźć do granicy. W efekcie tego rodzi mu się syn, inny niż wszyscy. Jest albinosem, którego całe społeczeństwo chce się pozbyć. W życiu Bronka ważna staje się przepowiednia cyganki. Jego córka zostaje dotkliwie poparzona. Losy obu rodzin stykają się za sprawą Wiktora i Emilii, niestety ich szczęście nie trwa długo, czy ich syn Sebastian wydostanie się z tego przeklętego koła?
Wiele osób uważa, że książka jest przecięta, o niczym i takie tam inne... Nie umieją oni dostrzec pewnych niuansów, piękna, wartości jakie ona przedstawia. "Dygot" jest pełny metafor, tak że trzeba by było poświęcić kilka lekcji języka polskiego, żeby je wszystkie wychwycić. Metafizyczne przeżycia są tam co chwilę. Magia przeplata się ze zwykłymi wydarzeniami dnia codziennego.
W życiu Łabendowiczów jest tego znacznie więcej. Są to prości ludzie ze wsi, którzy starają się tłumaczyć wszystko na swój sposób. Na przykład Jan "zbudował wojnę" - radio, które w momencie pierwszego włączenia nadawało komunikat o wojnie. Wiktor widzi różne rzeczy, których nie dostrzega zwykły człowiek. Widzi stwory, które wynurzają się o zmierzchu, czasem coś jest nieostre, pofalowane. Można to tłumaczyć jako wada wzroku, omamy, dostrzegalne kątem oka, kiedy światło się zmienia, ale czy do końca? Któż to może wiedzieć. Same postrzeganie albinizmu przez ludzi ze wsi jest bardzo zabobonna. Uważają, tak jak ludność w Afryce, że narządy takiego człowieka potrafią uzdrawiać.
"Życie zatacza koło, życie musi zatoczyć koło, inaczej się nie da. Ty siałeś krzywdę i krzywdę teraz zbierasz."
Życie Sebastiana jest jednym wielkim dowodem na to, że życie właśnie zatacza koło i to na niego przeszły wszystkie konsekwencje krzywd wyrządzonych przez przodków. Z wyglądu jest bardzo podobny do Jana, a końcowa scena jest tego kwintesencją.
Sama książka jest świetnie napisana. Nie można się od niej wprost oderwać. Język jest niby prosty, lecz poetycki. Można podziwiać kunszt pisarski autora. Nie wiem jak można z pozornie zwykłej historii stworzyć coś takiego.
Przez całą książkę starałam się dociec co to jest takiego ten "Dygot". Pierwsze co mi się nasunęło na myśl to - jest to życie. Dygot towarzyszy człowiekowi od pierwszej chwili. Nie jest to tylko fizyczny dygot, również wewnętrzny, psychiczny. Nawet nie wiecie jaką radość mi sprawiło, kiedy przeczytałam ten cytat:
"Życie to jest jeden, k****, wielki dygot."
"Dygot" polecam wszystkim bez wyjątku. To książka piękna, zabiera wszystkie myśli czytelnika, nawet kiedy jej nie czytasz. Po prostu nie sposób o niej nie myśleć. To zdecydowanie jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku, a może i najlepsza. Na pewno nie oddałam wszystkich moich myśli i odczuć tak jak trzeba, ale nie sposób ich ubrać w zdania. Jest to dowód, że polskie książki potrafią być genialne, trzeba tylko dostrzec taką perełkę, wśród pustych muszli.
Moja ocena: 10/10 ulubione